Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eigeltingen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eigeltingen. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 marca 2024

Posturlopowy spleen

Czy są tu jacyś dorośli? Czy ktoś może nam wytłumaczyć, dlaczego urlopowy okres mija tak szybko? Czemu te marne osiem miesięcy wolnego ucieka przez palce z tak zawrotną prędkością? Dopiero co wyjechaliśmy, a już jesteśmy z powrotem. Niemalże wczoraj kończyliśmy pracę, a tu jeszcze kilka tygodni laby i będziemy znów wieść życie w rytmie budzika. Spalone hiszpańskim słońcem zadki nam zbledną, w zamian zaś karki pokryją się piekącą purpurą. Ostatnia kropla potu nie zdążyła jeszcze porządnie wsiąknąć w plażowy piasek, a my, dzięki autostradowej teleportacji, nadajemy już do Was z salonowej kanapy.
 

piątek, 5 stycznia 2024

A któż to jest ten Sylwester?

Tradycyjnie już świętowanie imienin Sylwestra postanowiliśmy sobie darować i zaszyć się jak najdalej od czyniących to z upodobaniem współbliźnich. Na powyższym zdjęciu widać okna domku, który wynajęliśmy na głębokiej, bawarskiej prowincji. Co jeszcze można dostrzec na tej fotce? Nic? No właśnie, zupełna pustka. Tylko nasza mała wysepka światła na oceanie ciemności. Cisza oraz spokój. Żadnych ludzi, strzelających korków od szampana, wybuchających jeszcze bardziej widowiskowo fajerwerków, czy też umierających z bezmyślnym hukiem petard. Przed północą mycie zębów, hyc do łóżeczka pod cieplutką kołderkę i już budzimy się w Nowym Roku. Nie tylko dla nas było to jedno z najlepszych zakończeń dotychczas. Nasz czworonożny przyjaciel Komo wyraziłby z pewnością podobną opinię.
Stary kalendarz ścienny zastąpiliśmy nowym i po sprawie. O co tyle hecy? Toż to tylko zmiana daty- nic poza tym. Ziemia kręci się na drugi dzień identycznie jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Jedyna różnica jest taka, że bardzo wielu ludzi głowa boli bardziej niż zazwyczaj, a niektórzy nawet nie mogą doliczyć się wszystkich palców u dłoni, bądź też co gorsza- członków. O oczach nie wspominając.

Po przyjeździe do domu wybraliśmy się na kilka spacerów, by sprawdzić, czy aby na pewno nic się nie zmieniło po tej "magicznej" nocy. 
Jezioro jak chlupało wodą, tak i nadal czyni.

Zamek hrabiego dobrodzieja, jak stał, tak i wciąż spoczywa na pamiętających jeszcze średniowiecze fundamentach.

 
A okoliczne lasy, jak koiły nasze zmysły, tak robią nadal. Jedyna nowość jest taka, że po konsultacji z pocztową skrzynką, a konkretnie z jej zawartością, już wiemy, kiedy ruszamy ku kuszącej słonecznymi promieniami Hiszpanii. Mianowicie za dwa tygodnie. I jeśli to jest ta noworoczna zmiana, to jesteśmy jak najbardziej na tak :)

poniedziałek, 31 lipca 2023

Urlop od bezrobocia zakończył się definitywnie.

Po weekendzie nastał nam znienawidzony przez niemal wszystkich poniedziałek- i co, i nic! Budzik nie wyrwał nas ze snu bladym świtem, porankowi nie towarzyszyła żadna zombi-rutyna, a liczenie kolejnych, upływających często nazbyt wolno godzin na winnicy, nie zaprzątało nam umysłów. Zamiast tego obudziliśmy się (co prawda również bardzo wcześnie- cóż, pewne nawyki nie są tak łatwe do wyplenienia) i z radością skonstatowaliśmy, że cały nadchodzący dzień pozostaje ekscytującą zagadką. Nie mamy planu, nie mamy celu, nie ma za czym gonić, ani gdzie się spieszyć. I tak będzie przez kolejne doby. W dodatku bardzo liczne :) Wracamy po prostu do normy, do rutyny wolności. Przeznaczony na zarobkową pracę urlop od bezrobocia zakończył się definitywnie. I bardzo dobrze!
 
