czwartek, 9 września 2010

Kalimera, Kalispera i Souvlaki :)

Już od około tygodnia jesteśmy w Grecji. Macedonia przywitała nas pustymi, ciągnącymi się kilometrami plażami i wyludnionymi tawernami oraz prawie zupełnym brakiem turystów. Czy ludzie przestraszyli się kryzysu- myślimy- bo to najlepsza pora na zwiedzanie tych zakątków. Słońce już nie takie mocne, lekki wiaterek zawiewa, ceny przyjazne. Po kilku dniach ruszyliśmy na Chalkidiki, po przejechaniu przez góry i przepaście dotarliśmy do środkowego "palca". A tu? Dziesiątki kamperów, tłumy ludzi na plażach, po prostu sezon w pełni.
Jak na razie Grecja zachwyca widokami. Turkusowe morze, plaże ukryte pośród skał, sympatyczni ludzie. Palmy, kaktusy i jeszcze więcej palm. To jest to, co lubimy najbardziej.

Pusta plaża.



Postój w zacisznej wiosce Makri. Jak widać stoimy przy porcie. Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej zaczęły się ciągnąc plaże, na które można wjechać kamperem i biwakować przy samym morzu.

W poszukiwaniu "Oka Cyklopa"- miejscowej atrakcji. Jadąc drogami co chwilę są znaki, kierujące do antycznych ruin itp.

Zapoznany przez nas na wycieczce żółw.

I jeszcze dwa :)

"Oko Cyklopa"- nie ma żartów, czołówka na czoło i do przodu :)

Wieczorami- z braku telewizji i środków (albo wrodzonego skąpstwa) na przesiadywanie jak Grecy w tawernach- czytamy książki. Przy okazji dokształcając Didka.

niedziela, 5 września 2010

bułgarsko- tureckie podsumowanie

Po dokładnym przeszukani kampera przez celnika na granicy (zaglądał nawet do świeżo wykorzystanej toalety- niech ma za nadgorliwość :)) wjechaliśmy do Grecji. Paliwo jest na stacjach, chleb w sklepach, a ludzie biesiadują do późna w tawernach, więc bez obaw ruszamy odkrywać ten piękny kraj :).
Nim więcej o Grecji, napiszemy krótkie podsumowanie będących już za nami- Bułgarii i Turcji.

Bułgaria

Póki co, w Bułgarii spędziliśmy najwięcej czasu i byliśmy tam czwarty raz. Ma ona swoje plusy , ale też równie dużo minusów. Może krótko w punktach.

Drogi- generalnie złe, gorsze niż w Polsce;

Ludzie- dosyć obojętni, palący tysiące papierosów;

Postoje- bez żadnych problemów, w kurortach brak miejsca;

Ceny- to jest powód, dla którego warto wybrać się do Bułgarii;

Plaże – raczej zatłoczone w sezonie, czyste i piaszczyste;

Bezpieczeństwo- ok;

Kempingi- na wielu nie byliśmy, a te które odwiedziliśmy to..ło Jezu...tragedia (chlubny wyjątek- Obzor).

Podsumowując, mimo kilku minusów Bułgaria ma swój urok i warto się tam wybrać.


Teraz czas na Turcję. Nie byliśmy tam zbyt długo (jakiś tydzień), ale zakochaliśmy się po uszy.
Więc znowu w punktach.

