sobota, 8 czerwca 2013

Wieści z krainy wina oraz ślimaków winniczków cz. 2. Walka trwa. Pot się leje, odcisków przybywa.

Czy ktoś z Państwa zna powiedzenie głoszące wszem i wobec, że praca uszlachetnia? My zatem musimy być już uszlachetnieni do granic szlachetności, a może i wychodzimy poza nie. Szlachetność bije z naszych opalonych lic i oślepia wszystkich wokół. Choć bardziej na miejscu byłoby powiedzenie, iż od pracy można garba dostać. O tak, to rozumiemy. Codzienne pomiary suwmiarką wykazują, że garba nam przybywa, a nabyta w dzieciństwie skolioza nieustannie się pogłębia. Ale nie będziemy się tu przecież żalić. Czas płynie, odcisków przybywa, ale za każdym pęcherzem stoi przecież kilka euro :) I oto tu właśnie chodzi.
Sam francuski naród pracuje bardzo dziwnie. Można powiedzieć, że dosyć nieprzewidywalnie. Jednego dnia: gadu-gadu, przerwa, powoli (bardzo, bardzo powoli), gadu-gadu, przerwa, jeszcze wolniej, papierosek.. By, gdy już człowiek się zacznie cieszyć na to obijanie, przykręcić śrubę i dalej, nie ma przerwy i szybciej i szybciej. Nie znasz więc nieszczęśniku dnia ani godziny praco-obijania :)
Jak już o pracy samej to można by pokusić się o krótkie charakterystyki naszych towarzyszy niedoli. To lecimy:

Corin- Paryżanka, lat około sześćdziesięciu, która przed trzema dekadami postanowiła porzucić przesyconą spalinami stolicę dla sielskiego krajobrazu i zdrowego klimatu Burgundii. Nie powstrzymuje jej to jednak przed namiętnym paleniem papierosów (od nich zależy długość przerwy i tempo pracy). Można powiedzieć, że to prawa ręka naszego mocodawcy. Kobieta bardzo sympatyczna, gadająca bez przerwy i usilnie starająca się nauczyć nas francuskiego.

Sylvie- Saint-Brisanka od wielu pokoleń. W wieku Corin. Raczej milcząca. Pracująca pilnie z papierosem w ustach. Sylwie, jak i Corin są przedstawicielkami znanego na całym świecie, silnie feminizującego ruchu przeciwniczek używania maszynek do golenia. A jako, że ostatnimi dniami jest u nas dosyć upalnie to wiemy co piszemy. Ale cóż, nie potępiamy, ponoć tak jest cieplej :). Kobieta sympatyczna i pracowita.

Leo- młody chłopak przybyły z Normandii by nabrać muskulatury i poprzez regularne inhalacje z wiejskiego powietrza zwiększyć poziom testosteronu. Jako człek wątłej postury kilofuje z rzadka (nie to co silne polskie osobniki płci męskiej stworzone wręcz do pracy z kilofem :)) postękując przy tym i wymownie łapiąc się za plecy. Dzięki nietrzymaniu tempa udaje mu się załapać na oddelegowanie do pracy w winiarni. Taki to ma szczęście. Ale dość tych złośliwości. Poza tym to naprawdę miły chłopak.

Tomasz- Czech ze stali. Bardzo dobrze mówiący po francusku (często nasz tłumacz na polu).Nasz polsko- czeski tandem kilofuje od świtu do zmierzchu siejąc postrach wśród okolicznych chwastów. Ponoć osty i inne mlecze szeptają już między sobą legendy o mitycznych, pojawiających się znienacka, nieznających litości pogromcach. Tomasz porusza się czterdziestopięcioletnia ładą w kolorze czerwonym. Świeżo upieczony kardiolog. Niestety każda stal ma swoją wytrzymałość i dzielny Czech ma w przyszłym tygodniu nas opuścić. Na swoje miejsce obiecał dostarczyć rodaka.

Jest jeszcze Angela (ok.20 lat) i Valerie (Paryżanka ok.30 lat), ale jako, że dołączyły do nas niedawno i dzieli nas bariera językowa nie mamy jeszcze zbyt wielu spostrzeżeń z nimi związanych. Poprawimy się w następnym wpisie :)

Nasze skromne duszyczki już znacie, więc pominiemy je.



