wtorek, 28 lipca 2015

Czas zwiedzania cz.1


W minionym tygodniu odwiedzili nas rodzice, co było dobrą okazją do objechania okolicy. Na pierwszy ogień poszło oczywiście jezioro i położone nad nim miasteczka. Wiadomo, że nie zwiedziliśmy wszystkiego, ale najciekawsze miejsca udało nam się chyba zobaczyć. Wiemy, wiemy, że już trujemy dupę z tym bodeńskim, lecz co zrobić skoro tu tak pięknie :)


Wizytowaliśmy Ludwigshafen, Überlingen, Meersburg oraz Lindau. Zdjęcia w kolejności przypadkowej :)








czwartek, 16 lipca 2015

relaksowo- rowerowo


Ostatnie dni mijają nam w iście wakacyjnym stylu: dużo pedałowania, dużo słońca, dużo plażowania i dużo piwa. Trzeba wykorzystać maksymalnie ten letni czas, bo, o zgrozo gdzieś tam w oddali majaczy jakaś perspektywa pracy :).


Codziennie staramy się dojechać do jeziora i popluskać odrobinę. Samochodem to może i chwila, ale pedałowanie ponad piętnaście kilometrów w jedną stronę, w słońcu i po górkach potrafi dać człowiekowi w kość.



Dlatego też zaraz po przybyciu schładzamy nasze doczesne powłoki. Zarówno z zewnątrz, jak i od środka.





Całe szczęście wybór schładzaczy mamy tu bardzo zacny :).


Zaś po powrocie do domu mops wita nas zaspanym okiem i kością. Szkoda, że nie obiadem :).

poniedziałek, 6 lipca 2015

weekendowa Konstancja


Każdy dzień zaczynamy modlitwą do Jahwe, a kończymy regułką do Allaha (tak dla pewności) za to, że odwiódł nas od głupich pomysłów (nie wiemy który z nich, dlatego te podwójne modły :)) i nie wylądowaliśmy w innym miejscu niż te, w którym teraz mieszkamy. Od powrotu z Francji czujemy się jak na wakacjach, piękna pogoda, urocze miejscowości, ciepła woda i do tego tanie piwo, raj po prostu. Jedyny minus jest taki, że kiedyś znów trzeba iść do pracy :). Póki co, walczymy dzielnie i tak łatwo się nie poddamy Babilonowi (w tej intencji z kolei wznosimy śpiewne modły w rytmach reggae do samego Jah :)).


W sobotę lokalna linia kolejowa obchodziła dziesięciolecie i z tej okazji przez cały dzień można było korzystać z darmowych przejazdów. Jak widać na zdjęciach, wybraliśmy się właśnie do Konstanz.



Jako, że upał doskwierał niemiłosierny, to ludzie zażywali kąpieli gdzie tylko się dało. Co z tego, że starówka, że łódki dookoła, że to, że tamto. Jest woda to trzeba popływać :). Nie wiemy skąd wzięła się w Polsce opinia, że Niemcy to ludzie sztywni i zamknięci, że tylko praca i zasady. Póki co, to przypominają bardziej stereotypowych Australijczyków :). Ale jako, że to dosyć spory kraj, to może ci nasi południowi Niemcy, jak na prawdziwych południowców przystało są bardziej wyluzowani i odrobinę inni od reszty swoich rodaków.





Jak upał to i suszy. Całe szczęście, że trafił nam się ten spragniony pan, gdyż ruszyliśmy jego śladem i trafiliśmy do upragnionego piwnego zdroju.


Wcześniej całkiem przypadkiem natrafiliśmy na wegańską knajpę. Ceny całkiem, całkiem, ale już porcje to niezbyt duże. W tej rywalizacji punkt dla Wrocławia.


Jednym słowem zamiast jechać nie wiadomo gdzie, do jakichś Hiszpanii, czy Grecji wpadajcie do nas. Piwo wiele tańsze, a i pogoda potrafi wycisnąć z człowieka sporo potu. Jak widać mopsów też nie oszczędza :).


sobota, 4 lipca 2015

a Ty gdzie siedziałeś?


Takie oto idylliczne widoki oraz czterdziestostopniowy upał towarzyszyły nam wczoraj w drodze do Friedrichshafen na Tatooconvention Bodensee.


Opadające ku jezioru winnice zawsze nas rozczulają :). Piknie, czyż nie? Póki co żaden z winiarzy nie kwapi się z zatrudnieniem nas na swych włościach. Biedacy, nie wiedzą co tracą. Mieć pod nosem takich fachowców i nic :)


Po przybyciu na miejsce postanowiliśmy się odrobinę wzmocnić i porządnie nawodnić wymęczone przez upał ciała.



Zagadka. Co oprócz jachtów znajduje się jeszcze na zdjęciu? Dobrze widzicie, sterowiec. To właśnie w Friedrichshafen Ferdinand von Zeppelin zbudował pierwszego latającego potwora o konstrukcji szkieletowej.


Po uzupełnieniu płynów byliśmy gotowi do wejścia. Impreza stosownie do okoliczności przyrody odbywała się na statku. A co daje połączenie kupy żelaza i upału... dużo potu i konieczność kolejnych uzupełnień elektrolitów w odwodnionym organizmie :)



Nasze stoisko, czyli Max Laloi z Crazy Greg's Tatoo, które swą siedzibę ma w Heidelbergu.


Didol forever! Jak widać dziara jest mocno gangsterska :).



Była też ekipa z Polski, a konkretnie reprezentanci studia Cykada z Sopotu.


Oraz oczywiście wielu innych artystów :).


Po wszystkim uznaliśmy, że ofiarowane nam we Francji przez Jean- Christopha pamiętające jeszcze czasy seniora rodu, prastare wino zasłużyło wreszcie na otwarcie. Lata spędzone w piwniczych mrokach nie zawsze służą trunkowi. Jedna z butelek, a  konkretnie czerwone pinot noir było już za stare i zamieniło się w wino podobną zupę. Zaś białe chardonnay, hmm, to już zupełnie inna sprawa. Po prostu winna poezja :). Całe szczęście to właśnie większa z butelek :).


Na koniec jeszcze kilka zaległych fotek z Radolfzell, co by się biedaczki nie zmarnowały.


Woda w jeziorze ma już 26 stopni :)



Tak, tak- same stoją. Takiego to mamy tu magika. Ustawia kamienie w tym samym miejscu już od ponad dwudziestu lat.