Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ?. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ?. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 sierpnia 2014

stonka atakuje!


Sierpień mija sobie leniwie. Rodzice wyjechali na kilka tygodni nad polskie morze zostawiając pod naszą opieką swój wypielęgnowany ogródek. Nie przewidzieli tylko jednego, otóż pozostawienie roślinożercy sam na sam z tyloma soczystymi roślinami może przynieść tylko jeden skutek- totalne ogołocenie warzywniaka :). Za czasów komuny propaganda straszyła Amerykanami zrzucającymi stonkę z samolotów, by zniszczyć pegeerowskie uprawy ziemniaków, teraz pewnie media zamieszczałyby relację o żarłocznych imperialistycznych weganach plądrujących uprawy :). Ale jak tu nie skubnąć, jak nie uszczknąć, jak nie gotować całymi dniami tych pyszności. No jak?!



Kamper zaś przygląda się temu wszystkiemu ze stoickim spokojem delektując się zasłużonym odpoczynkiem.

poniedziałek, 7 lipca 2014

co jeszcze, co jeszcze...

Jedni są bardziej ogarnięci, inni odrobinę mniej- tak to już jest na tym świecie :) Dla tych drugich powstał taki właśnie wakacyjny niezbędnik. Podczas przygotowań do wyjazdu oraz pakowania możemy skorzystać z pomocy i gotowych rozwiązań w postaci listy rzeczy do zabrania. Może się komuś z Was przyda podczas gorączki przedwyjazdowych zajęć.

http://www.tirendo.pl/niezbednik/

środa, 26 lutego 2014

Didol już wygrzewa futro


Po dwóch miesiącach zamieszkiwania kątem w bardziej stacjonarnych, niekamperowych lokalizacjach wreszcie nadszedł czas wyjazdu. Powoli przygotowujemy nasz luksusowy oraz przestronny apartament na kółkach i w niedzielę ruszamy na południe. Aby uniknąć poparzeń słonecznych Didol już od kilku dni zażywa kąpieli solarnych :)

piątek, 7 lutego 2014

Pyszna i zdrowa pasta fasolowa!



Co ten biedny weganin je? Ni mięska, ni serka, ni mleczka nawet nie pochlipie. Tylko sałata, kapusty i inne dziwactwa. Jak królik jakiś, czy krowa przeżuwaczka. Mizerne to takie i chude (no z tym chude to nie przesadzajmy :)). Całe szczęście jest coś co biedaka porządnie odżywi od czasu do czasu. Strączki.
Pokochaliśmy różnego rodzaju pasty na kanapki. Z fasoli, z soczewicy, z ciecierzycy, z groszku, z kukurydzy. Możliwości jest wiele. Zaletą tych smarowideł jest szybkość ich przygotowania ( oprócz moczenia i gotowania :)).
Wczoraj na kolację zachciało nam się pasty z fasoli. Jako dodatek kupiona w promocji świeża bazylia (2 zł/szt.) i kilka suszonych pomidorów.

Składniki:
- szklanka fasoli (my użyliśmy fasoli suszonej z czarnym oczkiem);
- garść świeżej bazylii;
- kilka suszonych pomidorów;
- 2-3 łyżki oleju lnianego;
- pieprz, sól;

Gotujemy wcześniej namoczoną fasolę (oczywiście można użyć fasolę z puszki). Do ugotowanej fasoli dodajemy bazylię, pomidory, olej lniany, przyprawy i wszystko razem miksujemy.
I gotowe. Do tego świeży chleb własnego wypieku i pyszna oraz zdrowa kolacja gotowa.



Smacznego!

czwartek, 16 stycznia 2014

pyszna i zdrowa pasta fasolowa

Jako, że przeszliśmy ostatnio na pełną dietę roślinną eksperymentujemy dużo w kuchni i szukamy nowych smaków. Na śniadanie zajadamy różnego rodzaju pasty strączkowe.Powyżej pasta z białej fasoli z dużą garścią pietruchy... mniam mniam.

Składniki:
-puszka fasoli (choć lepiej namoczyć suszoną i ugotować);
-garść pietruchy;
-trochę oliwy z oliwek;
-sól, pieprz ( lub inne przyprawy wg. uznania).