Dzielna ekipa gotowa do boju. Polsko-czeski duet kilofowy.


Co tu przyciąć żeby nie popsuć :)

 

Moje plecy.


Klimat wioskowy, wręcz uzdrowiskowy.



Takie to cuda mamy w naszej okolicy. Pralnia. Didol zaliczył tu kąpiel.



Relaks na tarasie :)


Kościół z XII wieku.






Tak właśnie dochodzimy do końca dzisiejszego wpisu. Buziaki i papatki.

sobota, 1 czerwca 2013

Saint-Bris-le-Vinoux

Na początek najważniejsza informacja. Wreszcie przestało padać! Po kilku tygodniach lejącego bez przerwy deszczu dziś rano przywitało nas bezchmurne niebo. Powoli ukorzeniamy się w naszej małej mieścinie :) Poza tym praca, praca i praca, a w wolnych chwilach spacery.






sobota, 25 maja 2013

Wieści z krainy wina oraz ślimaków winniczków

Szczęśliwie minął nam pierwszy tydzień pracy w słynącej ze znakomitych win oraz przepysznych ślimaków Burgundii. Kraina ta nie bez powodu dzierży miano francuskiej stolicy tych niewinnych, oślizgłych stworzonek. No bo, czy wiedzą Państwo czego taki słodki winniczek potrzebuje najbardziej do życia? Tak, tak, dobrze myślicie. Otóż potrzebuje on deszczu. Dlatego też ród ślimaczy świętuje od kilkunastu dni, gdyż pada bez przerwy. Wśród gęstych traw trwa ślimacza fiesta. Nie narzekamy jednak i niestraszne nam to. Dzielnie ruszamy co ranek w pole, walczyć z niesforną winoroślą. Odziani w nieprzemakalne skafandry oraz uzbrojeni w kilofy (Tak, tak, kilofy), sekatory oraz własne dłonie toczymy bój z krnąbrną i niechcącą się podporządkować naturą. A jest jej tutaj co niemiara, gdyż winnica nasza produkuje wina posiadające certyfikat Bio (domaine-bersan-vin.fr). Dlatego też, pracujemy w nieskażonym chemią środowisku oraz mamy przyjemność obcować z wszelkiej maści żyjątkami i roślinkami :). Nie jesteśmy jednak osamotnieni w tym codziennym znoju. Nasza dzielna ekipa składa się z kilku przesympatycznych ludzi (Francuzów i jednego czeskiego rodzynka), a przewodzi nam Jean- Christophe właściciel winiarni, człowiek życzliwy i jak to się mówi „do rany przyłóż”. Mieszkamy sobie radośnie przy winnicy (jak widać na zdjęciu kamper nasz dorobił się nawet komfortowego tarasu w postaci palety) i śpimy twardym snem człowieka pracy. Wioska nasza nie obfituje w szerokopasmowe łącza internetowe (wąskopasmowe też), dlatego też wpisy będą odrobinę rzadsze. Załączamy pozdrowienia od ślimaków :)

niedziela, 19 maja 2013

Burgundia

Kapryśne fale losu zaniosły nas do słynącej z wspaniałych win Burgundii. Przez wyjątkowo niesłoneczną, za to wyjątkowo deszczową aurę nasze plany uległy dosyć znacznym modyfikacją. Ustalona od pół roku praca w Tournon przesuwała się w coraz bardziej nieokreśloną przyszłość, więc musieliśmy podjąć jakąś decyzję. Nie traktujemy tego jednak jako minusa, w końcu mamy okazję zwiedzić kolejne ciekawe miejsca (do Paryża mamy już tuż, tuż :)) Od kilku dni stacjonujemy w prześlicznym Auxerre, a od wtorku ruszamy walczyć z chwastami, pogodą i kapryśnymi siłami natury :) Ahoj!

