Wizytę na wyspie rozpoczęliśmy od jej stolicy, czyli Pagu właśnie. Metropolia to to nie jest. Jednakże warto tu zawitać, by pospacerować po, co prawda niewielkiej, ale całkiem urokliwej starówce.
Kilka uliczek na krzyż i zaliczone. Można ruszać dalej.
W naszym przypadku do miejscowości Novalja.
Zwana chorwacką Ibizą jest idealnym przykładem pażkiego dualizmu. Są ogromne, wypełnione szczelnie młodzieżą dyskoteki, jest starówka, jest nadmorski deptak, a dla szukających spokoju jest nawet odrobina natury.
Zapewne domyślacie się które z oblicz było nam najbliższe i w którym chcieliśmy przebywać najczęściej.
Oczywiście znaleźliśmy nawet plażę nudystów. Co prawda niezbyt spektakularną, ale najważniejsze, że podczas opalania nie trzeba było ryzykować tekstylnych odparzeń.
Pewnie zastanawiacie się również, co nas sprowadziło do tej imprezowni. Odpowiedź jest bardzo prosta: najtańszy jaki udało się nam znaleźć w promieniu kilkudziesięciu kilometrów apartament. Czyli w sumie przypadek.
Natomiast sama wyspa przyciągnęła nas swoją surowością. Niejednokrotnie jadąc wijącą się na stałym lądzie Jadranką, zastanawialiśmy się, jak też jest na tym skalistym, nieprzyjaznym "księżycu".
Nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy z istnienia wspaniałego szlaku, który idealnie wpisuje się w to wyobrażenie.
Według nas to chyba największa z atrakcji wyspy.
Każdy miłośnik kamieni będzie z pewnością wniebowzięty.
Amatorzy wspaniałych, dzikich plaż również nie będą zawiedzeni.
Szukający kontaktu z owcami również.
Ci wełniani przyjaciele są niemal wszędzie.
Istny kosmos.
Dlatego też nazwa szlaku jest jak najbardziej na miejscu.
Naprawdę warto się tu wybrać. Nie potrzeba wcale szczególnych umiejętności, czy też olimpijskiej formy. Wystarczy kilka godzin, choć najlepiej zarezerwować sobie cały dzień i w miarę porządne obuwie.
Po wszystkim znów można wzuć klapki, by ukoronować dzień saperem promenadą.
Tydzień minął nam w oka mgnieniu i znów nadszedł czas, by się pakować. Następny cel to kolejna wyspa. Położony nieopodal Rab.