Wszystko razem zblenderować i gotowe :) Najlepiej smakuje z razowym chlebem lub grzankami.


poniedziałek, 6 stycznia 2014

sorry


Z tego miejsca chcielibyśmy bardzo przeprosić wszystkich właścicieli wyciągów narciarskich, instruktorów, hotelarzy, kudłate misie krupówkowe, co się pewnie pocą niemiłosiernie nieboraki :(, etc. Wszyscy związani z turystyka zimową- wybaczcie. To chyba nasza wina. Jeszcze raz sorry. Wracając do Polski wznosiliśmy modły o dobra pogodę, a jako, że jesteśmy znani z pragmatyzmu szliśmy hurtowo po wszystkich znanych nam religiach i bóstwach :) No i udało się. Przyjechaliśmy i od tego momentu mamy zimę iście śródziemnomorską. Zero deszczu, zero śniegu, słoneczko i ciepełko. Więc trzeba korzystać.






Po kilku godzinach spędzonych na rowerach nie ma jak szybki wegański makaron z warzywami i ciecierzycą :)

środa, 1 stycznia 2014


Zamiast życzeń noworocznych zamieszczamy ten oto filmik. Obejrzyjcie go proszę do końca i niech ten nowy rok będzie dla Was czasem zmian. Jeżeli nie jest dla Was istotna strona etyczna tego tematu to pomyślcie o swoim zdrowiu.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT...


...życzymy Wam wszystkim. Dużym, małym, czarnym, białym, tyć nieśmiałym i zuchwałym :)

czwartek, 12 września 2013

fasolowy zawrót głowy


Już po przeprowadzce. Trudno uwierzyć, że nie mamy już naszego wypieszczonego mieszkanka. Pewien etap w życiu zakończył się dla nas definitywnie. Za oknem nie słychać już ulicznego gwaru, dzwoniących głośno tramwajów oraz trąbiących samochodów, a w powietrzu nie czuć spalin. Od kilku dobrych dni regenerujemy nasze płuca małomiasteczkowym powietrzem, a żołądki ekologiczną zieleniną wprost z ogródka rodziców:) Jako, że seniorzy szaleją na dancingach w Ciechocinku mamy cały dom dla siebie. Łuskamy fasolę, trzemy cukinie na placki (pycha!), obrywamy pomidory oraz pieczemy chleb. Zbieramy siły przed winobraniem, na które wyruszymy już w przyszłym tygodniu. Jak to mamy w zwyczaju będziemy powoli zmierzać do celu, zwiedzając przy tym co ciekawsze miejsca. Same zbiory powinny zacząć się pod koniec września i potrwać przez około miesiąc. Przyda nam się trochę ruchu, bo  póki co to jedynie uzupełniamy warstwę fasolowego tłuszczu :)

Na zdjęciu poniżej cukiniowo-marchewkowe placuszki wprost z patelni.


Powyżej żytni chlebek na zakwasie z własnej produkcji pastą sojową i regularnie obsikiwanym przez Didka
szczypiorkiem :)


Na koniec zaś jajeczno-pieczarkowe kotleciki :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

tam dom twój gdzie ty :)


Po długim okresie oczekiwania wreszcie nadeszła okazja, by odkorkować jedno z zalegających w czeluściach lodówki win. Tym razem padło na dwunastoletnie Cotes d'Auxerre. Nie chcemy się tu broń Boże snobować, że gustujemy w takich wykwintnych trunkach. Po prostu nasz francuski dobrodziej zaopatrzył nas obficie (jest jeszcze kilka sporo starszych roczników :)). No, ale dość już tego lansu. Meritum sprawy jest takie, że po zaledwie kilku tygodniach od wystawienia na sprzedaż naszej pustelni, właśnie podpisaliśmy akt notarialny i staliśmy się oficjalnie bezdomni. Jutro ładujemy swoje graty do busa i tak naprawdę nie wiemy co dalej. Czy czeka nas kolejna zima gdzieś na południu? Zobaczymy, kto wie...

wtorek, 13 sierpnia 2013

Warzywno-owocowe kolory tęczy :)


Jest jeden minus naszego kamperowania. Mała kuchnia. Nie mamy piekarnika, więc nie możemy piec chleba, pizzy i tym podobnych smakołyków. Mała kuchnia nie zachęca również do kulinarnych ekscesów. Podczas wyjazdów żywimy się głównie potrawami jednogarnkowymi :) Dlatego też jednym z niewątpliwych plusów powrotu do domu jest to, że możemy sobie wreszcie pogotować. Sierpień to czas zbiorów i istna obfitość warzyw i owoców. Z braku ciekawszych zdjęć ponudzimy Was trochę naszym menu :)

Warzywka z ogródka rodziców z ryżem. Jako, że mieszkamy w bloku w centrum miasta nie mamy własnej hodowli zieleniny. Kilkakrotne próby założenia ogródka na balkonie kończyły się zawsze niepowodzeniem :( 

 Nie ma jak własnej roboty pizza na cienkim cieście.

