Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Austria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Austria. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Friuli


Po deszczowej Austrii Włochy przywitały nas pięknym słońcem. Mimo, iż nie było wcale gorąco, a nocą nawet lekki mrozik przyprószył trawę szronem to ilość światła sprawia, że człowiekowi od razu poprawia się humor. Niestety nasza wizyta trwała dość krótko i po noclegu oraz szaleństwie zakupowym trzeba było wracać. Ale już niedługo wiosna, a wraz z jej nastaniem mamy zamiar rozbić tam kamperowy obóz na dłużej :)




sobota, 14 stycznia 2012

...Wiedeń...


Podczas jazdy do stolicy Austrii chmury nie skąpiły nam deszczu. Nie powstrzymało nas to jednak przed dotarciem na czas. Zakwaterowaliśmy się w lekko szemranym hoteliku, gdzie recepcjonistą był miły, bezwłosy pan z licznymi bliznami na czaszce mówiący z rosyjskim akcentem. Zaraz potem ruszyliśmy na zwiedzanie w stylu japońskim.







poniedziałek, 22 sierpnia 2011

do wszystkich potencjalnych włamywaczy- wróciliśmy!

Jak się rzekło w tytule jesteśmy z powrotem. Dwa tysiące kilometrów, cztery dni, bieganina po sklepach, sporo towaru oraz ból pleców i pośladków, oto w skrócie nasz krótki wyjazd. Jak widać na obrazkach poniżej tym razem busem z namiotem.










Dwie noce spędziliśmy na kempingach, a jedną w samochodzie na parkingu przy autostradzie. Zaskoczeniem był dla nas kemping przy austriacko-czeskiej granicy kilka kilometrów za Mikulovem. Wiele razy mijaliśmy jeziorko przy którym jest usytuowany, ale nie spodziewaliśmy się aż tak ciekawego obiektu. Masa knajpek, kilka własnych plaż (w tym FKK- tam gdzie pływamy :)) oraz przystępne ceny. Ciekawy pomysł na nocleg w drodze na lub z południa Europy.
Zaraz po powrocie zaliczyliśmy bazarek, a teraz sukcesywnie będziemy dodawać przedmioty na Allegro.
Uff.

czwartek, 28 lipca 2011

droga


Kilka zdjęć z drogi przez Alpy oraz Dolomity. Na całej trasie bez przerwy lał deszcz i waliły pioruny. Brr. Nasz biedny kamperek mozolnie i z trudem drapał się na wzniesienia.







środa, 11 maja 2011

wszystko fajnie tylko netu brak :)


Jesteśmy we Włoszech. Włosi, jako, że żyją z turystów to nie są skłonni do dostarczania darmowego internetu. Więc do rzeczy. Przejechaliśmy całą trasę normalnymi czyt. bocznymi drogami. Trafiło się nam kilka przełęczy na które musieliśmy drapać się na pierwszym biegu i na nim także zjeżdżać (masakra!!!).
Austria. Darmowe miejsce z wodą i zrzutem ścieków. Jeszcze zimno. Chodząc po miasteczku próbowaliśmy znaleźć jakieś śmieci. Nie udało się (jeden niedopałek na dwie godziny chodzenie się nie liczy :)).

W drodze na zamek. Austria.

Gemona. Włochy.




Przełęcze.


Dojechaliśmy do miejscowości Grado na włoskim wybrzeżu, gdzie jak widać zapoznaliśmy Polaków. Pozdrawiamy! (nasze wątroby nie :)).

W wspominanym Grado staliśmy na wielkim parkingu dla kamperów, który przed sezonem jest za darmo (Niemcy co prawda próbowali płacić, ale automat nie chciał kasy- pewnie próbują do tej pory).
Na parkingu mamy wodę, zrzut ścieków i prąd za free.

A oto rowery, które dostaliśmy w spadku po rodakach, które oni z kolei znaleźli na "wystawce".
Byliśmy w Trieście i kawałek za nim w miejscowości Muggia, a teraz jesteśmy w Jesolo.
Z przykrych zdarzeń należy wymienić:
1. Pękła nam rurka przy butli gazowej i całe paliwo wyparowało, całe szczęście, że my nie razem z nim;
2. Dzisiaj zerwał nam się pasek klinowy, ale daliśmy radę.
To by chyba było na tyle.
Pozdrawiamy wszystkich!!!

