Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Veneto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Veneto. Pokaż wszystkie posty

piątek, 28 kwietnia 2023

Byle do jesieni!

Wróciliśmy na niemiecką ziemię, do naszej stałej siedziby, do mieszkania, do domu. Lecz czym jest dom? Abstrahując od tego, że nie mieszkamy od kilku lat w Polsce, czyli dla niektórych jest to już równoznaczne z byciem nie u siebie, to coraz mniej korespondujemy z tym określeniem, z tym terminem. No właśnie, słowo dom przez ostanie parę lat stało się dla nas pozbawionym duszy, nagim rzeczownikiem. Ot miejsce, gdzie trzymamy nasze klamoty, gdzie stoi wygodne łóżko, a szafy zasiedlają dobrze znane ubrania. Nie o to jednak chodzi, że rezydujemy na stałe za granicą, gdyż również we Wrocławiu nie czuliśmy żadnej przynależności do miejsca, do murów, ale także do społeczności, nie wpasowywaliśmy się w ten, wynikający z bycia częścią zbiorowości kontekst- dlatego właśnie wyemigrowaliśmy.

sobota, 3 grudnia 2022

Garda dzielnie trzyma gardę.

Zapewne są wśród Was tacy, którzy tą naszą całą pisaninę traktują odrobinę wnikliwiej, śledzą bloga na bieżąco, a może nawet pamiętają, co siedzi nam w głowach oraz życiorysach. Ci właśnie (och bądźcie błogosławieni, niech Najwyższy obdarzy Was licznym, zdrowym potomstwem oraz setką innych łask :) niewątpliwie wiedzą, że nasz stosunek do Italii, a w szczególności do zamieszkującej ją ludności jest mocno ambiwalentny. Zaś każdej wizycie w tym znanym ze słonecznej pogody oraz doskonałej kuchni kraju towarzyszą skrajne emocje. Wręcz uczuciowy rollercoaster. Od pełnej uwielbienia egzaltacji, do niechęci oraz zniecierpliwienia, czy nawet odrazy. Jeszcze niedawno myśleliśmy, że coś jest z nami nie tak, że problem tkwi w naszej psychicznej niestabilności- jednak po rozmowach z innymi ludźmi, którzy bywają tutaj częściej, czy też wiodą na tych ziemiach permanentną egzystencję wiemy, że to nie w nas jest przyczyna. Oczywiście to my filtrujemy bodźce oraz odpowiednio na nie reagujemy, istotniejszy jest jednak tychże stymulant. Zwie się on najczęściej Francesco, czy też Riccardo lub też (podążając ścieżką parytetu) Giulia, czy inna Sofia i od jego/ jej humoru, życzliwości, tego którą nogą wstał z łóżka oraz jaką ilość espresso wypił zależy nasz mentalny los. Całe szczęście, podczas bieżącej wizyty trafialiśmy na samych wyspanych oraz odpowiednio podlanych kawą Włochów, którzy uczynili z naszego pobytu istny trzy-dzień miodowy.

środa, 23 lutego 2022

Ach te... !

Hurra, hurra, po trzykroć hurra! Po trudach oraz znojach podróży dojechaliśmy do Chorwacji, a konkretnie nad jej adriatyckie wybrzeże. Spędzimy tu kilka ładnych tygodni, a może nawet ponad miesiąc, mamy więc nadzieję, że takie widoki oraz towarzysząca im słoneczna pogoda utrzymają się, jeżeli nie przez cały, to chociaż przez większość czasu. 
Tuż po przekroczeniu granicy (która to granicą pozostaje i trzeba postać w kolejce oraz poddać się kontroli, gdyż nasi słowiańscy bracia, pomimo tego, iż wstąpili do Unii Europejskiej, to w Strefie Schengen nie są) udaliśmy się czym prędzej na przywitanie z morzem. Spotkanie nasze miało miejsce w pięknym, będącym spuściznom austro-węgierskiej potęgi, kurorcie Opatija. Jako, że była niedziela, to miejscowość pękała w szwach, ludzie zasiedlali tłumnie liczne knajpy, parkingi pękały w szwach, a lodziarnie nie wyrabiały ze sprzedażą zimnych słodkości (relacjonujemy na bieżąco- czyli jest luty :). Zaś licząca dziesięć kilometrów i nosząca imię (jakże mogłoby być inaczej) samego Kajzera Franciszka Józefa I nadmorska promenada wypełniona była po brzegi odświętnie wystrojonymi, ufryzowanymi oraz upudrowanym spacerowiczami. Przez ten cały blichtr poczuliśmy się niczym w jednej z najbardziej elitarnych europejskich destynacji typu Cannes, czy też inne Monaco. Tylko w odrobinę mniejszej skali.
 

