środa, 23 marca 2022

Doviđenja Makarsko!

Czas znów ruszać w drogę. Niestety, ale nasza zimowa podróż, wraz z nadejściem wiosny, powoli zbliża się do końca. Co prawda, zostało nam jeszcze kilka dni w Chorwacji oraz ciekawych lokacji do odwiedzenia, ale nie da się uciec od smutnej prawdy, że to już prawie finisz. Ninijeszy wpis miał być jak zawsze wesoły, może nawet rymowany, lecz w tle właśnie leci "Hurt" w wykonaniu Johnnego Casha i dostojny już wiekiem The Man in Black interpretacją tego utworu właśnie rozbił bank. Bank smutku.

Bo nie da się ukryć, że im bliżej wyjazdu, tym bardziej ogarnia nas melancholia. Zżyliśmy się przez ten czas z Makarską, z morzem, z górami, z naszą nudystyczną jaskinią, po prostu polubiliśmy towarzyszącą nam tutaj codzienną rutynę. I choć zawsze, zaledwie po kilku dniach w jednym miejscu już ciągnęło nas znów w trasę, to tym razem takie myśli omijały nasze czaszki szerokim łukiem.

Na zagubionych pośród stromych kamiennych klifów plażach czuliśmy się niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie. Jak samotni Robinsonowie bez ubrań oraz dobytku, ale także bez smutków i trosk. Tylko my oraz pierwotna natura, a wszystko zatopione w przerywanej od czasu do czasu szumem fal ciszy.

Po co komu odzienie, skoro za okrycie służy tak przeraźliwie błękitne niebo.

Będziemy tęsknić za chrupiącymi pod podeszwami butów kamulcami. Za stromymi podejściami, wijącymi się w nieznane ścieżkami, za uczuciem ekscytacji które towarzyszy człowiekowi podczas zbliżania się do nieznanego zakrętu.

Za oszołamiającymi panoramami, kiedy już osiągnie się szczyt.

Za nie zawsze idealną, czy też wymuskaną zabudową. Za nieodłącznym kompanem tutejszej architektury oraz planowania przestrzennego, czyli bałkańskim chaosem. Nota bene, zaintrygowała nas ilość walących się, opuszczonych budynków na obrzeżach okolicznych miasteczek oraz wiosek. Podrążyliśmy odrobinę temat i okazało się, że w 1962 roku okolice Makarskiej oraz Podgory nawiedziła seria trzęsień ziemi. W okresie od siódmego do jedenastego stycznia ziemia trzęsła się dwa razy, osiągając magnitudę 6,2 stopnia. Zniszczonych zostało 3,256 budynków, kolejnych 500 zostało poważnie uszkodzonych. Na szczęście liczba ofiar nie była aż tak imponująca i zamknęła się w liczbie sześciu.

Za wszędobylskim kotami- wagabundami. I choć nie należymy do gorliwych wielbicieli tych futrzaków, to tutejsze skradły nasze serca, a nawet zdarzyło się nam je dokarmiać.

Nawet te małe diabły miejscami gęsto wypełniające morskie dno wzbudzają w nas teraz niejaki sentyment. Może dlatego, że żaden nie uraczył nas ukłuciem w stopę.

Za zachodami słońca. Niemal codziennie w innej scenerii i może dlatego tak oszałamiająco pięknymi.


Żegnaj Piękna! Z pewnością zobaczymy się niebawem. No dobra, w obecnych czasach lepiej nie czynić takich twardych założeń. Ujmijmy rzecz inaczej: mamy nadzieję na rychłe ponowne spotkanie.