Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Didek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Didek. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 maja 2016

żegnaj przyjacielu...


Nasz kochany przyjaciel mops zwany Didkiem wczoraj odszedł z tego świata. Pozostała pustka, smutek i ból... Żegnaj przyjacielu!

wtorek, 5 kwietnia 2016

Że niby co, tak tam u tych Niemców dobrze?


Właśnie wróciliśmy z objazdu okolic i raportujemy, że jezioro nie wyschło, twierdza w Singen dalej króluje nad okolicą, a na wierzchołkach Alp leży śnieg. Pierwsze moczenie stóp zaliczone, skromne opalanie także :).
Tak sobie czasem myślimy, że gdzie i po co będziemy jeździć na dłuższe trasy, jak w promieniu kilkudziesięciu, czy też kilkuset kilometrów mamy niemal wszystko. Już widzę jak kiwacie głowami z powątpiewaniem. Że niby co, tak tam u tych Niemców dobrze?

niedziela, 6 grudnia 2015

ho, ho, ho!


Szukaliśmy rano prezentów pod poduszką, obok łóżka, a nawet w szafie. I nic! Mikołaj chyba o nas zapomniał- pomyśleliśmy. Postanowiliśmy jednak pomyszkować jeszcze dokładnie w całym mieszkaniu. I znaleźliśmy naszego Mikołaja :). Naprawdę miałem dla was prezenty, ale nie wytrzymałem i je zjadłem- powiedział na swoją obronę- ale to nic, nie smućcie się, macie przecież mnie!

wtorek, 3 marca 2015

Hej, ho, ku przygodzie!


Jak widać Didol już nie może się doczekać wyjazdu. Co jest za drzwiami do przygody? Czy aby wszystko będzie w porządku?- takie to myśli kołaczą w jego małej głowie- Całe szczęście nie muszę się wiele pakować!
Jutro wreszcie ożywiamy kampera po zimowaniu w Polsce i zaczynamy sezon. Mamy nadzieję, że do kolejnej zimy nam zejdzie :).

poniedziałek, 2 lutego 2015

lutowy postowypełniacz


Wiosna już tuż, tuż... No może nie tak niedaleko, bo właśnie za naszym oknem obficie pada śnieg :) Ale jeżeli tylko ten puszysty opad nie uprzykrza nam życia to przebijające się coraz częściej słonce pozwala nawet na doładowanie coraz uboższych zapasów witaminy D :) Dlatego, gdy nadarza się ku temu sposobność to zrzucamy ciuchy i chłoniemy wszyscy. Czyli: dwa osobniki ludzkie polegują na kanapie, pies rasy mops o imieniu Didek zalega obok na podłodze, okienne kaktusy wyciągają igły ku słonecznym promieniom i nawet muchy, sztuk trzy wygrzewają się na szybie. Gorąco polecamy wszystkim taką szklarniową metodę ładowania wyczerpanych przez zimę baterii.

Poza tym już na horyzoncie widać kamperowe światełko w tym niekamperowym tunelu stacjonarnego życia :)



Didol jak widać z roku na rok przystojniejszy :) Czyż nie?

piątek, 19 grudnia 2014

no to w drogę


Jak wielu innych rodaków tak i my zbieramy się do Polski na święta. Nie kierują nami pobudki religijne, czy też względy podobnego typu. Jesteśmy zdecydowanie osobami bezwyznaniowymi. Po prostu jest to jedna z niewielu okazji w roku kiedy można się spotkać ze wszystkimi bliskimi w jednym czasie i przy jednym stole (choć to siedzenie przy jednym stole nie zawsze jest dla nas, jako wegan przyjemne). :)
Nie koliduje to jednak z tym, aby życzyć wszystkim tym dla których jest to ważne, jak również tym dla których jest to po prostu kilka wolnych dni:

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

czwartek, 13 marca 2014


No i doczekaliśmy się. Pierwsze prawdziwe plażowanie w tym roku już za nami. Aż nie chce się wierzyć, że piasek w marcu może być tak gorący ,by parzyć stopy (w pewnych przypadkach także futro, patrz- mops :)). Dla ochłody postanowiliśmy ostudzić odrobinę rzeczone kończyny w niestety lodowatej jeszcze wodzie. Zanurzenie całego ciała w zimnej toni okazało się dla nas jednak przeżyciem nazbyt ekstremalnym. Ale nie dla prawdziwego twardziela jakim jest nieustraszony mops. Co prawda, chyba dla zabawy uciekał od wody (podejrzewamy też, że to może tez gorący piasek zmuszał go do przebierania nogami) ale po pochwyceniu i przetransportowaniu do morza w jego wielkich mopsich oczach dostrzec można było zachwyt oraz błogość wynikającą zapewne z chłodzącej kąpieli :)




