środa, 18 sierpnia 2010

Gaz, gaz, gaz na ulicach...

Jako ludzie ceniący sobie bezpieczeństwo i zapobiegliwi, jeszcze w Polsce zakupiliśmy gaz pieprzowy (że niby na psy, ale wiadomo, zawsze się może przydać). Nosiliśmy go ze sobą namiętnie, szczególnie w Rumunii, gdzie psów jest co nie miara, a na noc kładliśmy koło poduszki. Nie dane nam było go jednak użyć.
Aż do wczoraj.
Otóż wczorajszego wieczoru siedząc sobie beztrosko na ławce przy morzu i popijając piwko, dojrzeliśmy zbliżającego się bez smyczy, wielkiego niczym czołg psa.
Więc cóż, może dziś?
Gaz w dłoń, Didol pod ławkę i czekamy. Piesio podchodzi.
Wącha Didka.
Atakuje.
To my go gazem. Biedny zwierzaczek uciekł. A my? Czy ktoś pamięta gdzie siedzieliśmy?
Tak. Na ławce.
Tak. Przy morzu.
A co się dzieje przy morzu? Ano wieje wiatr. W naszą stronę. Resztę pozostawiamy wyobraźni. Napisać można tylko, że piecze jak cholera. Połowa ciała. Dzisiaj też.
I nasza dobra rada. Kupcie sobie lepiej nóż, albo gazrurkę :)
No i jeszcze kilka zdjęć na koniec.
Kolejna miła, senna wioska, a dokładniej zabudowana dwupiętrowymi, urokliwymi domkami :) Jak widać, można w pełni ufać przewodnikom.

Słoneczny Brzeg.

Nesebyr. Co tu dużo pisać. Kto nie zna niech sobie wygoogluje.

Pomorie. Miała być "najmniej ciekawa miejscowość bułgarskiego wybrzeża", a okazała się całkiem sympatyczna.

No ileż można spać w tym cholernym kamperze?

Nie wytrzymaliśmy jednak długo w luksusie. Wróciliśmy na swoje śmieci :)

Buduje się i buduje.

Że niby tylko pijemy i się opalamy? Czasem coś zwiedzimy.

Monastyr.

Obzor. Przyjemne miasteczko na wczasy z rodziną. Dużo Polaków i najlepsze pole namiotowe na jakim byliśmy do tej pory. Zabytków brak.

To nie wróble. To bociany!!! Wzdłuż morza biegnie największy szlak migracji ptaków.

Sozopol.

Sozopol pięknieje. Unia dokłada. 


Sozopol. Kapliczka.

Sozopol. Uliczki.


Właśnie. Diodol spotkał bliźniaka (nawet smycze mają identyczne). Nie polubili się.