sobota, 15 czerwca 2019

Gdy delgacje stają się normą, to już chyba nie delagcje... nieprawdaż?


Wiemy, że powtarzamy się już z tymi delegacjami. Ale, co bidulki mamy zrobić, skoro nasz rutynowy tydzień pracy zamienił się ostatnimi czasy w niestandardowy okres między-weekendowy, który to spędzamy co chwilę gdzie indziej. Wszystko zaś rodzi się w głowie szefa jakoś w okolicach piątku, kiedy to cieszymy się już niemal muskającym nasze lica powiewem sobotniej wolności. Wtedy to, niczym alpejska burza, pojawia się Stefan- czyli nasz dobrodziej we własnej, cielesnej powłoce i oświadcza- przyszły tydzień spędzicie w Quinten. W sumie to się nawet ucieszyliśmy. Spokojna, no może odrobinę nazbyt stroma winnica, super ekipa, a do tego elegancki kemping. No i te widoki! Patrząc w nasze oczy zauważylibyście, że są one mocno czerwone. Alergia?- zapytacie nieśmiało. Nie, nic z tych rzeczy, one po prostu krwawią od nadmiaru piękna :)


Do Quinten można dostać się jedynie łodzią, albo "z buta" wokół jeziora. Dla nas, jako opcja poranna wygrywa zdecydowanie napędzana dieslem skorupa.


Winnice, drzewa figowe, kiwi, nawet rachityczne palmy tu i ówdzie- takie oto cuda, kryje ten skrawek lądu, osadzony na ponad dwutysięcznym stromym górskim zboczu i na stałe zamieszkały jedynie przez jakieś czterdzieści dusz.


Nasze włości, lub też wości ;)


No dobra, Komo też pomaga, powiedzmy, że robi za wioskową maskotkę :)



Zaś w krótkich okresach sznurkowej niewoli, cieszy się pełnią wolności, polowań na muchy, myszy oraz inne zaskrońce, czy też węże.


Co, to już koniec?! Stety, lub też nie, nad jeziorem powoli zapada zmrok, dając nam tym samym możliwość zregenerowania styranych praca członków...


...by zbudzić nas nieśmiało wyzierającymi zza gór, porannymi promieniami słońca. Czas ładować się na łódkę i znów ruszać do roboty :)