 Chlebek na zakwasie.

Z poprzedniego dnia zostały nam ziemniaki oraz trochę brokuła i w ten oto sposób powstały kotleciki brokułowo-ziemniaczane. Pycha.

Poza tym prawdopodobnie jutro wybierzemy się na kilkodniowe kamperowanie do Czech. Będzie woda, będą górki, piwo i czyste powietrze. Ahoj!

sobota, 18 maja 2013

fabryka kamperów

W miejscowości Tournon sur Rhone, w której spędziliśmy ostatnich kilkanaście dni znajduję się (bardzo dobrze ukryty i w żaden sposób nie oznakowany :)) jeden z największych w Europie producentów kamperów i przyczep. Firma zwie się Trigano VDL i wprowadza na rynek takie marki jak: Chausson, Challenger, Caravelair czy też Sterckeman. Pooglądaliśmy te cuda zza płotu i pomarzyliśmy sobie trochę :)




piątek, 17 maja 2013

multi-kulti


Kilka dni temu mieliśmy przyjemność poświadkować na prawdziwym weselu w arabskim wydaniu. Oj piszczały piszczałki.

piątek, 3 maja 2013

Krótka historia o tym, dlaczego czasem lepiej dać zarobić kempingom cz.2.

Unoszę głowę i patrzę przed siebie ciągle jeszcze mętnym wzrokiem. Na wysokości moich oczu dostrzegam jasnobeżową plamę, której niewyraźne dotąd kontury powoli zaczynają się klarować.

- Wstawaj! Rusz dupę i zbieraj się człowieku! Musimy uciekać- dochodzi mnie gardłowe ponaglanie.
Przecieram uporczywie dłonią obolałe po niefortunnym zderzeniu z szafką czoło. Kręcę głową, by pozbyć się resztek oszołomienia. Raz po raz zamykam i otwieram przekrwione oczy.

- Ogłuchłeś, czy co! Wstawaj szybko- nalega wciąż jeszcze niewyraźny stwór.
Zderzenie z nieszczęsną szafka musiał spowodować jakieś poważne uszkodzenie mózgu. Albo umarłem i zasłużenie trafiłem do piekła. Jedno z dwojga. Trzecia możliwość przecież nie istnieje. A może jednak? Jeżeli nie umarłem, a mój mózg nie przestał działać to widok, który obserwuje przed sobą musi być prawdziwy. Ale co ja właściwie widzę?

- Wstawaj! Sam bym poprowadził, ale jak się pewnie domyślasz nie mam prawa jazdy.

Po tych słowach słyszę świst powietrza i czuję na policzku rozchodzące się powoli coraz mocniejsze pieczenie. Wstaje oszołomiony i z otwartymi ustami przyglądam się stworzeniu stojącemu na dwóch łapach przede mną. Czuję coraz mocniejsze pulsowanie w czaszce, a obolały mózg chyba postanowił rozsadzić ją od wewnątrz na drobne strzępy. Didol podaje mi kluczyki i krzyczy:

- Spadajmy stąd!

Wyrywam je z wyciągniętej w moją stronę pazurzastej łapy i czym prędzej biegnę do szoferki. Drżącą ręką wsadzam kluczyk do stacyjki. Walenie w drzwi nie ustaje. Choć minęło dopiero kilka sekund od momentu, gdy wskoczyłem do kampera to wiem, że drzwi nie wytrzymają zbyt długo. Przekręcam klucz, rozrusznik kręci głośno, a następnie silnik z oporami odpala. Nie dając mu czasu by się rozgrzał naciskam gaz i z piskiem opon ruszamy przed siebie w mrok ku domniemanemu wyjazdowi z polany. Kątem oka widzę jedynie zwalistą postać, która unosi w gniewie rękę nad głowę. Nasze spojrzenia spotykają się. Piwniczny oprawca świdruje mnie zimnym wzrokiem. W jego oczach nie dostrzegam gniewu, czy oznak zawodu. Nie, widzę w nich nadzieję, nie, nie tylko nadzieję, to pewność, że się jeszcze kiedyś spotkamy.

sobota, 27 kwietnia 2013

Krótka historia o tym, dlaczego czasem lepiej dać zarobić kempingom cz.1.