sobota, 18 maja 2013

fabryka kamperów

W miejscowości Tournon sur Rhone, w której spędziliśmy ostatnich kilkanaście dni znajduję się (bardzo dobrze ukryty i w żaden sposób nie oznakowany :)) jeden z największych w Europie producentów kamperów i przyczep. Firma zwie się Trigano VDL i wprowadza na rynek takie marki jak: Chausson, Challenger, Caravelair czy też Sterckeman. Pooglądaliśmy te cuda zza płotu i pomarzyliśmy sobie trochę :)




piątek, 17 maja 2013

multi-kulti


Kilka dni temu mieliśmy przyjemność poświadkować na prawdziwym weselu w arabskim wydaniu. Oj piszczały piszczałki.

poniedziałek, 13 maja 2013

czwartek, 9 maja 2013

Tournon sur Rhone i okolice po raz drugi i na dłużej


Kolejny raz zawitaliśmy do urokliwego Tournon sur Rhone. Tym razem prawdopodobnie na dłużej. Niedługo powinniśmy zacząć hulać po tutejszych stromych stokach i okręcać winorośle wokół palików. Aktualnie obozujemy na parkingu z serwisem blisko centrum. Ponoć (tak stoi na znakach) można tu stać tylko 24 godziny. Obserwując jednak stały skład zaparkowanych obok nas kamperów nikt się tym nie przejmuje. Podglądając naszych sąsiadów można wywnioskować, że oni również oczekują na opóźniającą się w tym roku pracę. Wszystko przez pogodę. Ponoć tak chłodnej i deszczowej wiosny nie pamiętają najstarsi winiarze.
Oczekując na zatrudnienie zwiedzamy okolicę. Wybraliśmy się na chwilę do pobliskiego Gervans. Jest to małe i senne miasteczko położone u stóp stromego zbocza.


Byliśmy bliscy powodzi. Kilka dni mocno padało i Rodan zaczął niebezpiecznie zbliżać się do krawędzi wałów. Pierwszej nocy przytrafiła się nam śmieszno- straszna sytuacja. Otóż nocowaliśmy w towarzystwie dwóch kamperów i kilku zaparkowanych osobówek na innym parkingu niż ten z serwisem. Nagle, około pierwszej w nocy samochody osobowe zaczęły odjeżdżać jeden po drugim. Zaraz za nimi zwinęły się kampery i zostaliśmy zupełnie sami na dużym, puściutkim placu parkingowym. Co się dzieje?- myślimy. Powódź, czy co? Idziemy zobaczyć nad rzekę, ale poziom wody się nie zmienił zbytnio. Obok nas nie było żadnej fabryki, czy czegoś w tym rodzaju, żeby ludzie odjeżdżali po skończonej zmianie. Ot, zwykłe osiedle domków jednorodzinnych i kilka niskich bloków. Dziwne. Do tej pory nie możemy tego rozgryźć. :)


Spacerowo.


Po drugiej stronie Rodanu leży Tain l'Hermitage. Obie miejscowości łączą mosty.



Na koniec kilka namiarów z okolic:

CORNAS
GPS: N44.96026 E4.8475
  • darmowy parking z serwisem;
  • 4 miejsca dla kamperów;
  • max.czas postoju 48h;
  • ładny widok na winnice.

GERVANS
GPS: N445.10915 E4.83049
  • darmowy parking z serwisem;
  • 4 miejsca dla kamperów;
  • max.czas postoju 24h;
  • cicho i spokojnie.

poniedziałek, 6 maja 2013

Cornas, Ardeche


Jesteśmy już w okolicy, w której mamy pracować. Chodzimy sobie po winnicach i obserwujemy winorośle. Pola naszego przyszłego pracodawcy położone są na stromych zboczach i żartujemy między sobą, że chyba będą nas tam na linach spuszczać :) Póki co dużo chodzimy i wzmacniamy muskulaturę :) Został nam jeszcze tylko niecały tydzień obijania, choć po ponad dwóch miesiącach w trasie miło będzie mieć jakieś stałe zajęcie (chyba:)). Oczywiście cały czas będziemy mieszkać w kamperze, więc kamperowanie się nie kończy.



Znaleźliśmy taki oto minerał i już myśleliśmy, że będziemy bogaci i możemy sobie odpuścić pracę. Lecz niestety to ponoć tylko dość pospolity kamyczek, więc z tego nici :)