sobota, 13 czerwca 2015

te typy- stereotypy


Francuz, cóż to za dziwne stworzenie. Mówi się, że stereotypy nie odzwierciedlają rzeczywistości, czy też ją wręcz fałszują, jednak w przypadku mieszkańców kraju smażonego ślimaka według nas wszystkie są prawdziwe. Nie wierzycie? No to ruszamy. Na początek może pogląd, iż Francuzi są bardzo zadufani w sobie. O tak, to z pewnością prawda. Nic na całym bożym świecie nie dorównuje, ba, do pięt nie sięga temu co francuskie. Ni góry, ni rzeki nawet. Kobiety? Phi! Toż powszechnie wiadomo, że Francuzki są najpiękniejsze w całej galaktyce. Może jedzenie? Fu! Toż inne nacje żywią się niemal ekskrementami. Wino? No już, cicho, cicho.
Wszystko wymyślono w tym pięknym kraju, a jak nie to znaczy, że ktoś pewnie podpatrzył, bądź też, o zgrozo,ukradł. Iluż zacnych synów i cór wydała Francja. Przykłady? A proszę... Maria Curie (Skłodowskiej tu nie znają), czy też ten, no Chopin. Mało?!
Co tam dalej. Hm... Może znajomość języków? Kto był w kraju nad Sekwaną ten wie, że nawet grabarz, czy też prosta sprzątaczka mówią płynną angielszczyzną :) Uwierzyliście? Nie? No i słusznie. Porozumienie się w jakimkolwiek języku obcym jest w 90% przypadków niemożliwe. Czasem trafi się jakiś profesor uniwersytetu, który coś tam wyduka po angielsku, czy niemiecku. Oczywiście wszyscy w szkole mają język obcy...Niech mi ktoś teraz powie, że w Polsce jest niski poziom kształcenia. Bagietkowy gluten tak solidnie posklejał francuskie mózgi, iż nie są one przyjąć już żadnej wiedzy :).
No starczy już, starczy na dzisiaj. To na koniec dla równowagi może coś o Polakach, że niby pijani cały czas i na dodatek sami katolicy. No i co? Prawdziwy ten stereotyp? Kto pierwszy rzuci kamieniem, że nie? My raczej się nie kwapimy. Katolicy to z nas raczej żadni, ale już to pierwsze to na pewno :)

Na koniec, ku osłodzie kilka zdjęć z naszej wioski.


Nasz dom i widok z okna. Na kościół, który budzi nas skutecznie każdego ranka, również w weekendy.




Darmowe bio czereśnie.


Współlokatorzy- Sardyńczycy i Litwinka.


No i na koniec Didol oczywiście :)


środa, 3 czerwca 2015

jak pić szampana to tylko w Szampanii :)


Coraz lepsza pogoda zachęca do kamperowania.  Jako, że najbliższe okolice poznaliśmy już dosyć dobrze to postanowiliśmy opuścić na kilka dni Burgundię i udać się do sąsiedniej Szampanii, a konkretnie do jej historycznej stolicy, czyli Troyes (czyt. Trła, ot ten francuski :)).


Miasto zachwyca doskonale zachowaną, rozległą starówką oraz pięknymi gotyckimi kościołami. Spokojnie starczy na kilka godzin wędrówki i zachwycania się.




O, jak tu ładnie, jak ładnie.





Dobrze zrobił nam ten weekend i oderwanie od naszej obecnej, prawdopodobnie nawiedzanej przez złe duchy siedziby. Nawet mops odrobinę odżył :).



niedziela, 31 maja 2015

co tam szumi w winoroślach


Żeby nie było, że tylko harujemy i cierpimy męki okrutne postanowiliśmy wstawić trochę fotek z prozy popracowej.


Na początek mops, któremu pobyt tutaj nie służy bardziej niż nam. Didol utracił prawie całą chęć do życia. Poleguje nieborak gdzie tylko się da, na kanapie, dywanie, fotelu, bądź kolanach.


To zaś nasza nie do końca normalna francuska koleżanka, która w imprezowaniu postanowiła przebić niejedną gwiazdę rocka.


Czasem łatwiej porozumieć się z koniem niż z Francuzem :)



Taką oto piękną szafkę i równie urodziwą misę nabyliśmy na targu staroci, który opanował kilka dni temu ulice naszej wioski. Szafka za 5 euro!


