sobota, 28 maja 2022

Ach, te delgacje.

Po dwóch tygodniach zamieszkiwania pośród większej ilości przedstawicieli ludzkiego rodu oraz obcowania z najnowszymi zdobyczami cywilizacji (znaczy się: dużo hałasu), nadszedł czas delegacji, czyli- jedziemy na tydzień do alpejskiego Quinten. Patrząc na rozpoczynający post obrazek, sami musicie przyznać, iż jest to miejsce niebywałej urody, które naprawdę potrafi zachwycić nawet najbardziej obytego w świecie globtrotera. A co dopiero nas. Tym samym, każda kolejna wizyta niezmiennie obfituje w zauroczenia oraz westchnienia nad tym, jak piękne potrafi być dzieło stworzenia. Natura, przyroda, żywioły- to jest prawdziwy świat. Nie zaś asfalt, fury i hipermarkety.

Jednak jeszcze trzeba się tam jakoś znaleźć, gdyż oczekująca nas wioska, a co za tym idzie i samo miejsce zawodowej aktywności, znajduje się po drugiej stronie jeziora. A że leniwi Szwajcarzy (ha, ha, leniwi Helweci- zapewniamy Was, że jeszcze takowych nie spotkaliśmy) nie zbudowali mostu, by ulżyć w trudach życia zamieszkującej tam niemal czterdziestoosobowej populacji, to jako jedyny środek transportu pozostaje łódka. Albo, dla prawdziwych twardzieli, objuczony muł oraz górski szlak :)

W drodze na przerwę- tak zapewne nazwałby to zdjęcie jakiś uznany fotograf. W naszym przypadku to po prostu codzienna rutyna. Wybija dziewiąta- znaczy się nastał czas wytchnienia przy kubku kawy/herbaty oraz jakiegoś drobnego posiłku. A tak na marginesie, to jak możecie wywnioskować z przybierającej formę odzieży, oblekającej nas gumy- początek tygodnia nie rozpieszczał. Chociaż, jak zawsze, tak i w tym przypadku wszystko zależy od perspektywy, gdyż licznie zamieszkujące winnicę ślimaki, wyraźnie okazywały zadowolenie, pełzając wesoło we wszystkich możliwych kierunkach, niejednokrotnie podejmując przy tym samobójcze eskapady.

Kolejny świt. Znowu do pracy. Pamiętacie taki film zatytułowany "Dzień Świstaka"? Dzyń, dzyń, dzwoni budzik, kibelek, śniadanie, wychodzimy z domu, mijamy tych samych ludzi, ten sam autobus, niezmienna trasa etc.- pełna automatyka. Ponoć człowiek potrzebuje w życiu struktury oraz towarzyszących jej utartych rytuałów, czy też schematów. Cóż, po wielu latach prób wdrożenia się w takowe, możemy z całą pewnością i stanowczością stwierdzić, że my nie. Nas ta rutyna wysysa wręcz z całej życiowej witalności. Cygański los, pozytywna niepewność jutra- oto to, co daje nam chęć, by dalej brnąć stanowczo naprzód, w nieznane zakamarki egzystencji.

Najszczęśliwszy w tym całym pracowym kramie jest chyba Komo. On lubi rutynę oraz przewidywalność. Ale jednocześnie odpięty ze smyczy, strzela naprzód jak rakieta. Więc, w sumie kto wie, co kołacze się w tej małej, rudej foksiej czaszce.

Nowe winnicze znajomości. Pająki, robaki, ślimaki, węże, jaszczurki, myszy oraz szczurki. Życie kotłuje się wokół nas. Choć tak naprawdę sami nie jesteśmy nigdy, nawet na pustyni. Bo i my tą natura przecież jesteśmy. Częścią całości, całością w części (a to ci filozof ;))

W czwartek, z powodu bliżej nieokreślonego katolickiego święta mieliśmy wolne. Chwała męczennikom! Ich zjadały lwy na rzymskich arenach, obdzierano ich ze skóry, rozciągano, przypalano , męczono i dręczono... wszystko po to byśmy mogli się czasami poobijać w tygodniu. W sumie, brzmi to strasznie, ale tak naprawdę święta religijne do tego się sprowadzają. Pytaliśmy się kilku osób i żadna z nich nie wiedziała co i dlaczego celebruje się w tym dniu.

"Będziesz dzień Święty Święcił"- my postanowiliśmy uczcić go kąpielą oraz wycieczką po okolicznych szlakach.

Nie zawsze należących do łatwych, czy bezpiecznych. Choć w sumie, to jak zawsze przesadzamy :)

To nie alergia, to oczy aż krwawią od otaczającego piękna.

Ach to Walensee...

Jeszcze tylko w piątek podoginać odrobinkę w upale i już mamy kolejny weekend. Jupi! Kochajmy wolne dni, tak szybko odchodzą...

Niniejszym życzymy Wam udanego relaksu! Buziaki oraz papatki!