wtorek, 27 lipca 2010

wreszcie morze

Po nocy spędzonej w górach i przeżyciu burzy giganta ruszyliśmy w stronę morza.


Nocleg pod hotelem, cicho i spokojnie.

Monastyr w górach.

Hmm...

Żeby dojechać do wybrzeża musieliśmy przedostać się przez Bukareszt. Nauczeni doświadczeniami z Braszowa darowaliśmy sobie zwiedzanie. Wielkie miasta są zdecydowanie mało przyjazne miłośnikom karawaningu. Nie wspominając o kierowcach, którzy jeżdżą bardzo agresywnie (Polska jawi się niczym przedszkole :)).

Za jedyne 11 leja przekroczyliśmy Dunaj.

A to zdjęcie a propos sposobu jazdy rumuńskich kierowców.

Teraz rozbiliśmy obóz w Eforie pod hotelem. Jutro spróbujemy znaleźć jakieś przyjazne miejsce do kamperowania na dziko.