poniedziałek, 29 września 2025

Plaża Slatina, Brač

Od rana nie szło nam znalezienie odpowiedniej plaży. A to nie było gdzie zaparkować, a to ludzie jacyś dziwni, a to tłum tekstylnych zajmował coraz więcej miejsca... W końcu postanowiliśmy ruszyć w dzicz, niemal na sam koniec wyspy Brač. Początkowo dobra asfaltowa droga zaczęła przechodzić w coraz węższą, szutrową dróżkę, a my z każdym kolejnym wybojem coraz poważniej zastanawialiśmy się nad słusznością naszej decyzji. Brnęliśmy jednak dalej. 
 

Aż dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy na wąskim poboczu i ruszyliśmy stromym, zarośniętym szlakiem w dół zbocza. Czy tam w ogóle jest plaża warta odwiedzenia, czy są nadzy ludzie, czy da się położyć w spokoju? A może to tylko kupa wielkich kamieni i śmieci? Z takimi myślami w głowach dotarliśmy na dół, do... Raju.
 
 
Piękna, dzika, wyściełana drobnymi kamyczkami przechodzącymi w piasek plaża rozłożyła przed nami swe szerokie ramiona. Spokój, zero śmieci i tylko jedna naturystyczna para – ideał. I ten widok: śmigające w oddali łodzie oraz wynurzająca się z morza naprzeciw wyspa Hvar. Cudo. 
 
 
 
Łagodne zejście do wody, niemal brak jeżowców, górujące nad całością klify z umieszczoną w nich, majestatyczną jaskinią – czego się tu czepić? W sumie to Eden, jedyny mankament jest taki, że tuż pod plażą wychodzi z morza linia wysokiego napięcia i zmierza do znajdującej się z tyłu stacji transformatorowej. Lecz czy kilka tysięcy volt pod nogami to jakiekolwiek źródło stresu?