Ze snu budzą mnie jakieś niezidentyfikowane dźwięki. Spoglądam na zegarek, jest kwadrans po północy. Krople deszczu rozbijając się o dach kampera wybijają monotonny rytm. Spoglądam przez maleńkie okienko alkowy na otaczającą nas ciemność. Spowite chmurami niebo nie przepuszcza żadnego światła. Ledwo widoczne kontury otaczających nas drzew dodatkowo rozmywa padający deszcz. Nasłuchuję. Cisza. Wciąż cisza. Nagle znów słyszę odgłosy, które wybudziły mnie z beztroskiego chrapania. Metaliczny dźwięk przypomina trochę wiercenie i dochodzi gdzieś z drugiego krańca polany. Teraz sobie przypominam, że po lewej stronie polany na której postanowiliśmy się zatrzymać, by spędzić noc stał mały, rozpadający się domek. Oprócz niego nic, zupełne odludzie. Tylko my i przyroda. Takie bynajmniej były założenia za dnia gdy parkowaliśmy tu w cieniu rozłożystego dębu. Teraz, prawdopodobnie z tego sypiącego się domostwa dobiegają te niepokojące odgłosy. Wrr, wrr, powtarza się rytmicznie. I coś jeszcze, jakby krzyk. Nie, to niemożliwe. Otwieram okienko i nasłuchuję. Musiało mi się wydawać. Cisza. Już mam zamykać szybkę, kiedy wyraźnie do mnie dochodzi czyjeś przytłumione wołanie o pomoc i coraz głośniejsze wrr, wrr... Ogarnia mnie lęk. Czemu nie posłuchałem żony i uparłem się żeby tu nocować. Osioł, zawsze musisz postawić na swoim. Co robić? Deszcz się nasila. Wołanie jednak nie ustaję, wręcz słychać coraz wyraźniejsze:
P O M O C Y!
Przełamując wypełniającą mnie coraz bardziej panikę postanawiam sprawdzić co się dzieję. Schodzę na dół i ubieram się. W głowie kłębią się myśli. Nie, to niemożliwe. Takie rzeczy dzieją się amerykańskich horrorach klasy B. Na pewno nie w realnym świecie. Może jakieś małolaty stroją sobie żarty i postanowiły nastraszyć naiwnych turystów. Pewnie tak. No to pokaże gówniarzom, że im się nie udało. Jeszcze mnie popamiętają. Biorę policyjną pałkę, którą wozimy dla obrony i wychodzę.
Na zewnątrz jest zimno, a deszcz pada coraz mocniej. Ruszam w stronę wrzasków. Gdy zbliżam się do rujny, zaczynam dostrzegać niewyraźne światło wydobywające się z piwnicy. Wrr, wrr i kolejne, powtarzające się krzyki. Dochodzę do ściany, przykucam brudząc sobie przy tym ręce o rozmokłą ziemie.

Cholera! Wstrętne gnojki! Jeszcze mnie popamiętacie.

Zaglądam.
W małym, ciasnym piwnicznym pomieszczeniu znajdują się dwie postacie, a dokładniej jedna leży na szpitalnym łóżku, a druga się nad nią pochyla. Dostrzegam i wiertarkę. Wrr, wrr. Spoczywający na łóżku jest przywiązany jakimiś pasami, czy może sznurem. Widać, że nie może się ruszyć, a na jego zmasakrowanej twarzy maluję się ból i strach. Postać górująca nad nim wpycha mu w usta knebel. Przysuwam się odrobinę bliżej do brudnej, pokrytej pajęczynami szyby by lepiej widzieć. Opieram się przy tym o oślizgły grunt, ręka mi ucieka i przewracam się. Unoszę głowę w stronę piwnicy i widzę, że postać z wiertarką mnie spostrzegła. Nasze spojrzenia się spotykają.

Uciekać, szybko uciekać!

