niedziela, 11 listopada 2012

z życia zbieracza -łowiacza cz. 4


Po weekendowej jeździe dojechaliśmy do Niemiec. Dłuuugie stopowanie okazało się być poważną próbą dla naszych charakterów. Padał deszcz,a kierowcy nie wykazywali specjalnej chęci do zabrania naszych nieszczęsnych osób- jeżeli już to nie mieli miejsca, a tiry- jako, że był właśnie weekend- nie mogły poruszać się po drogach.
Ale nic to!
Dość biadolenia!
Tak czy inaczej dojechaliśmy do przepięknie położonej wioseczki- Diefenbach. Nasi odwieczni germańscy wrogowie (w tym przypadku szef z rodziną) przyjęli nas bardzo zacnie. Jako, że dotarliśmy dosyć późno zaprosili nas do domu, zrobili kolacyjkę, polali winka i pościelili wygodne łóżeczka :) Tak to już jest z tymi wstrętnymi Niemcami! Na drugi dzień udaliśmy się do pracy. Jak widać na dołączonych fotografiach ( z telefonu!) krzaczki różniły się odrobinę od tych, które pozbawialiśmy gron we Francji.




Zapraszamy na kolejne odcinki!