czwartek, 23 sierpnia 2012
olaboga, olaboga!
No i dupa. W dupie jesteśmy. Już marzyły nam się wrześniowe wojaże, już wiatr muskał nasze skronie a woda delikatnie chłodziła stopy. A tu dupa. Nie chcemy się żalić zbytnio, ale w końcu to nasz blog, możemy pisać co chcemy, więc i się żalić :)
A jest na co!
Tak, tak!
Kamper nasz oblubiony znajduje się w stanie agonalnym. Serce jego ledwie zipie. Ale do rzeczy.
Po regeneracji głowicy (cylinderkopf ist kaput- jak go słusznie zdiagnozowali Niemcy), wymianie pompek, rozrządów, różnych cudach niewidach, objawiła się okrutna prawda. Ukazała się nam wyraźnie i kopnęła z impetem w jaja. Trzeba jeszcze szlifować blok silnika, zmieniać tłoki i różne inne cusie. Lat chudych siedem oraz plagi egipskie to przy tym mały pikuś. Nie, nie, źle myślicie- mechanik nas nie szachrai, to własny, rodzinny wujek o dobrym sercu i uczciwej naturze.
Cóż taki los, trzeba go zaakceptować.
Co do poszukiwania winnych całego tego ambarasu to mamy pewne typy. Oczywiście na pierwszym miejscu- Niemcy (no i Austriacy- ale toż to farbowani Niemcy są :)), a dokładniej góry, które u siebie złośliwie i z rozmysłem postawili i nazwali Alpami. Po jaką cholerę usypali je takie duże?- się pytamy. No i na drugim miejscu premier nasz miłościwie panujący -Tusk co Polskę zaprzedał i złoto w tombak zamienił.
Ot i cała prawda!
sobota, 18 sierpnia 2012
rowerowo-kabaczkowo
Nieborak kamperek kuruje się w sanatorium (temu to dobrze-czuła ręka mechanika gwarantuje pełną regenerację i relaks), my zaś jesteśmy zmuszeni poruszać się o napędzie nożnym zasilanym naszym cennym tłuszczykiem. Ot tak, po prostu sobie jeździmy po Wrocławiu i okolicach. Poza tym pojawiają się już różne perspektywy pracy za twardą walutę. Cóż jeszcze u nas? Chyba tyle. Jak to się mówi w naszej kochanej Ojczyźnie- stara bida :)
No i jeszcze balkonowe opalanko...
...a po nim gotowanko. Ostatnio postanowiliśmy dorobić jakiś grosik i ślemy nasze przepisy do różnych Kropek tv i tym podobnych wynalazków :)
środa, 8 sierpnia 2012
leśne grzybiarzy rozmowy
Grzybobranie w lipcu? A jakże! Do tego nie takie najgorsze. Nie ma wielkiej konkurencji, więc i prawdziwki mają szansę wzrosnąć do rozmiarów budzących szacunek, i kozaki mogą rozłożyć kapelusze, a muchomorów. że ho, ho...:) Poza tym siedzimy w domu i kombinujemy jakąś pracę za granicą. Kamperek trafił już na stół operacyjny- diagnoza nie jest najlepsza.
wtorek, 24 lipca 2012
ende
To już ostatnie zdjęcia z naszego dwumiesięcznego wyjazdu. Póki co nie szykują się nowe, więc te racjonujemy sobie niczym wielbłądy saharyjskie wodę przed długim okresem jej braku :)
W drodze do Stuttgartu zdarzył nam się kilkugodzinny postój na autostradzie. Umilaliśmy go sobie kanapkami oraz radlerem (oczywiście nie kierowca panie władzo!). Niemcy od razu zorganizowali samopomoc- miła blond kobieta biegała rozdając pokrojonego arbuza.
Dotarliśmy- regenerujemy odwodnione organizmy w zacnym towarzystwie.
Zamiast słońca przywieźliśmy ze sobą największą od lat burzo-wichurę.
Drzewa łamały się niczym zapałki. Dobrze, że kamperek nie stał pod jednym z nich.
Didol wreszcie mógł odpocząć od spania na podłodze....
...my zaś mieliśmy zaznać tej niewątpliwie korzystnie wpływającej na kręgosłup i cały układ kostny przyjemności :)
Tradycyjna niemiecka gościnność :)
Stuttgart- ten oto wypoczywający na ławce przemiły jegomość zaskoczył nas bardzo eleganckim tatuażem na czole, a dokładnie dziesięciocentymetrowymi cyframi 666. Sława Nergala dotarła i tu.
Stary ratusz- cudze chwalicie, swego nie znacie.
Park Królewski- w sumie nie taki zły ten Stuttgart. Piwko tanie i na dodatek można bezstresowo wypić je sobie na łonie natury.
A to już nasz serwis fiatowski. Spędziliśmy tam cztery dni bacznie obserwując mechaników i praktykując teoretycznie ten jakże trudny fach.
Tak się zadomowiliśmy, że nawet mieliśmy gości :)
Na koniec- ku przestrodze. Ten oto plakat wisiał na drzwiach komendy policji w miejscowości w której zepsuł nam się kamperek. Przemili młodzi ludzie podróżujący kamperem i dokonujący przy tym rabunków i morderstw. Tym pozytywnym akcentem kończymy. Bez odbioru.
piątek, 20 lipca 2012
Didek by Maja
środa, 18 lipca 2012
i tym optymistycznym akcentem...
Przebywamy w naszej pięknej piastowskiej Ojczyźnie już tydzień i jak na prawdziwych domatorów przystało już na drugi dzień mieliśmy ochotę się gdzieś przemieścić :) Niestety, póki co nic nie damy rady zrobić, kamper przechodzi różne zabiegi odmładzająco-regeneracyjne, a my kombinujemy jak na to wszystko zarobić. Pozostaje przeglądanie zdjęć (i ofert pracy :)) oraz planowanie czego to byśmy nie zrobili po wygranej w lotka :)
Powyżej Chiusa- miasteczko, które ugościło nas noclegiem pod domem starców i pozostawiło po sobie wspomnienie dwóch przytrzaśniętych drzwiami palców.
Innsbruck.
Dziki żółw, aż strach się kąpać :)
Nasz pierwszy hol- nie spodziewaliśmy się, że za dwa tygodnie będzie dużo gorzej :(
Most Europy- to to małe na górze to ciężarówka. Jak na nas przystało góry pokonujemy przełęczami i innymi gównianymi drogami, co nie pozostało bez wpływu na kamperka.
Przywitanie z niemiecką ziemią :) Deutschland, Deutschland...podśpiewywaliśmy pod nosem.
??? WTF?
Mecz półfinałowy Niemcy-Włochy. Wiadomo kto wygrał. Biedni Niemcy, troszkę się zdołowali. Mimo usilnej propagandy antyniemieckiej jaką raczono nas od dziecka stwierdzamy, że nasi zachodni sąsiedzi to w większości bardzo sympatyczni ludzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)