Drogi- super, szerokie i puste;

Ludzie- przemili, sympatyczni, uśmiechnięci, zadowoleni, gościnni, tyko przytulić i wycałować;

Bezpieczeństwo- mieszkańcy spacerują do późna, śpią w nocy w parkach na kocykach lub w hamakach, więc chyba jest spokojnie. My czuliśmy się bardzo bezpiecznie, nawet w bocznych uliczkach Stambułu;

Ceny- biedni Turcy. Generalnie drogo (oprócz warzyw i owoców). Alkohol, paliwo- masakra;

Kempingi- byliśmy na jednym, więc nie mamy wiele materiału badawczego. Ale jak na tak mały i znajdujący się w jakiejś wiosce obiekt to super;

Postoje- super. Raz staliśmy pod jednostka wojskową pilnowani przez patrolujących okolicę żołnierzy. Dopiero rano, po spokojnej nocy, przyszedł jeden z nich i powiedział, że tu nie wolno parkować :);

Chyba tyle, generalnie polecamy Turcję, a w Stambule zamieszkamy, jak tylko przejdziemy na islam i zapuścimy brody :)

piątek, 3 września 2010

środa, 1 września 2010

Tekirdağ

Mówi się, że Turcy to oszuści i naciągacze. Według naszych obserwacji to grubo przesadzone słowa. Jest to trochę inna kultura, w której należy się targować i może w typowo turystycznych miejscowościach turysta= pieniądze (choć w obleganym Stambule nie spotkaliśmy się z takim podejściem). Po ponad 40 dniach od naszego wyjazdu, dopiero tu zostaliśmy zaproszeni na herbatkę i pogaduchy (jako jedyni obcokrajowcy na kempingu, przy okazji wysłuchaliśmy peanów na cześć urody mojej żony :)). Ponadto przeżyliśmy wielonarodowościową imprezę, na której bawiliśmy się z Turkami, Słoweńcami, Kurdem ,Irańczykiem oraz skrzypkiem, który był bardzo dumny ze swego podobieństwa do Maradony (a to wszystko w parku w centrum Stambułu). I mimo tego, że towarzystwo zachowywało się dość głośno i mamy ciągle Ramadan, spacerujący Turkowie podchodzili i zagadywali z uśmiechem.
Gdyby tylko piwo było tańsze, zostalibyśmy tu do zimy :)

Póki co, sprezentowane nam Oko proroka działa. Chodź dzisiaj podczas jazdy przeżyliśmy mały pożar (zapaliły się liście w przewodach wentylacyjnych).

niedziela, 29 sierpnia 2010

Güzel İstanbul

Co można napisać o Stambule? Że jest wielki, piękny, że tak naprawdę to już nie jest Europa (choć geograficznie jest), że ludzie są przemili? Można tak napisać, bo to wszystko prawda. Póki co jesteśmy zachwyceni. Zdzieramy podeszwy sandałów i chodzimy bez przerwy. Zarówno po typowo turystycznych zakątkach, jak i miejscach gdzie turystów już trochę mniej. Można tam usiąść w tureckiej knajpce i wypić piwo w przyzwoitej cenie, a przy okazji wzbudzić mała sensację, że niby jak to, jedyna kobieta w lokalu i na dodatek popija z kufelka (całe szczęście ma porządną ochronę w mojej osobie:)). Nie będziemy się rozpisywać o zabytkach, bo jest ich zbyt dużo. Musi starczyć kilka zdjęć.

Stambule! nadjeżdżamy!

Błądzimy, przy okazji zwiedzając pół miasta.

Udało się. Parking tuż przy starym mieście. Z okien kampera widać Błękitny Meczet (i słychać :))

Nie zostawiajcie mnie!- idziemy zwiedzać (Didek stanowi nie lada atrakcję, więc lepiej niech śpi)

Zabytek :)

Błękitny Meczet.

Hagia Sophia.

Wielki Bazar. On nie jest wielki, on jest ogromny! A na dodatek pod dachem (a to wszystko zbudowano paręset lat temu).

Sprzedawcy zachęcają. Taka już kultura. Najlepszy sposób to się uśmiechać i palić przysłowiowego głupa.

Jedna z iluś tam alejek.


Jakoś nikt się nie oburza i nie współczuje polskim zakonnicom.

Cuda niewidy.

Zdarzają się i puste uliczki.

 Nowe Miasto- objechane przez nas dokładnie, gdy szukaliśmy starego.

