czwartek, 27 listopada 2025

Golasie, kim jesteś?

Po przeczytaniu jednego z ostatnich artykułów na blogu Nicka i Lins z NakedWanderings zaczęliśmy się zastanawiać, jak właściwie moglibyśmy siebie określić. Z jednej strony nie lubimy etykiet i nie czujemy potrzeby wkładania się w jakiekolwiek szufladki. Z drugiej - ich słowa dobrze pokazują, że chyba najbliżej nam do tego, co można nazwać „old school naturist”.
 
 
Bo dla nas nagość w naturze to coś zupełnie innego niż „bycie nago” jako takie. Najważniejsza jest sama natura: kontakt z ziemią, kamieniami, wodą, wiatrem, słońcem. Szacunek do miejsca, w którym jesteśmy. Staramy się żyć w zgodzie z przyrodą również na co dzień - jesteśmy weganami, nie pijemy alkoholu, dbamy o ciało i zdrowie, bo czujemy, że nasz styl życia jest częścią większej całości. Natura to dla nas nie dekoracja, tylko środowisko, które nas kształtuje i uspokaja.

 
Największą radość dają nam proste aktywności: wędrówki, pływanie, joga na łonie natury. Oczywiście nago, jeśli tylko warunki na to pozwalają. To właśnie wtedy czujemy najwięcej wolności i harmonii - taki powrót do czegoś pierwotnego, prostego, prawdziwego.
 
 
Jednocześnie nie mamy potrzeby chodzenia nago w domu czy w jakichkolwiek wnętrzach. Nie ciągnie nas do spa, saun, term ani miejsc, w których wokół jest dużo ludzi. To po prostu nie nasza forma naturyzmu. Każdy ma swój sposób - nasz jest bardziej dziki, cichy i zanurzony w przyrodzie. 
 

I co ważne: nie potępiamy ani nie krytykujemy żadnej innej drogi. Naprawdę. Każdy z nas doświadcza nagości inaczej i każdy ma do tego pełne prawo. Naturyzm jest szeroki i różnorodny, i to jest jego siła. My po prostu znaleźliśmy swoją wąską ścieżkę, która daje nam najwięcej spokoju.

 
Patrząc na to wszystko, chyba rzeczywiście najbliżej nam do naturyzmu w jego najbardziej pierwotnej, naturalnej formie. Chyba po prostu jesteśmy nagimi dzikusami żyjącymi w zgodzie z naturą.