No i dołączyli do nas Włosi, przepraszam, Sardyńczycy. Po minionych imprezach nasze wątroby gonią resztką żółci i błagają o litość. Całe szczęście, że trzeba chodzić do pracy, bo same weekendy by nas wykończyły :).


wtorek, 19 maja 2015

piwa łyk, precla gryz, złagodzi najgorszy kryzys


Ostatnio za sprawą tego, iż wszystkie nasze życiodajne soki płyną zamiast do mózgu, to do spracowanych rąk oraz równie umęczonych nóg, blog został odrobinę zaniedbany. Ale całe szczęście miniony czterodniowy weekend odwrócił na chwile tą jakże niekorzystną dla naszego intelektu sytuacje.
Postanowiliśmy zregenerować się odrobinę w domowym zaciszu i po ośmiu godzinach jazdy byliśmy już w naszych ukochanych okolicach. Nic nie koi tak robotniczego ciała jak piwo i precel, zaś dźwięczna niemiecka mowa stanowi doskonały balsam dla ducha. Niestety wszystko co dobre (i złe także :)) ma swój kres i od dwóch dni znowu doginamy pośród winorośli. Ale już niedługo, niedługo...


Wybraliśmy się na targ do Radolfzell...


...oraz przywitaliśmy się z jeziorem.






W Niemczech obecnie rządzą szparagi. My zrobiliśmy z nimi pizze.


sobota, 25 kwietnia 2015

Raport z pola prac polowych


Skoro nie ma wielu podróży to może naskrobiemy coś o tym co się u nas obecnie dzieje. Otóż doginamy sobie wesoło na polu winorośli zwanym także winnicą. Obijanie się jest fajne, lecz trzeba niestety skądś brać na nie pieniądze, a jeżeli już musimy pracować, to najlepiej robić to właśnie tak. Świeże powietrze, czasem słońce, czasem odrobina deszczu (choć niekiedy potrafi padać cały tydzień i wtedy człowiek ma już odrobinę dość tej roboty, bo w tymże deszczu i towarzyszącym mu błocie musi także śmigać po polu) oraz dużo ruchu. Ot, taka siłownia na świeżym powietrzu i na dodatek całkiem nieźle płatna.
Właśnie zakończyliśmy przypinać winorośle do drutów (patrz powyższe zdjęcie), teraz nasadzamy nowe roślinki, potem będzie usuwanie niepotrzebnych, pędów, podnoszenie drutów i na koniec obrywanie liści. W międzyczasie zaś odrobina kilofowania (w końcu to bio winnica, a chwast się pleni, oj pleni) i koniec :).


W roli modelki prezentującej typowo francuski i co za tym idzie bardzo szykowny i elegancki strój roboczy wystąpiła Sylvie- nasza polowa współpracowniczka. Warto zwrócić uwagę na modne w tym sezonie odcienie szkarłatu oraz idealnie dopasowane do siebie elementy garderoby. Ach, ci Francuzi :)


Obecnie jesteśmy na etapie nasadzania nowych roślinek w miejsce tych, które niestety zakończyły swój jakże produktywny żywot. Może nie koniecznie same z siebie zakończyły, co uśmiercił je Jimmy, szalony traktorzysta-niszczyciel :).


W przerwie obiadowej czas na relaks i dopieszczanie mopsa.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Dzień Świstaka


Saint-Bris rzuciło na na nas urok. Nie chce nam się nigdzie jeździć, nie mamy ochoty na zwiedzanie. Utknęliśmy. Czujemy się trochę jak w filmie "Dzień Świstaka". Codziennie wstajemy o tej samej porze, szykujemy się do pracy, wychodzimy, mijamy po drodze te same osoby, a nas mijają te same samochody. Zaklęty krąg. Wiemy, że to się nazywa normalne życie i wiele osób tak egzystuje, a niektórzy nawet to lubią. Sami tak mieliśmy, ale w pewnym momencie nam przeszło :). Cóż, damy radę te kilka miesięcy. Jak człowiek tak dogina na polu to głownie odlicza czas do końca dnia, a potem byle do weekendu. Choć i one stają się podobne. Zakupy w Auxerre, spacer do Champs, leniuchowanie...