wtorek, 24 lipca 2012

ende


To już ostatnie zdjęcia z naszego dwumiesięcznego wyjazdu. Póki co nie szykują się nowe, więc te racjonujemy sobie niczym wielbłądy saharyjskie wodę przed długim okresem jej braku :)


W drodze do Stuttgartu zdarzył nam się kilkugodzinny postój na autostradzie. Umilaliśmy go sobie kanapkami oraz radlerem (oczywiście nie kierowca panie władzo!). Niemcy od razu zorganizowali samopomoc- miła blond kobieta biegała rozdając pokrojonego arbuza.


Dotarliśmy- regenerujemy odwodnione organizmy w zacnym towarzystwie.


Zamiast słońca przywieźliśmy ze sobą największą od lat burzo-wichurę.


Drzewa łamały się niczym zapałki. Dobrze, że kamperek nie stał pod jednym z nich.


Didol wreszcie mógł odpocząć od spania na podłodze....


 ...my zaś mieliśmy zaznać tej niewątpliwie korzystnie wpływającej na kręgosłup i cały układ kostny przyjemności :)


 Tradycyjna niemiecka gościnność :)


Stuttgart- ten oto wypoczywający na ławce przemiły jegomość zaskoczył nas bardzo eleganckim tatuażem na czole, a dokładnie dziesięciocentymetrowymi cyframi 666. Sława Nergala dotarła i tu.


 Stary ratusz- cudze chwalicie, swego nie znacie.




Park Królewski- w sumie nie taki zły ten Stuttgart. Piwko tanie i na dodatek można bezstresowo wypić je sobie na łonie natury.

A to już nasz serwis fiatowski. Spędziliśmy tam cztery dni bacznie obserwując mechaników i praktykując teoretycznie ten jakże trudny fach.

 Tak się zadomowiliśmy, że nawet mieliśmy gości :)


Na koniec- ku przestrodze. Ten oto plakat wisiał na drzwiach komendy policji w miejscowości w której zepsuł nam się kamperek. Przemili młodzi ludzie podróżujący kamperem i dokonujący przy tym rabunków i morderstw. Tym pozytywnym akcentem kończymy. Bez odbioru.