Poza tym, podczas przemierzania urokliwych nadmorskich zakrętów zaznaliśmy miłego szumu w uszach spowodowanego prawdopodobnie podniesieniem się ciśnienia żylnego na swe tętnicze wyżyny. Włoska fantazja oraz pomysłowość kolejny raz wprawiła nas w osłupienie. Ale może znów przywołamy nasze zapiski. Z kamperowego pamiętniczka:
„Kolejny dzień wita nas słońcem oraz bezchmurnym niebem. Po śniadaniu i darmowym serwisie wyruszamy z Celle Ligure w stronę Imperii. Mamy do przejechania około 80 kilometrów, więc spokojnie, bez pośpiechu jedziemy sobie droga SS1 oraz oglądamy nadmorskie widoczki. Niestety za Savoną natrafiamy na objazd, gdyż dalszy odcinek jezdni jest w remoncie i tu właśnie zaczyna się masakra. W tym miejscu trzeba pogratulować Włochom głupoty oraz braku wyobraźni. Nikt inny chyba by nie wymyślił lepszego objazdu. Pniemy się wysoko i stromo w górę do jakiejś wioski drogą szeroką na może 3 metry (nie jednokierunkową). Pionowo, że hej (a jak wiadomo nasz kamperek tego nie lubi) no, ale niech im będzie (chociaż ładne widoki). Najgorsze zaczyna się w momencie, gdy po kilku ładnych kilometrach górskich wiraży objazd nagle każe skręcić w drogę, gdzie znajduje się tunel o wysokości 2,50m :) Tu naszych przekleństw nie ma końca. Staruszki kiwają głowami z odrazą, a dzieci zatykają uszy. Ale może kilka polskich słów się im kiedyś przyda :). Całe szczęście, że przed nami jechał wysoki włoski bus i tak samo jak my zgłupiał. Wyszedł do nas i mówi, że nie wie co robić. Chyba trzeba zawracać. Nam już skacze ciśnienie na maxa. Blokujemy drogę nie mając pomysłu co dalej. Na szczęście z bocznej małej uliczki wyjeżdża policyjna osobówka, więc Włoch z busa pyta się gdzie ma jechać. Po dyskusji oraz wymownej gestykulacji wychodzi na to, że wjeżdżamy w tą wąską uliczkę (pod prąd bo jednokierunkowa) i po chwili znajdujemy się znowu na normalnej drodze SS1. Dobrze, że nasz kamper jest krótki, bo nie wyobrażamy sobie jakby miał przejechać tym objazdem jakiś długi pojazd. Na szczęście po dojechaniu do Imperii zastajemy cały parking kamperów.”










środa, 26 lutego 2014

Didol już wygrzewa futro


Po dwóch miesiącach zamieszkiwania kątem w bardziej stacjonarnych, niekamperowych lokalizacjach wreszcie nadszedł czas wyjazdu. Powoli przygotowujemy nasz luksusowy oraz przestronny apartament na kółkach i w niedzielę ruszamy na południe. Aby uniknąć poparzeń słonecznych Didol już od kilku dni zażywa kąpieli solarnych :)

środa, 27 marca 2013

spacer z niespodzianką

Siedzimy sobie po raz kolejny w La Seyne sur Mer. Temperatura z dnia na dzień staje się coraz przyjemniejsza i mamy nadzieję, że zimne noce odeszły już bezpowrotnie. Wczoraj udało się nam nawet troszkę poplażować (a raczej pokamieniować :))
Jak już tak sobie siedzimy to warto by zobaczyć, co znajduję się za ocieniającą nas od wschodu górą. Wszystko wokół mamy już dokładnie spenetrowane, została nam tylko ona. Więc co tu dużo gadać, trzeba ruszać. Didol pod kran, woda do torby i hej ku przygodzie.

Pniemy się i pniemy, Didol sapie i dyszy niczym stary silnik diesla. Ścieżka powoli zaczyna zanikać i zamieniać się w błotnistą maź.

 W końcu wdrapujemy się na szczyt, fakt- widok jest całkiem przyjemny.