Zaczynam ile sił w nogach biec w kierunku dębu pod którym nocujemy. Ślizgam się na mokrej trawie. Upadam. Wstaje jednak szybko i dalej biegnę. Wpadam do samochodu. Niestety z emocji zapomniałem, że tuż nad wejściem wisi mała szafka. Wbiegając uderzam o nią głową. Nieprzytomny padam na podłogę.

Budzę się zlany potem. Na szczęście to tylko sen. Z zewnątrz dobiegają tylko odgłosy zalewających świat kropli deszczu. Chociaż nie, coś słyszę. Przełykam gęstą ślinę, pot występuje na moje rozpalone czoło, a serce zaczyna bić coraz mocniej. To chyba jednak nie był sen. Ktoś zaczyna walić w drzwi kampera...

sobota, 13 kwietnia 2013

Wreszcie!


Nareszcie się doczekaliśmy. Koniec z deszczem i słotą! Czas usunąć dodatkowe koce z sypiali. Szanowni Państwo, ogłaszamy nadejście lata (z tego co widzimy, w Polsce też jest coraz lepiej).

sobota, 30 marca 2013

Wesołych Świąt

 ...Życzymy całej naszej rodzinie oraz wszystkim czytelnikom i nie tylko :)










Niech króliczki, czy to biały, czy to czarny spełnią Wasze wszystkie marzenia!

środa, 13 lutego 2013

z Didolem nie pogadasz

Od samego rana Didol zrobił się jakiś dziwny. Podszedł do miski z karmą, powąchał i pogardliwie prychnął. Byle czego nie będę jadł!- zaszczekał.
Podczas spaceru na mijające nas psy spoglądał z wyższością i nawet kilka razy warknął wyniośle.
Co mu się dzieje?- myślimy.
Włączamy komputer i już wiemy. Didol poczuł smak sławy i wirtualnej popularności, po prostu sodówka uderzyła mu do głowy :) Stało się tak dlatego, że na zaprzyjaźnionej stronce: kudlaczewpodrozy.pl został zamieszczony korespondencyjny wywiad z nami. To bardzo sympatyczna, zakręcona na punkcie kamperów i psów (mają 5 :)) rodzinka. Gorąco polecamy i zapraszamy na ich stronę:




sobota, 9 lutego 2013

1% dla Karolinki


Naszych przyjaciół spotkało wielkie szczęście- otóż urodziła im się wspaniała i wesoła córeczka. Niestety Karolinka nie jest do końca zdrowa. Zamieszczamy ich apel do wszystkich, którzy mogą jakoś pomóc. Najprościej jest oddać 1% podatku w deklaracji PIT. Więc, do dzieła!

Kochani,
Zwracamy się z gorącą prośbą o pomoc dla naszej córki Karolinki która choruje na nieuleczalną chorobę genetyczną Epidermolysis Bullosa (EB) o odmianie dystroficznej tj. pęcherzowe oddzielanie się naskórka.
Choroba jest nieuleczalna, a podstawą walki z nią jest codzienna pielęgnacja z zastosowaniem specjalistycznych maści, balsamów, opatrunków, igieł i innych lekarstw często sprowadzanych z zagranicy. Każdy kto chce pomóc malutkiej Karolince w codziennym może przekazać 1% podatku Nr KRS 0000270809 w rubryce "cel szczegółowy" należy wpisać 2042-MENDALUK KAROLINA. Wdzięczni będziemy, za wszelką nawet najmniejszą pomoc, która da nam możliwość dalszej walki z chorobą i nadzieję na lepsze jutro.

Rodzice Karolinki

czwartek, 7 lutego 2013

linki

Podczas kamperowania fajnie czasem jest iść na tzw. żywioł i nic nie planować. Spontanicznie zatrzymywać się w przypadkowych miejscach i nie wiedzieć co będzie jutro. Niewątpliwie, takie zachowanie ma swój urok. Po tym jednak, jak spędziliśmy noc pod blokiem, a  nad ranem okazało się, że stoimy 200 metrów od wygodnego serwisu zaczęliśmy więcej planować :) W naszych wyjazdach posługujemy się kilkoma bardzo przydatnymi serwisami. Po prawej stronie naszego bloga pojawił się nowy zestaw linków, który je zawiera. Są to strony z parkingami w całej Europie, a kilka ostatnich polecamy dla tych, którzy kampera zostawiają pod domem i wybierają inny sposób na wyjazd. Będziemy je sukcesywnie uzupełniać i powiększać. Mamy nadzieję, że się Wam przydadzą.