P.S. Za dzisiejszy cel obraliśmy sobie sprawdzenie, czy Jezioro Bodeńskie nie wyschło nam zupełnie, czy znane głównie z telewizji mordercze zmiany klimatu, nie zamieniły go w międzyczasie w płytkie, śmierdzące bajoro. Nic takiego nie miało miejsca- wszystko w normie, z tym że woda chyba zimniejsza niż w maju :)

piątek, 28 kwietnia 2023

Byle do jesieni!

Wróciliśmy na niemiecką ziemię, do naszej stałej siedziby, do mieszkania, do domu. Lecz czym jest dom? Abstrahując od tego, że nie mieszkamy od kilku lat w Polsce, czyli dla niektórych jest to już równoznaczne z byciem nie u siebie, to coraz mniej korespondujemy z tym określeniem, z tym terminem. No właśnie, słowo dom przez ostanie parę lat stało się dla nas pozbawionym duszy, nagim rzeczownikiem. Ot miejsce, gdzie trzymamy nasze klamoty, gdzie stoi wygodne łóżko, a szafy zasiedlają dobrze znane ubrania. Nie o to jednak chodzi, że rezydujemy na stałe za granicą, gdyż również we Wrocławiu nie czuliśmy żadnej przynależności do miejsca, do murów, ale także do społeczności, nie wpasowywaliśmy się w ten, wynikający z bycia częścią zbiorowości kontekst- dlatego właśnie wyemigrowaliśmy.

piątek, 30 grudnia 2022

Przełom Dunaju oraz alpejska panorama.


Cudze chwalicie, swego nie znacie- takie to powiedzenie kołatało się nam pod czaszkami, kiedy nieśpiesznie przemierzaliśmy głęboki kanion wyrzeźbiony przez jeszcze młody i rachityczny w tym miejscu Dunaj. Swego- znaczy się naszego lokalnego, niemieckiego krajobrazu, bo chociaż mieszkamy tu już od ładnych kilku lat, to czasami okazuje się, że dopiero teraz odkrywamy najbliższe wręcz atrakcje. Tak to już chyba jest, że często nie widzimy tego, co mamy pod nosem, a z kolei inni ludzie, by to zobaczyć, niejednokrotnie pokonują pół świata. Ale żeby nie było, że chwalimy tylko swoje, cudze cenimy równie mocno :)

czwartek, 22 grudnia 2022

Domowopieleszowy spleen.

Kiedy niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa,
Miażdży umysł złej nudzie wydany na łup,
Gdy spoza chmur zasłony szare światło spływa,
Światło dnia smutniejszego niźli nocy grób;

Kiedy ziemia w wilgotne zmienia się więzienie,
Skąd ucieka nadzieje, ten płochliwy stwór,
Jak nietoperz, gdy głową tłukąc o sklepienie,
Rozbija się bezradnie o spleśniały mur;

Gdy deszcz robi ze świata olbrzymi kryminał
I kraty naśladuje gęstwa wodnych smug,
I w mym mózgu swe lepkie sieci porozpinał
Lud oślizgłych pająków - najwstrętniejszy wróg;

Dzwony nagle z wściekłością dziką się rozdzwonią,
Śląc do nieba rozpaczą szalejący głos
Jak duchy potępieńców, co od światła stronią
I nocami się skarżą na swój straszny los.

A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką,
W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk,
Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko,
Czarny sztandar zatyka groźny tyran - Lęk. 
 

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Zimowe jęczały.

Od jakiś dwóch tygodni jesteśmy znowu w domu. Skończyło się słoneczko, w mglistej przeszłości powoli nikną morskie kąpiele oraz naturystyczne, bezwstydne wygrzewanie się na gorących kamieniach. Przeminęły usłane kamieniami szlaki, spalone żarem bezdroża, przygody i towarzyszące im zachwyty nad pięknem przyrody. Chowające się w falach wieczorne słońce, szumiące fale- to wszystko już za nami. Od jakiegoś czasu otacza nas jedynie szaruga, wilgoć, a od kilku dni nawet bielący świat mróz. Parafrazując Paula Verlaine'a: Wszystko wypite, wszystko zjedzone.

niedziela, 5 czerwca 2022

Dzyń, dzyń- czas wstawać!

