Po nocy spędzonej w górach i przeżyciu burzy giganta ruszyliśmy w stronę morza.
Nocleg pod hotelem, cicho i spokojnie.
Monastyr w górach.
Hmm...
Żeby dojechać do wybrzeża musieliśmy przedostać się przez Bukareszt. Nauczeni doświadczeniami z Braszowa darowaliśmy sobie zwiedzanie. Wielkie miasta są zdecydowanie mało przyjazne miłośnikom karawaningu. Nie wspominając o kierowcach, którzy jeżdżą bardzo agresywnie (Polska jawi się niczym przedszkole :)).
Za jedyne 11 leja przekroczyliśmy Dunaj.
A to zdjęcie a propos sposobu jazdy rumuńskich kierowców.
Teraz rozbiliśmy obóz w Eforie pod hotelem. Jutro spróbujemy znaleźć jakieś przyjazne miejsce do kamperowania na dziko.