niedziela, 17 października 2021

Komu w drogę, temu do Wenecji.

Ślęczę już jakiś czas nad klawiaturą i wszystko, co z trudem napiszę- po chwili usuwam. Bo, cóż też można napisać o Wenecji, by nie zabrzmiało banalnie? Że to miasto nad miastami, że przepiękne, że to jeden z cudów świata, piękno architektury oraz geniusz inżynierii tak wielki, iż trzeba mrużyć oczy albo skryć je za ciemnymi okularami, by przetrwały wizytę w królowej lagun? Z drugiej strony zaś- turystyczny cyrk w typie disneylandu, wymarła osada mająca swe lata świetności już dawno za sobą, wilgoć, obrosłe mchem kanały oraz górujące nad nimi ruiny? Tak, tak, wszystko to prawda. I właśnie to stanowi o wielkości tej dawnej stolicy niegdyś wszechwładnej republiki. Bo o jakim innym mieście można by tak napisać?

czwartek, 15 marca 2018

Nexte Monate alles perfecto!

 
Ostatnio pisaliśmy coś nieśmiało o zarobkowych pracach wszelakich, zatrudnieniach długoterminowych, bilansach, saldach, giełdach oraz możliwych hossach, czy też mniej chętnie widzianych bessach. No więc, w sobotę byliśmy umówieni na rozmowę w Szwajcarii, nad Jeziorem Zuryskim, z pewnym, jak się na miejscu okazało, bardzo przyjemnym potencjalnym pracodawcą. Po twardych, obfitujących w nieprzewidziane zwroty akcji negocjacjach, doszliśmy w końcu do owocnego dla obu stron konsensusu. Co by się dalej nie rozwodzić w tym temacie, nadmienimy jedynie, że potencjalnie owocna we franki praca, zbliża się do nas nieubłaganie, rzucając przy tym złowrogi cień na nasze bumelanckie życie :

niedziela, 9 marca 2014

ciężkie jest życie kamperowca :)

 
Ciężkie jest życie kamperowca- zdarza nam się westchnąć czasami z wyraźnym współczuciem nad swoim losem. Tylko jeździć i jeździć, przemieszczać się bez ustanku nigdzie nie zostając na dłużej. Codziennie w innym miejscu, wciąż w ruchu. Pól metra kwadratowego łazienki, metr kuchni połączonej z salonem tak, że można wyjąć sobie piwo z lodówki siedząc na „kanapie”.  Ale wystarczy już tych żali. Nie jest lekko :). Mimo wszystko jest to chyba najlepsze ciężkie życie jakie można sobie wymarzyć. Spójrzmy na ostatnich kilka dni. Przedwczoraj pożegnaliśmy wietrzny Adriatyk z Wenecją na czele, by wczoraj przemierzać Florencję, stolicę renesansu. Podziwialiśmy z otwartymi ustami monumentalne zabytki. Wielką katedrę przykrytą jeszcze większą kopułą, liczne kościoły i pałace oraz most złotników z przycupniętymi na nim sklepikami. Po tym wszystkim usiedliśmy na ławce nad rzeką Arno i wpatrywaliśmy się w starówkę (wpisaną w całości na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a co!). Dziś z kolei spacerowaliśmy cały dzień brzegiem morza, słuchaliśmy szumu fal rozbijających się z impetem o skaliste wybrzeże, wygrzewaliśmy twarze w słońcu, a wieczorem poszliśmy zobaczyć jak wielka czerwona kula chowa się w morskiej toni. Jutro zaś Piza i znana chyba wszystkim na świecie krzywa wieża. Trochę to wyświechtane, ale cóż zrobić. Taki już los kamperowca. Ciężkie życie :)