Jedni z biurowych okien maja widok na ulicę, jeszcze inni na okoliczne wieżowce, a co bardziej hojnie obdarzeni przez los- na park. Zaś powyższa fotka to nasze widoki z "biura". Co prawda rzadko kiedy w tygodniu pracujemy w tym samym miejscu, ale zawsze towarzyszy nam zieleń, a i krowy są częstymi  "współpracowniczkami". Choć, jak wiadomo, tylko w serialach TVN jest zawsze różowo, a prawdziwe życie nie zawsze odpowiada telewizyjnym telenowelom. Tak jest też w naszym przypadku. Pomimo całego piękna przyrody na wypłatę trzeba zarobić ciężką pracą. W tym tygodniu zaczynaliśmy ją tuż po szóstej rano, więc musieliśmy wstawać niedługo po piątej. Z powrotem w pokoju byliśmy zaś przed szóstą wieczorem. Cóż, nie ma się co rozpisywać i pojękiwać- lekko nie było.

poniedziałek, 18 kwietnia 2022

A Ty za co siedzisz?

Wczoraj obchodziliśmy dwunastą rocznicę ślubu. Data w sumie ważna, choć w naszym przypadku bardziej liczy się moment poznania, a następnie dogłębnego zapoznania :) A fakt ten miał miejsce dziewiętnaście wiosen temu. I tak naprawdę od tego momentu liczymy nasz wspólny czas. Czyli nie dwanaście, a dziewiętnaście lat razem. Niemal połowa życia każdego z nas. Szmat czasu.
 

niedziela, 10 kwietnia 2022

Papa Was a Rolling Stone...

Już tydzień minął od naszego powrotu do domu. I musimy szczerze przyznać, że tyle czasu w jednym znanym nam miejscu zupełnie wystarczy. 
 
Jeżeli jeszcze przez pierwsze dni po powrocie towarzyszy człowiekowi popodróżowa ekscytacja oraz pozytywne pobudzenie, to kiedy po kilku dniach ten stan powoli mija, wraca stara, dobra melancholia. Nie jesteśmy widocznie stworzeni do osiadłego stylu życia, do dbania o ogródek, o dom, o relacje z ludźmi, o znajomych, o rodzinę, czy też dzieci. 

Można śmiało zanucić: Papa Was a Rolling Stone...

Widocznie niektórzy już tak mają. Nie potrafią, bądź nie chcą (co w sumie jest tożsame) zapuścić korzeni, ustatkować się gdzieś, by tam budować jakąś stałość, jakiś solidny dom na równie trwałym fundamencie, a nie tylko rozbijać co chwilę tymczasowe obozowisko. 

Nie żebyśmy nie lubili miejsca i okolicy w której jesteśmy zameldowani i posiadamy mieszkanie. W końcu nie bez powodu się tutaj znaleźliśmy. Nieruchomość jest spoko, wioska także. Tu nie o to chodzi, że coś jest nie tak jak powinno. 

Rozchodzi się o to, że najwspanialej jest być w ruchu, w drodze, zastanawiać się co czeka za kolejnym zakrętem, gdzie będziemy spać za tydzień, czy też w jakim języku będą mówić otaczający nas ludzie za miesiąc. Podejrzewamy, że nawet w Makarskiej, na Hawajach, a nawet w samym Raju po jakimś czasie nadszedłby ten moment. Chwila, w której nieznane staje się znane, a najbliższa okolica przestaje skrywać ekscytujące niespodzianki. Wtedy też zaczyna się to wiercenie w brzuchu, łażenie z kąta w kąt po mieszkaniu, szukanie przysłowiowej dziury w całym. Ot syndrom niespokojnych nóg po prostu. Każdej kolejnej nocy śpi się coraz gorzej, a każdy kolejny spacer cieszy coraz mniej. To znak, że albo zaciągniemy porady specjalisty, by usłyszeć diagnozę: depresja, albo rozpoczniemy naturalne leczenie, czyli ruszymy dalej. 

