poniedziałek, 16 maja 2011

jadą wozy kolorowe


Jako, że mieliśmy już dość skomercjalizowanego wybrzeża postanowiliśmy wybrać się do Treviso. Jest to dosyć duże, poprzecinane kanałami, pełne zabytków i wąskich uliczek miasto. Udało się nam znaleźć darmowy parking dla kamperów przy samej starówce, gdzie spędziliśmy dwie noce. Już podczas pierwszego wieczoru mogliśmy czuć się samotni ponieważ tuż obok rozbili się cyganie ze swoim taborem (czy jakoś tak). Trzy przyczepy i dwa kampery (gdzie te stare cygańskie wozy...ach...), ze 30 osób, dzieci, psy i inne atrakcje. Najpierw myśleliśmy, że to Turcy, a to dlatego, iż pierwszą rzeczą jaką panie zaczęły robić po przyjeździe było pranie dywanów :). Okazało się, że to jednak francusko-hiszpańscy cyganie. Po praniu przyszedł czas na mycie kamperów i przyczep, tygodniowe pranie odzieży z wywieszaniem jej na okolicznych płotach oraz co chyba oczywiste wyjęcie agregatu, szlifierki stołowej i ostrzenie noży i innych narzędzi jakże niezbędnych w życiu nomada :). Spotkały nas też wyrazy sympatii w postaci cytuję za miłym, otyłym panem "Polska dobro, dobro".Gdyby nie złośliwa włoska policja koegzystowalibyśmy ze sobą pewnie dłużej, lecz niestety (dla cyganów) już po jednym dniu musieli się zwijać. Poza tym dużo zabytków i łażenia. Zwykła kamperowa nuda :)








Jak wiadomo miasto męczy, więc postanowiliśmy wrócić ku chłodnym wodom Adriatyku. Całkowitym przypadkiem trafiliśmy do miejscowości Rosalina Mare, która na weekend została wprost opanowana przez kampery. Takich miejsc jak to na zdjęciu poniżej było kilka. W sumie ze 30-40 samochodów. Dosmażyliśmy się trochę i jak to u nas znudziło się nam morze i znów zapragnęliśmy pobyć trochę w mieście :). W tym momencie jesteśmy w mieście Ferrara, gdzie dzięki uprzejmości tegoż  mamy internet. Wystarczy iść do informacji turystycznej wypełnić dwa formularze, skserować paszport i zarejestrować się i już ma się 90 minutowy dostęp do netu. Prawda, że proste.




Pozdrawiamy! Żółwik!