niedziela, 25 marca 2018

leżac krzyżem w Loreto


Pielgrzymi przybywający tu od setek lat wytarli bruk tak, że stał się gładki, jakby z pietyzmem polerował go wprawiony w swym fachu kamieniarz. My zaś, odrobinę nieświadomie, ruszyliśmy ich śladem i tak dotarliśmy do Loreto. Fakt jest bowiem taki, że główną przyczyną naszego przybycia, nie był zamiar leżenia krzyżem, czy też wielogodzinnych modłów, co to, to nie. Powód był dużo bardziej prozaiczny, a dokładnie stanowił go, polecany w internecie, świetny parking z prądem, gdzie zamierzaliśmy przeczekać przy farelce gorszą pogodę. Całe szczęście dla naszej ignorancji przejaśniło się na kilka godzin i mogliśmy ruszyć na rekonesans.

 
Nie tylko w Polsce można często spotkać pomniki papieża, który bywał tu zresztą wielokrotnie.




 
Po wszystkim zajrzeliśmy do przewodnika i wyczytaliśmy tam: Legenda mówi, że właśnie w to miejsce został przeniesiony dom Maryi, kiedy Nazaret ponownie przeszedł w ręce muzułmanów. Naukowe hipotezy zakładają natomiast transport tego obiektu drogą morską przez rycerzy powracających z jednej z krucjat.






Natknęliśmy się też na cmentarz żołnierzy polskich, którzy zginęli podczas II Wojny Światowej.



 
Chieti miało być według przewodnika tętniącym życiem, uroczym miasteczkiem o urokliwych uliczkach, którymi niespiesznie spacerują uśmiechnięci i uczynni mieszkańcy. Cóż, słowo pisane to jedno, a rzeczywistość to już czasami zupełnie co innego. Spacer brudnymi uliczkami po wyludnionej, zaniedbanej starówce pośród opuszczonych sklepów i budynków odrobinę odbiegał od naszych wyobrażeń oraz oczekiwań. Do tego samotny nocleg na zaśmieconym parkingu na uboczu. Cóż, każde przeżycie wzbogaca życie w doświadczenie.




Wachtę czas zacząć ;)