Najgorsze, a może i najlepsze w całej tej kwestii jest to, iż miast przemijać z wiatrem czasu dolegliwość ta się pogłębia. 

I jak tu żyć?

środa, 16 lutego 2022

Z przykrością informujemy...

Ach to nasze marne życie! Dopiero co wróciliśmy do domu z Polski, ledwo co rozpakowaliśmy bagaże i delikatnie wygrzaliśmy pościel, a już czas znowu zbierać się w drogę. Powiedzcie sami Szanowni Czytelnicy, jak żyć? Cóż to za marny los dany jest nam doświadczać? Nic tylko ciągłe jeżdżenie bez określonego celu. Na dodatek za własne, z trudem zarobione oraz okraszone krwistymi odciskami (w sumie lepsze nagniotki, niż odleżyny :) Franki. Lecz koniec już, dość tego narzekania! Czy prawdziwi twardziele zwykli się tak mazać? W sumie to nie wiemy, bo rzadko z takowymi osobnikami obcujemy, ale kończąc już ten smętny wywód jakimś konkretem, pragniemy z żalem poinformować, iż w piątek ruszamy na kilka tygodni do Chorwacji :)
 

niedziela, 16 stycznia 2022

Trzy stare grzyby.

Niczym te trzy stare purchawki dokonujące żywota w przesiąkniętej wilgocią ściółce, tak i my od powrotu z pławiącej się w słońcu Italii gnuśniejemy na salonowej kanapie. Tej grzybowej transformacji z pewnością sprzyja pogoda, która za pomocą spowijającej coraz częściej naszą wioskę mgły oraz wdzierającej się nawet bezpośrednio do mózgu wilgoci nie polepsza depresyjnej sytuacji. Całe szczęście zdarzają się jeszcze takie dni, podczas których morowy opar podnosi się i pozwala osuszyć się nie tylko światu, ale także naszym pleśniejącym powoli jestestwom. Wtedy właśnie wyruszamy na długie spacery (oczywiście wyposażeni w aparat :), by kiedy w przyszłym roku przyjdzie nam wspominać ten ponury czas, móc zafałszować odrobinę przeszłość i powiedzieć: przecież nie było tak źle, na wszystkich fotkach widać tylko błękit nieba oraz towarzyszący mu słoneczny blask.
 

niedziela, 5 grudnia 2021

Życiowe all inclusive.

Jakiś czas minął już od naszego powrotu na emigracyjne, germańskie łono. Wypadałoby więc napisać parę zdań o tym, jak nam się tutaj bytuje. No cóż, najprostsze i chyba najbardziej szczere będzie użycie słowa: różnie. Od pozytywnej, rozświetlonej słonecznym blaskiem euforii, do depresyjnej, wilgotnej oraz mglistej melancholii. Po prostu życiowe all inclusive :)

niedziela, 26 września 2021

I co? I dupa!

Ostatni wpis przepełniony był słowami pełnymi optymizmu, które to wskazywać mogłyby na to, iż sukces jest już blisko. Że mamy to, że zostajemy niemal pełnoprawnymi posiadaczami ziemskimi. No i co? I dupa :)
 

wtorek, 27 kwietnia 2021

Pewnych zmian nie da się cofnąć.

Ostatni rok (z wiadomych przyczyn) sprawił, że wśród wielu ludzi wzrosło turystyczne zainteresowanie najbliższą okolicą, własnym miastem, czy też krajem. Niektórzy nie mogąc podróżować w odleglejsze miejsca, co było następstwem ograniczeń w przekraczaniu granic, lataniu etc. ustanowili  w swoich głowach granice, które prawdopodobnie tak szybko nie runą (o ile w ogóle). Pewnych zmian nie da się cofnąć, tak samo jak postępu.

środa, 14 kwietnia 2021

Myśli ubrać w słowa

 
Stało się, wróciliśmy. Choć tak naprawdę to jesteśmy w domu* już od kilku ładnych dni i szczerze mówiąc, mieliśmy już dawno dodać jakiś wpis, ale póki co nie mogliśmy się do tego zabrać. Pustka w głowie sprawia, że nie wiedzieliśmy jak myśli ubrać w słowa. 
 
