poniedziałek, 29 kwietnia 2013

pożegnanie Prowansji

Coś ostatnio słabo u nas z internetem, więc po mozolnym oczekiwaniu wrzucamy dużo zdjęć. Nie będziemy się zanadto rozpisywać (jak widać po ostatnim poście, wyobraźnia zaczyna nas ponosić), niech przemówią obrazy :)


Saint Paul Trois Chateux.




W drodze na szczyt.





 Bób- samodzielnie łuskany.

 Grignan.




 Handel obwoźny. Taka mobilna Castorama.



 Z wizytą u kamperowego fryzjera :)

 Takie to cuda sobie konsumujemy w zaciszu kamperowej kuchni.

 Nocleg pośród winnic. Montbrison.


 Lawenda.

 Niestety jeszcze nie kwitnie.

Dla wszystkich, którzy oczarowani widokami, chcieliby odwiedzić te urocze miejsca dodajemy namiary :)

SAINT PAUL TROIS CHATEAUX
GPS: N 44.34793 E 4.76981
  • darmowy parking i serwis;
  • duży plac, niestety nie ma wydzielonych miejsc dla kamperów i trzeba stawać między osobówkami;
  • blisko starówki;
  • tuż przy informacji turystycznej i policji;


GRIGNAN
GPS:
  • darmowy parking pośród drzew bez serwisu (serwis znajduje się przy hipermarkecie Intermarche);
  • trochę na odludziu, przy grocie;
  • przyjemnie i cicho (a jeżeli stoimy samemu to i strasznie :)) ;


MONTBRISON
GPS: N44.43659 E5.01773
  • darmowy parking z prądem i wodą (z kranika znajdującego się kilka metrów dalej);
  • przy winnicach;
  • serwis znajduje się ok.2 km dalej ( GPS: N44.42773 E5.02436 );


LE TEIL
GPS: N44.55138 E4.68972
  • darmowy parking z serwisem na terenie po nieistniejącym już kempingu;
  • wydzielone, przestronne miejsca dla kamperów;
  • ładne, małe miasteczko.

sobota, 27 kwietnia 2013

Krótka historia o tym, dlaczego czasem lepiej dać zarobić kempingom cz.1.

Ze snu budzą mnie jakieś niezidentyfikowane dźwięki. Spoglądam na zegarek, jest kwadrans po północy. Krople deszczu rozbijając się o dach kampera wybijają monotonny rytm. Spoglądam przez maleńkie okienko alkowy na otaczającą nas ciemność. Spowite chmurami niebo nie przepuszcza żadnego światła. Ledwo widoczne kontury otaczających nas drzew dodatkowo rozmywa padający deszcz. Nasłuchuję. Cisza. Wciąż cisza. Nagle znów słyszę odgłosy, które wybudziły mnie z beztroskiego chrapania. Metaliczny dźwięk przypomina trochę wiercenie i dochodzi gdzieś z drugiego krańca polany. Teraz sobie przypominam, że po lewej stronie polany na której postanowiliśmy się zatrzymać, by spędzić noc stał mały, rozpadający się domek. Oprócz niego nic, zupełne odludzie. Tylko my i przyroda. Takie bynajmniej były założenia za dnia gdy parkowaliśmy tu w cieniu rozłożystego dębu. Teraz, prawdopodobnie z tego sypiącego się domostwa dobiegają te niepokojące odgłosy. Wrr, wrr, powtarza się rytmicznie. I coś jeszcze, jakby krzyk. Nie, to niemożliwe. Otwieram okienko i nasłuchuję. Musiało mi się wydawać. Cisza. Już mam zamykać szybkę, kiedy wyraźnie do mnie dochodzi czyjeś przytłumione wołanie o pomoc i coraz głośniejsze wrr, wrr... Ogarnia mnie lęk. Czemu nie posłuchałem żony i uparłem się żeby tu nocować. Osioł, zawsze musisz postawić na swoim. Co robić? Deszcz się nasila. Wołanie jednak nie ustaję, wręcz słychać coraz wyraźniejsze:
P O M O C Y!
Przełamując wypełniającą mnie coraz bardziej panikę postanawiam sprawdzić co się dzieję. Schodzę na dół i ubieram się. W głowie kłębią się myśli. Nie, to niemożliwe. Takie rzeczy dzieją się amerykańskich horrorach klasy B. Na pewno nie w realnym świecie. Może jakieś małolaty stroją sobie żarty i postanowiły nastraszyć naiwnych turystów. Pewnie tak. No to pokaże gówniarzom, że im się nie udało. Jeszcze mnie popamiętają. Biorę policyjną pałkę, którą wozimy dla obrony i wychodzę.
Na zewnątrz jest zimno, a deszcz pada coraz mocniej. Ruszam w stronę wrzasków. Gdy zbliżam się do rujny, zaczynam dostrzegać niewyraźne światło wydobywające się z piwnicy. Wrr, wrr i kolejne, powtarzające się krzyki. Dochodzę do ściany, przykucam brudząc sobie przy tym ręce o rozmokłą ziemie.

