czwartek, 21 października 2010

w stonę Alp


Po wizycie w Chioggi udaliśmy się dalej na północ w stronę Wenecji, którą sobie odpuściliśmy (ile razy można patrzeć na kanały i gondole :)). Kilkadziesiąt kilometrów za rzeczoną Wenecją odbiliśmy z powrotem w stronę morza, by spędzić ostatnia noc pośród szumu fal. Dojechaliśmy do jakiegoś Lido, dostrzegliśmy parking przy plaży, cały zapełniony samochodami i kilkoma kamperami.
Więc co?
Stajemy! Ileż można spać po dziurach.
Zaparkowaliśmy i udaliśmy się na spacer nad morze oraz do miasta. Połaziliśmy. Wracamy. Kamperów nie ma, odjechały, zostało jeszcze jednak sporo innych aut.
No to co?
Siadamy i pijemy piwko.
Pijemy sobie, pijemy, a samochodów ubywa. Gdy zaczyna się robić szaro mija nas ostatni. Zostaliśmy sami, przy krańcu parkingu wielkości, bez mała- boiska piłkarskiego, albo i dwóch.
Nie pierwszyzna zresztą. Co w tym szczególnego? A no to, że po zmroku zaczynają się schodzić podejrzane typki. Chodzą dookoła nas, przystają w odległości kilku metrów i się gapią, na dodatek nie rozmawiają ze sobą. Jeden stanął na skraju lasku oddzielającego morze od parkingu i się ślepi. Świry jakieś- myślimy, szykują się na nas czy co? Chętnie byśmy odjechali, ale skłonność do wieczornego piwa nam to uniemożliwia. Gazrurka koło łóżka, gaz pod poduszkę i śpimy, co tam. Rano z kolej zaczynają się zjeżdżać całkiem porządnymi samochodami kolejni ludzie. Parkują, dzwonią, kręcą się nerwowo. Chodzą do lasku, wracają, znowu się kręcą. Kolejne świry myślimy. Jemy śniadanie i zastanawiamy się- o co biega. I dochodzimy do wniosku, że to po prostu wieczorne miejsce spotkań narkomanów oraz poranny punkt sprzedaży :) I dlatego nikt tu nie staje na noc, a co za tym idzie, my byliśmy sporą atrakcją i pewnie też powodem małego stresu dla biednych ćpaków.


Po jedzeniu zbieramy się i ruszamy w stronę Alp. Po kilku godzinach dojeżdżamy do położonej na zboczu góry miejscowości  Gemona del Friuli. Parkujemy na bezpłatnym placu w centrum i ruszamy zwiedzać. Miasteczko urocze i godne wizyty. Przy każdym zabytku tablica z informacją jak wyglądał dany obiekt po trzęsieniu ziemi. Okazuje się bowiem, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku miało tu miejsce dosyć duże trzęsienie ziemi, które nieomal zrównało Gemonę z poziomem gruntu. Jak widać na zdjęciach wszystkie zabytki odbudowano. Do rekonstrukcji pozostał jedynie znajdujący się na szczycie wzgórza zamek.



Tu spędziliśmy noc. Znowu samotnie, ale bardzo spokojnie.








Północne Włochy są rajem dla miłośników karawaningu. Wiadomo, darmowa woda i możliwość zrzutu ścieków. Ale to przy czym parkowaliśmy w Gemonie to już, że tak to ujmę- kosmos. Dwa źródła wody- pitna i gospodarcza. Samo- myjąca się machina do opróżniania toalety, urządzenie myjące zbiornik na brudną wodę (wtykamy końcówkę węża w odpływ i pod bardzo wysokim ciśnieniem myjemy sobie zbiornik), a na koniec naciskamy dźwignię i cały plac spłukiwany jest pod ciśnieniem. A to wszystko za darmo!!!