*ostatni rok sprawił, iż "dom" to już nie to przytulne, bezpieczne miejsce do którego się z chęcią powraca po długich wojażach, lecz bardziej więzienie z którego człowiek wyrwał się na krótką przepustkę, czy też przesadził kraty uciekając, by za chwilę zostać złapanym i następnie powrócić do odsiadywania wyroku.

środa, 3 marca 2021

Nadszedł czas, by zrzucić wreszcie puchową wylinkę

Niniejszy wpis niech stanowi swoiste pożegnanie z zimą oraz towarzyszącemu jej śniegowi, mglistymi dniami, krótką dobą oraz niepodzielnie panującą w tym sennym czasie szarugą, która to z kolei zaciemniała nasze dusze, a umysły spychała w odmęty depresyjnych myśli. Dość!

Pierwsze śmielsze promienie słońca zaczęliśmy przyjmować już kilka tygodni temu, jeszcze w warunkach szklarniowych. Niczym małe nasionka czekające w cieplarni na wysadzenie do ziemi, by mogły przepełnione odwagą korzenie zapuszczać coraz głębiej w ziemię, zaś gdy już będą miały solidny fundament, obdarzyć świat uśmiechem kwiatów.

czwartek, 29 października 2020

Prozakowa proza życia

Miesiąc zbliża się już niemal do końca, pandemia przybiera na sile, zaś stan naszych dusz oraz umysłów pikuje mocno w dół. Można powiedzieć, że odwrotnie proporcjonalnie do krzywej zachorowań na tak modnego w tym roku Covida. Siedzimy gównie w domu, gdzie na niemal już znienawidzonej kanapie marzymy o dalekich podróżach, szalonych przygodach, czy chociaż smutnej prozie bumelanckiego życia. Zaś z braku dopiero co wspominanych, zaspokajamy się spacerami po lesie, rowerowymi przejażdżkami oraz alkoholem. Po prostu, jak wielu współtowarzyszy lockdownu, użalamy się nad sobą :) Całe szczęście jest jeszcze Instagram oraz jego kreowana bogatą paletą filtrów do zdjęć, niemal wiecznie pozytywna, wirtualna rzeczywistość. Dlatego też, żeby nie upaść totalnie na muliste dno depresji, także i my dokładamy tam swoją szpikowaną prozakiem cegiełkę. Natomiast ten wpis, to swoista dokumentacja naszego dawkowanie tegoż :)

Powyższa fotka: 

 Nie ma chyba bardziej klasycznego widoczku w Konstanz. Strzegąca wejścia do portu Imperia, błękitne jezioro, a w tle zamykające całość Alpy ⛵🐟🗻

Jak widać nasze publikacje obfitują w emoji :):
 
Niestety, większość jesiennych planów podróżniczych umiera właśnie na naszych oczach 😷 Całe szczęście jednak, że mieszkamy w całkiem przyjemnej okolicy 🐟⛵ i możemy poudawać, iż jesteśmy na urlopie 😉

Kolejny wpis z cyklu: Z cyklu: 
 
Z cyklu: życie zbieracza- łowiacza. Spacer do hrabiego w poszukiwaniu orzechów, jabłek oraz innych jesiennych płodów pochodzących z zamkowych włości. Ach ci bogacze, oni nie szanują darmowych darów natury, owoce gniją na ziemi...😉Wiadomo, łatwiej podjechać Mercem do Biedronki 😆

Jak widać popełniamy to cyklicznie :):  
 
Z cyklu: uroki mieszkania w pobliżu jeziora- mgła 🤔 W prognozie pogody zapowiadają piękny, słoneczny dzień... i owszem, pewnie taki jest, ale ponad mgłą 😉

Jak wspominaliśmy na początku, pola, lasy...: 
 
W tym roku zamiast żółtego piasku mamy skrzące się jasnym złotem pola... zaś błękit nieba musi wystarczyć nam za morskie tonie...i siebie samego 🤔
W tym szalonym czasie nawet niebo musi robić za dwóch 😉

Komuś się wyraźnie pogarsza (a w przychodni nie odbierają telefonów): 
 
Melancholia, spleen, Weltschmerz, apatia, chandra, przygnębienie, smutek, nostalgia, czy też po prostu depresja.

Co też roi się w tych niespokojnych główkach...

Ale co tam, nie dołujmy się. No już, wszyscy wzuwamy na twarz uśmiechy i do przodu!

Ale, ale, przecież ich nie widać, bo zakrywamy je maską.

Ochronną!

Witaj deszczowy poniedziałku! 🤯

Angażujemy się nawet politycznie. Ważne, że bezpiecznie, znaczy się na odległość: 
 
Nie bez powodu od kilku lat żyjemy za granicą. Nigdy nie była to emigracja zarobkowa, a bardziej światopoglądowo- kulturowa.

Państwo polskie jest nam politycznie coraz odleglejsze, lecz mimo wszystko jesteśmy nadal Polakami i mamy prawo, a w obecnej chwili nawet obowiązek, wyrazić swoją opinię oraz głosić własne poglądy.

Nie ma nic cenniejszego niż wolność. Wolność wyboru oraz wolność sumienia!! Nie można pozwolić, by dyktat katolicko- pisowski w jakikolwiek sposób ją ograniczał. Skończmy z tym średniowieczem.
Jebać PiS! ⚡⚡⚡

Dokładnie!:
 
Dobra, dość tej polityki 😉 Czas wrócić do widoczków 😎


A to już perełka z dzisiaj:

Ni odległe góry, ni dalekie morza- wszystko to w marzeniach,
gdyż dusi obroża.
Zaś, gdy już totalna ogarnia kurwica, pozostaje własna, bliska okolica.
😉😎

To by było na tyle, czas coś polać :) Pamiętajcie, Bądźcie pozytywni! Tylko nie po zrobieniu testu... ha, ha, ha...

wtorek, 1 września 2020

Sztywne, kolorowe strony gazetowe.

Tak jak pewnie większość z Was, nas także koronowe szaleństwo zmusiło do trzymania się blisko domu. Całe szczęście w Niemczech nie było tak rygorystycznych restrykcji jak w Polsce, można było chodzić na spacery, jeździć rowerem i tym podobne. Trudno było jednak kupić papier toaletowy oraz drożdże. Szczęśliwi ci, którym się to udało, reszcie pozostawały sztywne gazety oraz niewyrośnięte placki zamiast puszystego chleba :)

W sumie to nie cierpieliśmy zbytnich niedogodności. Zakupy raz w tygodniu, spacerki, rowerki, regularna konsumpcja większych niż zazwyczaj ilości alkoholu oraz stronienie od ludzi. W sumie nasze normalne życie ;) Do tego pogoda dopisywała i już w marcu mogliśmy rozpocząć sezon balkonowo-plażowy.

Nie mogliśmy tylko przeboleć i w sumie do tej pory nie możemy, że nie dane nam było pojechać nigdzie kamperem. A plany były ambitne (Korona, ty ku.wo!). Może uda się wybyć gdzieś na dłużej po zbiorach, czyli w październiku, ale kto wie (ktoś tam pewnie wie, patrz:druga fala). Wróćmy jednak do pierwszej oraz czas niekończących się leśnych spacerów...

...oraz należytego wzmacniania się zepsutym winnym sokiem. Wiadomo, jak ruszać na walkę z podstępnym wirusem, to alkohol jest najlepszym orężem. A, że nie tak wysokoprocentowy, to dążyliśmy po prostu do wyższej koncentracji tychże we krwi poprzez kumulację konsumpcji. Nie będziemy zagłębiać się tu w naukowe szczegóły- grunt, że działa :)

Mieliśmy też dużo czasu na zwiedzanie okolicy (jakbyśmy normalnie nie mieli, ha, ha). W tym przypadku: odwiedziny u hrabiego. Zamek jest w rękach rodziny, która na dodatek ciągle go zamieszkuje, od wieków. W Niemczech, w odróżnieniu od Polski, byłe rodziny arystokratyczne są wciąż posiadaczami lasów, wielkich areałów ziemskich oraz zamków. Mimo minionych wojen, ta ciągłość historyczna wciąż trwa.

Kurde, ładna ta nasza wioska. Czasem żartujemy między, że to najczęściej fotografowana dziura w Niemczech.

Zaś pod koniec marca wiosna rozgościła się na dobre.

My zaś dzieliliśmy czas między spacery oraz świeżo zaaranżowane atelier do plecenia makram i innych sznurkowych cudów.

Jak widać, także Komo wspierał nas dzielnie ;)

Cyklu spacerowego ciąg dalszy...

...oczywiście z nieodłącznym mistrzem pierwszego planu :)

Kolejne wizyta, tym razem u ostatniej królowej Portugalii. Tak, tak, właśnie w tym dworku nieboraczka dokonała żywotu po upadku monarchii.

Ale co tam historia, gorąco- trzeba uzupełniać płyny.

Z perspektywy nadchodzącej jesieni oraz nieubłaganie następującej po niej zimy, aż chce się krzyknąć: wiosno wróć!


Z biegiem dni zapuszczaliśmy się coraz dalej, pomimo, że przepisy mające wspierać walkę z wirusem stawały się jeszcze bardziej rygorystyczne. Dobrze, że można było jeździć rowerem bez maseczki.

Kwietniowa kąpiel w przedalpejskim jeziorze? Czemu nie!

Ok, wszystko fajnie, nawet nie dłużył nam się ten dziwny koronowy czas...momentami było nerwowo, kilka nocy wypadło z grafika, ale co tam, trzeba  żyć i marzyć dalej. Poza tym...
...ktoś tu już zwęszył nadchodzące zmiany :)

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Nadrabiania blogowych zaległości ciąg dalszy.

Nadrabiania blogowych zaległości ciąg dalszy. Po przekroczeniu Alp oraz szwajcarskiej granicy powróciliśmy na niemieckie łono, do naszej zagubionej pośród lasów wioski. Ale co tam bory, co tam leśne knieje...

...ważne, że jest jezioro i do tego całkiem niedaleko.

Udało się nam nawet przytargać odrobinę słońca w kamperowym kufrze ;)

Znaleźliśmy sobie także nowe hobby. Tak, tak, tymi rękoma zrobione!

Pod naszymi oknami przechodził karnawałowy pochód. Przez dwa dni. Nic nie jest tak ważne dla Niemców jak karnawałowy pochód właśnie. Nazywają to piątą porą roku i w porównaniu z nią Sylwester to herbatka u babci. Kilka dni takiego pijaństwa nawet w Polsce się nie zdarza.

Na początku lutego zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki wiosny, tym samym wlewając w nasze serca nadzieję na mający nastąpić niedługo wyjazd do Hiszpanii (hi, hi, możecie sobie pomarzyć!)

Oto i nasza wioska. Ta mała plamka w lewym górnym rogu zdjęcia to Jezioro Bodeńskie. Za nią zaś, na horyzoncie dumnie piętrzą się Alpy.

Nim jednak zamierzaliśmy wyruszyć w cieplejsze klimaty wybraliśmy się z wizytą do Polski.

Nie jesteśmy miłośnikami zimowego kamperowania, dlatego też cenimy każdy promień słońca, który wśliźnie się do środka.

Miejscówka, która latem pękała w szwach teraz była cała nasza. Jak widać, nie tylko my wzbraniamy się przed spaniem w zimnicy.

Ale od czego jest kocyk i farelka :)

Tradycyjny już ostatni postój przed polską granicą. Bautzen, czy też Budziszyn nie zawodzi nigdy.

Jeszcze kilka kilometrów i już możemy polerować wrocławskie bruki. Niestety, po kilku dniach pobytu nadeszło koronowe szaleństwo i postanowiliśmy się naprędce ewakuować, nim wszystko się zamknie.


By być jeszcze bardziej zabezpieczonym przed zarazą, miast noszenia maseczek ukryliśmy się po prostu w krzakach ;) Po przekroczeniu niemieckiej granicy świat wydawał się jeszcze w miarę normalny, wesołe dzieci pędziły chodnikami do szkoły, wszystko było otwarte i nikt nie myślał jeszcze o obowiązku noszenia maseczek. Nie trwało to jednak długo...