niedziela, 25 października 2015

Ciao signora Italia


Zawsze podczas naszych wyjazdów następuje taki moment, gdy pojawia się jakieś dziwne mrowienie w stopach, które z godziny na godzinę narasta i narasta, aż staje się nieznośne. Nie, nie mamy problemów z grzybicą, czy innymi schorzeniami kończyn dolnych :). To po prostu znak, że czas ruszać w dalszą drogę :). Nawet najpiękniejsze miejsca nie potrafią nas zatrzymać na dłużej niż kilka dni. Tak więc czas jechać dalej na zachód, ku Francji.

Kraina ta przywitała nas ulewnym deszczem, który padał niemal przez całą drogę uatrakcyjniając nam tym trasę wiodącą przez sto zakrętów i dwieście przepaści :). Mieliśmy zamiar zatrzymać się w niezawodnym Menton (klik!), niestety kampery, które upodobały sobie znajdujące się tu, nieczynne przejście graniczne między Włochami, a Francją zostały bezczelnie przepędzone. A to dlatego, że przywrócono je do życia i kontrole odbywały się w najlepsze. Całe szczęście nie przemycaliśmy niczego nielegalnego, ze szczególnym wskazaniem na ludzi i mogliśmy wjechać do krainy ślimaków oraz żabich udek.


Minęliśmy Monte Carlo, Niceę, Cannes, do których jakoś nie możemy się przekonać (klik!), jak i inne miejsca tak ukochane przez możnych tego świata, by w końcu dotrzeć do ukochanego przez nas La Seyne sur Mer.


Jest to jedno z najbardziej przyjaznych kamperowcom miejsc na wybrzeżu. Mamy serwis, dwie piękne plaże, codzienny targ, a dla pragnących uroków dużego miasta, po drugiej stronie zatoki, u stóp Mont Faron ulokowane jest Toulon.



Gdzie tylko trafi się jakieś wolne miejsce wciskają się kampery. Tak też zrobiliśmy i my. Wysiedzieliśmy całe cztery dni, a potem...
...potem pojawiło się to dziwne mrowienie :).


W nocy dosyć mocno wiało.




Miło popływać w ciepłe, słoneczne popołudnie- pomyślał mops...


...reszta wycieczki zgodziła się z nim w pełni, czemu dała wyraz opuszczając ręczniki.



Gapić się w falujące morze możemy bez przerwy.


Postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę nadbrzeżnymi skałami. Ścieżka robiła się coraz węższa oraz nieustannie pięła i pięła się w górę, a jako, że jedna część naszego tandemu ma dosyć ostre ataki lęku wysokości nie była to lekka wyprawa.



Z jedne strony góra, a z drugiej urwisko.


Pożegnalna kąpiel i powoli zbieramy się, by ruszyć na północ, w stronę domu.


Pokój!