W pewnym momencie ścieżka znika całkowicie, jak i prowadzące nas po niej znaki. Nie jest to pierwszy raz we Francji, gdy idąc gdzieś, szlak nagle się urywa i przed sobą widzimy albo skały, albo przepaść, albo po prostu wielkie nic :) Lawirujemy jakoś w dół i trafiamy do miasteczka.



Łazimy, podziwiamy, relaksujemy się na ławce. No, ale trzeba jakoś wrócić. Oczywiście znaków brak. W końcu trafiamy na szlak- idziemy nim kawałek coraz wyżej urwiskiem, aż w pewnym momencie pojawiają się czerwone taśmy i okazuje się, że szlak jest zamknięty po ulewnych deszczach. W drodze powrotnej spotykamy Francuza, który mówi, że można iść inaczej. W lewo, w prawo, przez las i już jesteście w kamperze. To ruszamy ponownie. Znowu ścieżka robi się coraz węższa i bardziej błotnista, aż  pojawia się przed nami znak, że wchodzimy na teren prywatny i dla własnego dobra lepiej tego nie robić. Dobra wracamy, nie wiadomo tak naprawdę, gdzie byśmy doszli.

I tu kończy się nasza mrożąca krew w żyłach historia. Po zejściu do miasteczka i cierpliwym poczekaniu na autobus, wracamy na gapę (naprawdę chcieliśmy kupić bilet, ale kierowca chyba nas nie zrozumiał i jakoś tak wyszło :)) do naszego domku na kółkach.

Tu jeszcze z innej beczki. Nasze dwa dni spędzone z Wojtkiem z ekipy kudłaczy. Deszczowe internetowanie i kamperowe imprezowanie :)


niedziela, 3 marca 2013

on the highway


No i udało się- wreszcie wyruszyliśmy w trasę (choć z małymi problemami w postaci buntu silnika w odległości pięćdziesięciu kilometrów od domu). Zachęceni pozytywną prognozą pogody na najbliższe siedem dni (samo słońce- idzie wiosna) postanowiliśmy ruszyć w stronę francuskiego wybrzeża. Jeżeli tylko dobre duchy pozwolą nie będzie nas kilka miesięcy. Trochę się pobyczymy, troszkę popracujemy, kamperowy tryb został włączony :)


Pierwszy przystanek na naszej trasie- niemiecka miejscowość Bautzen. Sympatyczna starówka otoczona murami. W bonusie otrzymujemy zamek. Wspomniana wyżej prognoza pogody wzięła w łeb- było zimno i padał śnieg. I tutaj zagadka dla błyskotliwych- w czyim kamperze są założone letnie opony. Nie, nie jesteśmy nieodpowiedzialni, po prosty wszystkie możliwe prognozy mówiły, że białe świństwo nie będzie już lecieć z nieba!





To już kolejny przystanek na trasie, mała górska miejscowość z 10 godzinami prądu za jedyne 1 Euro.  Dawno nie spaliśmy wśród takiej ciszy.


Nasz wierny, niezastąpiony druh i sojusznik- farelka :)


 Widok z sypialni.


Niestety noc spędziliśmy samotnie. Tylko my, wilki i zgłodniałe niedźwiedzie :)


Tak to już jest, że po zimie wreszcie przychodzi upragniona wiosna. Cieszą się roślinki...


...i zgłodniałe słońca mopsy.





Co, że nudne takie fotki kwiatuszków?! Może i tak, ale musimy nasycić nasze (mamy nadzieję, że też i Wasze) oczy pierwszymi symptomami wiosny.



Poznajecie? Toż to nasz słynny niemiecki pokoik z którego do Was piszemy i planujemy dalszą trasę.

P.S. Dorobiliśmy się drzwi :)

środa, 13 lutego 2013

z Didolem nie pogadasz

Od samego rana Didol zrobił się jakiś dziwny. Podszedł do miski z karmą, powąchał i pogardliwie prychnął. Byle czego nie będę jadł!- zaszczekał.
Podczas spaceru na mijające nas psy spoglądał z wyższością i nawet kilka razy warknął wyniośle.
Co mu się dzieje?- myślimy.
Włączamy komputer i już wiemy. Didol poczuł smak sławy i wirtualnej popularności, po prostu sodówka uderzyła mu do głowy :) Stało się tak dlatego, że na zaprzyjaźnionej stronce: kudlaczewpodrozy.pl został zamieszczony korespondencyjny wywiad z nami. To bardzo sympatyczna, zakręcona na punkcie kamperów i psów (mają 5 :)) rodzinka. Gorąco polecamy i zapraszamy na ich stronę: