Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stop. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 18 listopada 2012

z życia zbieracza -łowiacza cz. 5 i ostatnia (tak, tak- wreszcie koniec :))


To już ostatni wpis z jakże fascynującego cyklu dokumentującego życie zbieracza winnych gron :). Dwa miesiące minęły nam bardzo szybko i intensywnie- obfitując w przygody i nowe znajomości. Jeżeli już trzeba w życiu pracować- to nie jest to taka zła opcja. Wysiłek fizyczny oraz widoczne i konkretne efekty działań- należą niewątpliwie do plusów winobrania.

Powyżej nasza lodówka- stanowiło ją ciemne okienko pokoiku, który zajmowaliśmy nad restauracją.

Wypoczynek podczas przerwy w rwaniu. Generalnie obiady jedliśmy w rzeczonej restauracji, ale zdarzały się także sesje polowe.


Nagrobek, który tak nam się spodobał, że znalazł się tu ni w pięć, ni w dziewięć. Stanowi ciekawy przykład dystansu do śmierci i całej sztuki cmentarnej.



Po "standardowym" rwaniu mieliśmy inne ciekawe zajęcia np. zwijanie siatek, czy też rwanie liści :)


 Piękne okoliczności przyrody.





Powyżej nasza rumuńska ekipa. Wyglądają raczej stereotypowo :) Oprócz nich pracowało również z nami wielu Niemców.
Poniżej zaś- nasi dobrodzieje. Bardzo miła i serdeczna rodzinka. mamy nadzieję, że się jeszcze spotkamy!


niedziela, 11 listopada 2012

z życia zbieracza -łowiacza cz. 4


Po weekendowej jeździe dojechaliśmy do Niemiec. Dłuuugie stopowanie okazało się być poważną próbą dla naszych charakterów. Padał deszcz,a kierowcy nie wykazywali specjalnej chęci do zabrania naszych nieszczęsnych osób- jeżeli już to nie mieli miejsca, a tiry- jako, że był właśnie weekend- nie mogły poruszać się po drogach.
Ale nic to!
Dość biadolenia!
Tak czy inaczej dojechaliśmy do przepięknie położonej wioseczki- Diefenbach. Nasi odwieczni germańscy wrogowie (w tym przypadku szef z rodziną) przyjęli nas bardzo zacnie. Jako, że dotarliśmy dosyć późno zaprosili nas do domu, zrobili kolacyjkę, polali winka i pościelili wygodne łóżeczka :) Tak to już jest z tymi wstrętnymi Niemcami! Na drugi dzień udaliśmy się do pracy. Jak widać na dołączonych fotografiach ( z telefonu!) krzaczki różniły się odrobinę od tych, które pozbawialiśmy gron we Francji.




Zapraszamy na kolejne odcinki!

środa, 31 października 2012

kapitan Wrona wylądował


Wróciliśmy. Piękny nasz kraj przywitał nas śniegiem, trotylem, brzozą i całym naszym bajzlem, od którego już zdążyliśmy troszkę odpocząć. Wiadomo, że wszędzie jest podobnie, tylko jak człowiek nie ma dostępu do mediów to i nie chłonie tego całego syfu :) Jak się trochę ogarniemy, poselekcjonujemy zdjęcia itp. -to dodamy kilka wpisów na temat życia polskiego zbieracza za granicą. Wesołego Alleluja, tfu znaczy się Halloween!

P.S. Różową torebkę noszę tylko podczas stopowania!

środa, 1 grudnia 2010

skąd jesteś? - z Poznania...


Kilka lat temu, jeszcze w szkole, byliśmy na wycieczce we Włoszech. Tak się złożyło, że ulokowano nas w apartamencie z kierowcami autobusu, którym przyjechaliśmy. Jeden z nich, powiedzmy pan Edek, zamęczał nas kilka razy dziennie swoim ulubionym powiedzonkiem (słynął jeszcze z kiełbasy z cebulą i serem), a szło ono tak:
-Skąd jesteś?
- No z Wrocławia;
-A ty?
-Ja z Poznania;
-Jak to z Poznania. A nie z Kłodzka?
-No nie, z Poznania. Tato poznał mamę i jestem.
Po czym następował głośny śmiech, choć słyszeliśmy to już wiele razy :)