niedziela, 24 października 2010

zezowate szczęście


Austria przywitała nas nadzwyczaj pozytywnie. Tuż po przekroczeniu granicy zjechaliśmy na stację w celu zatankowania samochodu i zakupu winiety. Wysiadając z kabiny patrzę w dół, a tam leży pogniecione, sponiewierane, biedne i samotne 100 Euro, więc schylam się dyskretnie i hyc je do kieszeni (zachowując przy tym grobową minę). Po dopełnieniu formalności szczęśliwi oraz promieniujący wewnętrznym blaskiem ruszamy dalej. Lokalnymi drogami dojeżdżamy do Willach z zamiarem spędzenia tam nocy. Na miejscu okazuje się, że Austriacy może i posiadają dużo kamperów ale na pewno nie używają ich we własnym kraju- wszędzie napotykamy na zakazy. Można się zatrzymać w celu zwiedzania ale o spędzeniu nocy należy już zapomnieć. Na znaku stoi wyraźnie, od 22 do 6 rano zakaz parkowania kamperami. Sytuacja powtarza się w okolicznych miejscowościach. Miny nam trochę rzedną, więc postanawiamy zjechać na autostradę i ewentualnie przespać się na parkingu (choć na parkingach gdzie są restaurację, również znajdują się zakazy :). Jedziemy, jedziemy, aż tu nagle z tyłu samochodu dochodzi do nas huk. Patrzymy po sobie zastanawiając się o co chodzi. Samochód dalej jedzie, wydaje się jakby nic się nie stało. Postanawiamy jednak zjechać na bok i sprawdzić co i jak. W tym właśnie momencie dostrzegamy znak informujący nas, o znajdującym się nieopodal parkingu dla kamperów! (skąd wykrzyknik? Patrz wyżej). Dojeżdżamy na miejsce, oglądamy samochód, aż znajdujemy przyczynę. Oto ona.






Okazuje się, iż straciliśmy kawałek bieżnika, a okoliczna część dynda sobie wesoło. Super- myślimy sobie, ważne, że żyjemy. Pozostaje tylko zmienić koło i dalej w trasę. Wyciągamy lewarek, podkładamy pod samochód i kręcimy. Kręcimy sobie, kręcimy, aż lewar się prostuje i nie chce iść już dalej, a samochód nawet się nie uniósł. Okazuje się, że poprzedni właściciel wsadził sobie sprzęt z seicento i jeździł zadowolony po Polsce. W międzyczasie wyjęliśmy zapas, który był dosyć wiekową zimową oponą marki Uniroyal. Trzeba kupić nowe opony na tył, bo na tym zapasie to do kraju raczej nie zajedziemy, a w Austrii ceny pewnie podobne, jeśli nie niższe- stwierdzamy po naradzie. Więc ruszam na poszukiwania. Po drodze udaje mi się określić miejsce naszego pobytu. Jesteśmy w miejscowości Wolfsberg.




Po długich poszukiwaniach, zbieram się na odwagę i idę zapytać do salonu Porsche :). Językiem migowo- niemieckim wyjaśniam w czym rzecz. Miły pan z działu części dwoi się i troi. Wydzwania w różne miejsca, aż w końcu ma. Opony mogą być najwcześniej za dwa dni. Dobrze mówię, poczekamy, zostawiam 100 Euro kaucji (nic w tym dziwnego- przychodzi śmierdzący alkoholem Polak- ze stresu wypiłem piwko- gada coś w niemiecko- angielsko- migowym języku, więc lepiej mu tak do końca nie ufać) i wracam do auta. Dwa dni mijają nam na zwiedzaniu oraz łażeniu po górach. Gdy nadchodzi trzeci dzień, a nasze opony są już na miejscu, postanawiamy zmienić jednak koło, bo do serwisu kawałek, a licho nie śpi. Podłożymy coś pod lewarek i damy radę- myślimy sobie. Więc ruszamy na poszukiwania. Przydałby się jakiś kamień lub pieniek lecz jako, że jesteśmy w arcy-czystej  Austrii nie znajdujemy nic. Pozostały gazety. Unosimy trochę samochód ale dajemy sobie spokój. Lewarek może nie wytrzymać (w końcu jest z osobówki), a my mamy przecież ubezpieczenie w PZU :). Dzwonimy. Za trzecim razem udaje nam się dogadać. Miły pan mówi, że pomoc będzie do godziny maks. Po czterech godzinach przyjeżdża busem nastoletnia dziewczyna i oznajmia, że oto jest i pomoc. Nic to, ważne, że ma porządny lewarek.


Opony zmienione. Cała przygoda kosztowała nas 150 Euro, więc w sumie nie tak tragicznie. Łatwo przyszło, łatwo poszło :).