„To jest dzień,
który uczynił Pan - niedziela, radujmy się nim i weselmy.” - Posłuszni
biblijnym nakazom chillujemy więc na całego :). Po kolejnym tygodniu pracy
jest nam to jak najbardziej potrzebne. Nogi wymęczone stromizną, zaś
górne kończyny obsługą sekatora - należy im się.
Lecz kiedy ciało angażuje się w ruch, wtedy głowa odpoczywa. Myśli płyną łagodnie i swobodnie, ot, krążą leniwie po czaszce.
Oczywistą atrakcją jest sama przyroda: jezioro, okalające je góry, szybujące ptaki i niosący je czasem po nieboskłonie wiatr.
Natomiast
chyba największym rozdziawiaczem ust w ciągu tygodnia był ognisty wschód
słońca. Wow. Cóż za płomienne cuda działy się na porannym niebie!
Oprócz
kilku „dzień dobry” i paru słów small talku z sąsiadami z wioski nie
wchodziliśmy w międzyludzkie interakcje. Czasem widujemy w dole turystów
zmierzających szlakiem — i to by było na tyle socjalnych bodźców.
Poza tym towarzyszy nam jedynie dźwięk elektrycznego sekatora, sporadycznie szczekający psi towarzysz Komo, niezmiennie urzekająca przyroda i - póki co - błękitne niebo. „Byle do niedzieli!” - chciałoby się rzec, lecz przecież droga do niej wcale nie jest taka zła.