Więc w sobotę stopo-ciągiem postanowiliśmy odwiedzić miasto, z którego wszyscy pochodzimy. Poznań. Przeżyliśmy pierwszy śnieg i atak zimy, najzimniejsze łapanie stopa, najgorętszą saunę (temperatura zbliżona do tej, jaka panuje w szczycie sezonu w kamperze podczas obiadu :)). Pobyczyliśmy się, połaziliśmy i po szczęśliwym przebrnięciu przez ogólnopolski paraliż -wróciliśmy.








czwartek, 4 listopada 2010

Liberec



Do Czechów trzeba umieć podejść. Gdy prezentujemy roszczeniową postawę oraz zaciętą minę- odpowiadają nam tym samym. Stąd też biorą się negatywne opinie o naszych południowych sąsiadach. Wystarczy jednak uśmiech, życzliwa postawa i chęć wzajemnego zrozumienia, a miłośnik piwa i knedlików zamienia się w chcącego pomóc, życzliwego człowieka. Czesi to tacy europejscy południowcy, nieopatrznie rzuceni do tej zimniejszej części kontynentu.

No ale do rzeczy, miało być o Libercu. No to za Wikipedią: "Liberec leży zaledwie 10 kilometrów od Polskiej granicy i jest szóstym co do wielkości miastem Czech". Od siebie można dodać, że położony jest u stóp gór izerskich i stanowi doskonałą bazę do wypadów w góry, zarówno na pieszą eksplorację, jak i zimowe szaleństwa na jednej, bądź dwóch deskach. Po męczącym dniu można się wybrać do jednego z dwóch aquaparków lub po prostu na czeskie piwo, które na dodatek jest co najmniej dwukrotnie tańsze niż w naszym jakże "przyjaznym państwie".


Proszę się dokładnie przyjrzeć powyższemu zdjęciu.
Bliżej, jeszcze bliżej.
I co?
Tak, tak, nie mylicie się, w tej budce siedzi najprawdziwszy golas :)
Nie wiemy o co chodzi, musi to być jakaś forma "artystycznego wyrazu". Jedno jest pewne. W środku miasta, na platformie znajdującej się pośrodku jeziora otoczonego parkiem, mieszka sobie ten oto pan (nie tylko siedzi wewnątrz, oddał również, ku uciesze przechodniów, dwa popisowe skoki do nie najcieplejszej już chyba wody). Dookoła spacerują ludzie, bawią się dzieci i nie widać jakiegoś szczególnego zainteresowania czy zgorszenia. Pełna tolerancja- chce sobie siedzieć i marznąć- jego sprawa. Za to również coraz bardziej lubimy Czechów.



Neogotycki ratusz.




Symbol miasta, słynna wieża w której znajduje się restauracja i hotel. Jak widać można wjechać tam kolejką gondolową (oraz samochodem, w końcu gość nie będzie się drapał). My wybraliśmy trasę na wprost. Nie było lekko.


Na szczycie z wypasionych samochodów, w równie wypasionych ciuchach do wspinaczki górskiej, wysiadali głodni trekkingu turyści, by zrobić sobie zdjęcie przy wieży.



A ta pani co? W trampkach?



W oczekiwaniu na pociąg. Stopem do Pragi- 3 godziny. Za to droga powrotna, czterema pociągami i dwoma autobusami- 7. Ale za to jakie widoki. Linia kolejowa najpierw pnie się pod górę, by potem wieść górskimi szczytami, tunelami oraz wąskimi parowami. I co jest lepsze? Wiadomo- KAMPER! :)

poniedziałek, 1 listopada 2010

Krátký výlet do krásné stopování v Praze a podhorských Liberec


Wróciliśmy. Bilans wycieczki to mnóstwo zdjęć, kilka centymetrów więcej w pasie i złamany ząb. Dwa dni spędziliśmy w Pradze, a dwa kolejne w Libercu. Dziś krótka, fotograficzna relacja ze stolicy.
Do Pragi udało się nam dojechać jednym samochodem. Zabraliśmy się z miłym panem, który udawał się tam służbowo. Po trzech godzinach jazdy byliśmy na miejscu.


Kolejne dwie szukaliśmy naszego hotelu :). Trzygwiazdkowy hotel Vitkov kosztował nas około 40 zł za osobę/noc ze śniadaniem. Niewtajemniczonym polecamy stronę www.booking.com.


Nie ma co rozpisywać się o urokach praskiej starówki. Jest ogromna, pełna zabytków i bardzo urokliwa.