Zbliża się wieczór. A jako, że mamy Ramadan niedługo zacznie się wyżerka.

I tak do 3 w nocy. Dzieci jeżdżą na rowerach, dorośli grillują, muzyczka gra (a my chcemy spać). Żyć, nie umierać!

sobota, 28 sierpnia 2010

TURCJA

Pożegnaliśmy się już z Bułgarią. Wczoraj dojechaliśmy pod Stambuł i spaliśmy na jakimś osiedlu mieszkaniowym. Około 2.30 w nocy zbudził nas nieprawdopodobny hałas. Trzęsienie ziemi- myślimy- strzelanina? Słuchamy i słuchamy, aż naszym oczom ukazuje się Pan z bębnem. Zwykłym, ogromnym defiladowym bębnem! I wali w niego bez opamiętania! Minął nas i poszedł dalej przez nikogo nie niepokojony. Jeszcze długo było słychać jak przemieszcza się w okolicy. Dziwne.
Poza tym Turcja zachwyca drogami i miłymi ludźmi (póki co :)). Zdjęcia i coś więcej  dodamy później. Idziemy cieszyć oczy zabytkami Stambułu.

środa, 25 sierpnia 2010

Lepiej uważajcie na następne zdjęcie, zbliżą się...

...DIDOL!!!

Dalej przemieszczamy się po południowej Bułgarii. W najbliższych dniach, po uprzednim zaopatrzeniu się w hektolitry piwa (chcemy napełnić nim główny zbiornik z wodą- mycie i picie jednocześnie :)), mamy zamiar przekroczyć Turecką granicę.




W niedzielę patrzymy przez okno- obok nas stoi karetka pogotowia i radiowóz. Patrzymy dalej, a na klifie przy morzu tłumek ludzi patrzy w dół. Więc cóż, my też jesteśmy tylko jednymi z nich, również podchodzimy i się gapimy. Za bardzo nie widzimy o co chodzi, lecz robimy zdjęcie (na zbliżeniu już coś widać- nie róbcie tego!). Po chwili okazało się, że mega fale niedające nam w nocy spać, wyrzuciły na brzeg zwłoki jakiegoś nieszczęśnika w stanie rozkładu.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

bułgarski szołbiz


Dziś jesteśmy w Carevie, właśnie zaparkowaliśmy pod posterunkiem Straży Granicznej. W weekend byliśmy na kempingu Delfin (niedaleko Achtopola), który zaprezentował nam typowo bułgarski standard tzn.wspólny prysznic (kilka rur wystających z brudnej ściany), zimną wodę i ukochane przez nas dziury toaletowe. Wczoraj rano na plaży, tuż pod klifem na którym staliśmy i o mało nie zwiał nas szalony wiatr, znaleziono zwłoki wyrzucone przez morze. W naszych chorych głowach pojawiła się nawet myśl, by zrobić zdjęcia (co ostatecznie uczyniliśmy). Ale jako, że są jeszcze w aparacie o szczegółach będzie w najbliższych dniach. Dziś post, który staramy się dodać już od kilku dni i dzięki mega szybkiemu internetowi robimy to dopiero dziś.

Gwiazdy są odzwierciedleniem kraju, w którym są wielbione. My mamy Dodę, a Bułgarzy? No właśnie...

Lokalna Shakira

Bułgarska Doda :)

Romantiko- taki nasz Iwan bez Delfina?

Munko- bezkonkurencyjny. Jak nie pokochać tego słodkiego uśmiechu?

 Ich Dwoje?


A to ostatnia bardzo popularna gwiazda, przez nas zwana Zlatko. Zlatko jest wszędzie (jak widać nie urąga mu nawet śmietnik) i w rzeczywistości jest trochę starszy. Oczarowani jego tajemniczym uśmiechem wybraliśmy się nawet na koncert.

Tłumy szalały, łzy ciekły obficie po policzkach, a słowa piosenek znał prawie każdy. To był show :)