 Rybacy z Grado


 Grado

 Atak kretów mutantów :)


 Parking z serwisem

 Tajemnicze Ro, czytaj- dziura jakich mało :) Ale za to prąd darmowy.









 Wiadomo- Florencja














Wegańska pizza :)

niedziela, 10 czerwca 2012

Wenecja


Kolejna porcja fotek, tym razem z Wenecji. Nie jest łatwo pisać na ławce siedząc pod słońce, więc posłużę się wpisem z przed roku :):
"Wenecję odwiedza rocznie około 15 milionów turystów. W najbardziej znanych miejscach tłumy przemieszczają się przez 24 godziny 365 dni w roku. Niektórzy mogą powiedzieć, że to już, masówka, że tłumy, że to nic oryginalnego być w Wenecji. Ale czy Ci ludzie są tam bez powodu? Czy to wina miasta, że jest takie piękne? My byliśmy już tam kilka razy i za każdym kolejnym Wenecja sprawia inne wrażenie. Ostatnio mieliśmy mieszane uczucia, tym razem jesteśmy zachwyceni. A jeśli ktoś nie lubi tłumów to naprawdę są jeszcze miejsca gdzie można usiąść na ławce i delektować się widokami i klimatem (może nie samotnie ale nie wśród masy ludzi)."
Aktualnie znowu jesteśmy w Grado i mamy pewne plany co do tego miasteczka, ale to już życie zweryfikuje :) Zaraz idziemy na mecz Włochy- Hiszpania zobaczyć jak kibicuje prawdziwy włoski tifoso.







 stoisko owocowo-warzywne :)

Na koniec na zdrowie! We Włoszech nie widzieliśmy jeszcze nikogo pijącego piwo w miejscu publicznym (choć nie jest to zakazane). Spacerując po Wenecji dojrzeliśmy trzy osoby z puszeczkami w ręku i od razu zawyrokowaliśmy- Polacy. Jak się pewnie domyślacie nie byliśmy w błędzie!


poniedziałek, 24 października 2011

lago di Garda


W tym roku udało się nam zobaczyć trzy europejskie jeziorowe szlagiery, a mianowicie Jezioro Bodeńskie, Balaton i właśnie Garda. Każde ma w sobie coś innego. I tak, Jezioro Bodeńskie oferuje nam wielu Niemców (można podszkolić język :)), zimną orzeźwiającą  wodę, piękne widoki, urokliwe miasteczka oraz drogie parkingi. Zaś oferta Balatonu to brak parkingów, za to dobre kempingi, gęste przybrzeżne szuwary i niezrozumiały, często zabawny język miejscowych. Co do Gardy, to odnieśliśmy wrażenie, że to już nie Włochy, a kolejny bundesland. Na drodze przeważają luksusowe samochody z niemieckim rejestracjami, zaś przydrożne reklamy i restauracyjne menu atakują nas językiem Goethego. Darmowych parkingów brak, a te płatne nie rozpieszczają polskich kieszeni. Nie umniejsza to jednak w niczym piękna samego akwenu. Strome górskie stoki opadające w krystalicznie czystą wodną toń. Cudo. Już dla samych widoków warto tu przyjechać. Obiecujemy, że po trafieniu szóstki w lotka jeszcze tam wrócimy :).