Cholera! Wstrętne gnojki! Jeszcze mnie popamiętacie.

Zaglądam.
W małym, ciasnym piwnicznym pomieszczeniu znajdują się dwie postacie, a dokładniej jedna leży na szpitalnym łóżku, a druga się nad nią pochyla. Dostrzegam i wiertarkę. Wrr, wrr. Spoczywający na łóżku jest przywiązany jakimiś pasami, czy może sznurem. Widać, że nie może się ruszyć, a na jego zmasakrowanej twarzy maluję się ból i strach. Postać górująca nad nim wpycha mu w usta knebel. Przysuwam się odrobinę bliżej do brudnej, pokrytej pajęczynami szyby by lepiej widzieć. Opieram się przy tym o oślizgły grunt, ręka mi ucieka i przewracam się. Unoszę głowę w stronę piwnicy i widzę, że postać z wiertarką mnie spostrzegła. Nasze spojrzenia się spotykają.

Uciekać, szybko uciekać!

Zaczynam ile sił w nogach biec w kierunku dębu pod którym nocujemy. Ślizgam się na mokrej trawie. Upadam. Wstaje jednak szybko i dalej biegnę. Wpadam do samochodu. Niestety z emocji zapomniałem, że tuż nad wejściem wisi mała szafka. Wbiegając uderzam o nią głową. Nieprzytomny padam na podłogę.

Budzę się zlany potem. Na szczęście to tylko sen. Z zewnątrz dobiegają tylko odgłosy zalewających świat kropli deszczu. Chociaż nie, coś słyszę. Przełykam gęstą ślinę, pot występuje na moje rozpalone czoło, a serce zaczyna bić coraz mocniej. To chyba jednak nie był sen. Ktoś zaczyna walić w drzwi kampera...

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Comps i Awinion 2

Po szumnie ogłoszonym w poprzednim wpisie nadejściu lata prognozy postanowiły nas odrobinę podrażnić i wzięły w łeb. Od kilku dni niebo mocno się chmurzy, a słońce nieśmiało wyziera jedynie od czasu do czasu zza obłoków.
Ostatnie upalne dni spędziliśmy w Comps i ponownie w Awinion. Pierwsza mała miejscowość położona nad dopływem Rodanu przywitała nas przyjemnym parkingiem pośród drzew. Niedaleko postoju znajduje się serwis.




Typowa francuska prowincja,

tylko młodzież bardziej śmiała. Nastolatki radośnie pluskały się w fontannie, a następnie opalały na chodniku. Tuż pod urzędem :)

Znowu w Awinion. Pierwszego dnia pogoda dopisała, a co za tym idzie miasto opanowały tłumy turystów. Gdy się ochłodziło i zaczęło lekko padać ulice opustoszały.


 Pałac Papieski.

 Imponujący widok na starówkę z drugiego brzegu Rodanu.



Nawet przepłynęliśmy się darmowym tramwajem wodnym


 oraz podejrzeliśmy kaczą mamę i jej kaczątka.



W sumie w Awinion spędziliśmy trzy noce. Niedaleko starówki znajduje się darmowy parking dla kamperów z którego co 10 minut kursują bezpłatne autobusy do centrum miasta. Serwisu niestety brak, ale można go zrobić na pobliskim kempingu (oczywiście odpłatnie- 3 euro).


PA

czwartek, 18 kwietnia 2013

Bellegarde


Po pobycie w dosyć hałaśliwym Arles postanowiliśmy pobyczyć się trochę w słońcu i pozwolić skórze na przybranie odrobinę ciemniejszej barwy. Udaliśmy się więc piętnaście kilometrów dalej do maleńkiego miasteczka Bellegarde. Zastaliśmy tam przyjazny kamperom parking z serwisem ulokowany przy porcie. Tak namiętnie oddawaliśmy się kąpielom słonecznym, że teraz musimy spać na brzuchach :). Na zdjęciu powyżej widnieje symbol kowbojskiego Camargue. Początkowo, po kilku nocach spędzonych w towarzystwie Cyganów, myśleliśmy, że to ich jakiś sekretny znak, ponieważ wielu z nich miało go poprzylepianego, czy tez przywieszonego na samochodach :).


 Relaks z widokiem na cumujące w porcie barki.





 Nad miasteczkiem górują takie oto urokliwe ruiny.



Zacna temperatura :)

Namiar na parking:

BELLEGARDE
GPS: N43.74437 E4.51871

  • darmowy postój z serwisem (woda 2 Euro/100L), choć można poradzić sobie bez opłat :);
  • parking przy porcie;
  • max.czas postoju 48h;
  • dużo miejsc dla kamperów.


środa, 17 kwietnia 2013

ponowna wizyta w Arles oraz spacer śladami van Gogha

Powoli kamperujemu już sobie na północ. Po pierwszej wizycie w Arles, kiedy to aura nie była jeszcze tak przyjemna czuliśmy pewien niedosyt po opuszczeniu tego posiadającego bogatą historię miasta. Postanowiliśmy udać się tam jeszcze raz. Palące słońce ukazało nam Arles w innym świetle. Teraz, powoli zaczynamy rozumieć dlaczego van Gogh był tu aż tak płodny (w obrazy oczywiście :)). Wąskie zawilgocone uliczki, które w deszczu wydają się nieprzyjazne i odstręczające zmieniają się zupełnie gdy żar leje się z nieba. Stać się wtedy przyjemnymi oazami cienia. Jaskrawe, rażące oczy światło podkreśla urodę przyrody oraz budynków.

Jeden z najsłynniejszych symboli miasta, rzymski amfiteatr na 20 tyś miejsc. Dziś odbywają się tutaj koncerty oraz pokazy corridy.


Tylko przy tym placu znajdują się dwa obiekty wpisane na listę UNESCO. W sumie w całym mieście jest ich siedem, albo osiem.

Właśnie.

Plakat zapowiadające rzeczoną corridę. Obserwując słupy ogłoszeniowe widać, że takie krwawe spektakle odbywają się tu dosyć często.
W tle nasz kamperek. Mieliśmy przyjemność zatrzymać się na nocleg przy trupie cyrkowej. Didol miał dzięki temu wielu czworonożnych przyjaciół. Oczywiście osioł się schował i nie chciał pozować :)

Fragment zachowanych murów obronnych.


Śladami słynnego malarza. Tak to już w życiu artystów czasem bywa, że pozostają nieodkryci i niedocenieni za życia, a po śmierci są hołubieni. Zdjęcie zrobione w parku jego imienia. W tle reprodukcja jednego z wielu obrazów namalowanych przez van Gogha w Arles. Stoją one dokładnie w tych miejscach w których zostały stworzone. Spacer śladami malarza i obserwowanie świata jego oczami to bardzo ciekawe doświadczenie.