piątek, 31 marca 2023

Wydeptać kolejną ścieżkę.

W ostatniej, dość ascetycznej notce wspominaliśmy, że słoweńskie wybrzeże stanowi dla nas jeszcze białą, niezapisaną kartę. Jakoś nigdy nie udało się nam zatrzymać tutaj na dłużej, ani nawet uraczyć się krótką wycieczką po regionie. A okazji ku temu było przecież bez liku, gdyż zarówno okoliczne włoskie ziemie, z Triestem, Grado oraz Wenecją na czele, jak i chorwacką Istrię znamy dość dobrze, gdyż spędziliśmy w tych rejonach już dość sporo czasu. Pora więc nadrobić te zaległości i poeksplorować odrobinę. Za bazę wypadową służy nam Portorož- zacny, ponoć najbardziej ekskluzywny z tutejszych kurortów. Renoma miasteczka narodziła się jeszcze w austro- węgierskich czasach i trwa z sukcesem po dziś dzień. Nie będziemy się jednak zagłębiać w jego historię, ani ekscytować się luksusowymi hotelami, czy też butikami. Nas ciągnie w przysłowiowy las, do natury po prostu. Kilka kilometrów od naszego wczasowiska znajduje się Park Przyrody Strunjan  i tam to skierowaliśmy swe kroki z największą radością oraz ekscytacją. Aby się do niego dostać można przejść się długą, malowniczą trasą wzdłuż morza mijając przy okazji Piran (to następnym razem) lub teleportować się ponad półkilometrowym tunelem, który kiedyś był częścią linii tramwajowej łączącej okoliczne miasteczka. (klik!)
 

Potem jeszcze podrałować odrobinę wśród oliwnych gai oraz winnic, minąć należące również do parku saliny i już możemy rozdziawiać paszcze z zachwytu.

Miejsca, gdzie lazurowe morze spotyka się z górami lubimy najbardziej.

Ścieżka kończy się nad krawędzią 80- cio metrowego klifu.

W oddali, na skale zasiada wspomniana wcześniej historyczna osada zwana Piran. Ogólnie okolica jest bardzo przyjazna piechurom, gdyż niemal wszędzie da się dojść na nogach.

Co też z lubością czynimy :)

Piękne, czyż nie? Aż ma się ochotę przewertować jakiś podręcznik geologii.

Klify da się obejść zarówno górą, jak i wzdłuż mniej lub bardziej kamienistych plaż oraz zatoczek.


Na koniec przypiekanie skóry na plaży nudystów...

...i po paru kilometrach możemy znowu zadawać szyku na deptaku w Portorose (włoska nazwa Portoroža). Z racji historycznych zarówno słoweńska, jak i chorwacka Istria są dwujęzyczne.

Skoro już tu jesteśmy, to pokażemy Wam jeszcze panoramę miasteczka...

...oraz (w sumie dość niespotykaną jak na tę szerokość geograficzną) egzotyczną roślinność...

...jak i kolejne, tym razem tutejsze saliny. Zresztą, przed turystycznym boomem handel solą właśnie był jednym z głównych źródeł utrzymania tubylców. I to by było na tyle. Jutro ból stóp z pewnością minie, będziemy mogli więc znów ruszyć w drogę, by wydeptać po raz pierwszy kolejną ścieżkę.