czwartek, 4 listopada 2010

Liberec



Do Czechów trzeba umieć podejść. Gdy prezentujemy roszczeniową postawę oraz zaciętą minę- odpowiadają nam tym samym. Stąd też biorą się negatywne opinie o naszych południowych sąsiadach. Wystarczy jednak uśmiech, życzliwa postawa i chęć wzajemnego zrozumienia, a miłośnik piwa i knedlików zamienia się w chcącego pomóc, życzliwego człowieka. Czesi to tacy europejscy południowcy, nieopatrznie rzuceni do tej zimniejszej części kontynentu.

No ale do rzeczy, miało być o Libercu. No to za Wikipedią: "Liberec leży zaledwie 10 kilometrów od Polskiej granicy i jest szóstym co do wielkości miastem Czech". Od siebie można dodać, że położony jest u stóp gór izerskich i stanowi doskonałą bazę do wypadów w góry, zarówno na pieszą eksplorację, jak i zimowe szaleństwa na jednej, bądź dwóch deskach. Po męczącym dniu można się wybrać do jednego z dwóch aquaparków lub po prostu na czeskie piwo, które na dodatek jest co najmniej dwukrotnie tańsze niż w naszym jakże "przyjaznym państwie".


Proszę się dokładnie przyjrzeć powyższemu zdjęciu.
Bliżej, jeszcze bliżej.
I co?
Tak, tak, nie mylicie się, w tej budce siedzi najprawdziwszy golas :)
Nie wiemy o co chodzi, musi to być jakaś forma "artystycznego wyrazu". Jedno jest pewne. W środku miasta, na platformie znajdującej się pośrodku jeziora otoczonego parkiem, mieszka sobie ten oto pan (nie tylko siedzi wewnątrz, oddał również, ku uciesze przechodniów, dwa popisowe skoki do nie najcieplejszej już chyba wody). Dookoła spacerują ludzie, bawią się dzieci i nie widać jakiegoś szczególnego zainteresowania czy zgorszenia. Pełna tolerancja- chce sobie siedzieć i marznąć- jego sprawa. Za to również coraz bardziej lubimy Czechów.



Neogotycki ratusz.




Symbol miasta, słynna wieża w której znajduje się restauracja i hotel. Jak widać można wjechać tam kolejką gondolową (oraz samochodem, w końcu gość nie będzie się drapał). My wybraliśmy trasę na wprost. Nie było lekko.


Na szczycie z wypasionych samochodów, w równie wypasionych ciuchach do wspinaczki górskiej, wysiadali głodni trekkingu turyści, by zrobić sobie zdjęcie przy wieży.



A ta pani co? W trampkach?



W oczekiwaniu na pociąg. Stopem do Pragi- 3 godziny. Za to droga powrotna, czterema pociągami i dwoma autobusami- 7. Ale za to jakie widoki. Linia kolejowa najpierw pnie się pod górę, by potem wieść górskimi szczytami, tunelami oraz wąskimi parowami. I co jest lepsze? Wiadomo- KAMPER! :)