piątek, 24 listopada 2023

Czarna Jama

Pobyt w miejscowości Vera Playa, zwanej również naturystycznym rajem, rozleniwił nas odrobinę- jednak szczypta luksusu w postaci wygodnego mieszkania robi swoje. Człowiek nie ma już ochoty na wielogodzinne spacery, odkrywanie okolicy, czy też jogę na plaży, zaś myśl o zimnych porankach, wieczorach oraz nocach w namiocie przyprawia go o delikatne, uprzedzające przyszłość drżenie. Leżałby tylko niczym wielka jaszczurka na tarasie, popijał browary i tył, a długie wieczory spędzał grzejąc się przed farelką. Dlatego też po kilku dniach powiedzieliśmy dość (no dobra w sumie, to ze skąpstwa), wracając tym samym na samochodowy dach do brezentowego domku.


Nie ujechaliśmy jednak zbyt daleko, bo jedynie kilkanaście kilometrów na południe. Lecz pomimo lichej odległości krajobraz zmienił się diametralnie.

 Płaska jak stół, piaszczysta plaża zmieniła się w otoczone górami drobne zatoczki. Niektóre nawet ze składającym się z drobnych kamyczków podłożem. Oczywiście jak na wytrawnych naturystów przystało- rychło zwietrzyliśmy odpowiednie miejsce do golasowania.

Osiedliśmy dokładnie 3100 kilometrów od Pucka, na kempingu o jakże zachęcającej nazwie Czarna Jama.

Zagubiony pośród wzgórz okazał się całkiem pozytywnym, spokojnym miejscem.

Wreszcie góry. Jakoś nie należymy do wielbicieli spacerów brzegiem morza. Szczególnie kiedy piasek włazi w każdą cielesną szczelinę, by potem doprowadzać do otarć. Ale lepiej nie zagłębiajmy się w szczegóły :)

Podczas odkrywania okolicy natknęliśmy się na nasz wymarzony dom. Czyli jednak można sprostać, wydawałoby się nazbyt wyśrubowanym wymaganiom i zadowolić takie marudy jak my. Następnym razem wrócimy z walizką pieniędzy.

Czyli potrwa to jeszcze jakieś skromne kilkaset lat. Ale kto wie, przy tym medycznym postępie...

...może doczekamy.

Kolejna ze świetnych, pustych o tej porze roku plaż. W sumie przez pięć dni w okolicy, udało się nam posmażyć bez strojów w trzech różnych miejscach.


Im bardzie w kierunku miasteczka Mojácar Playa, tym plaże bardziej piaszczyste i szerokie.

Góry jednak nie odpuszczają, zapewniając wspaniałą scenerię dla oczu oraz aparatu.

Cóż, czasem trzeba ulec okolicznością i rozbić się na piachu.

Ważne, że jest odludnie.

Co innego w mieście. Choć kto rano wstaje, ten pusty deptak dostaje.

Komo zaś dorobił się zakupionego w chińskim sklepie z pierdołami kocyka i w ten sposób stał się prawdziwą jesieniarą. Niestety- listopad ma swoje prawa: noce stają się coraz chłodniejsze.

Nie ma co dłużej lać wody. Te okolice to naprawdę piękne miejsce.


Wyjeżdżając z łezką w oku, pocieszamy się tym, że przecież kiedyś wrócimy...

... a chałupa na szczycie wzgórza będzie wiernie czekać.