niedziela, 5 marca 2017

o czym prawią winorośle


Kolejny tydzień za nami. Oprócz kilku deszczowych dni nie wydarzyło się nic godnego uwagi, czy też opisania na łamach tego jakże ciekawego bloga. Cóż jednak zrobić, skoro domaga się on atencji i ruchu sieciowego? O czym skrobać, skoro dni nasze wypełnione są rozmowami z winnymi krzaczkami, spacerami, bądź też przesiadywaniem w zamieszkiwanej obecnie przez nas, pamiętającej jeszcze średniowiecze norce?


Trzeba by polać odrobinę przysłowiową wodę. No to lecimy. Może interesuje Was z kim to dane jest nam dzielić polowe smutki i uniesienia? Dobra, nie nalegajcie tak, już odpowiadamy :)


Otóż, oprócz szefa oraz naszych skromnych, cielesnych powłoczek, które to stanowią trzon ekipy, filar oraz opokę w jednym, po polach błąkają się również inne istoty. I tak to, często zdarza się, że dołączają to nas dwie Włoszki w kwiecie wieku oraz również dwóch byłych mieszkańców kontynenty afrykańskiego, a konkretnie Erytrei. Naprawdę miłe chłopaki zresztą. Można powiedzieć, że pracujemy w iście międzynarodowym środowisku. Nasze CV już nie mogą się doczekać kolejnej takowej adnotacji. Specjalista ds. obsługi winorośli, pielęgniarz winnicy, czy też konserwator winnej parceli. No przyznajcie, brzmi nieźle :)


Cóż jeszcze, hmm, to może coś o miejscowości w której pomieszkujemy? Otóż, jak pewnie już wiecie, zwie się ona Visp, zagubiła się bidulka pośród rosłych, alpejskich szczytów i słynie z tego, że jest doskonałą bazą wypadową do okolicznych atrakcji, czyli jeszcze większych gór, lodowców i znanych kurortów narciarskich. Taki Zermatt z górującym nad nim szczytem Matterhorn na przykład. Poza tym urodził się tu znany wszystkim fanom piłki kopanej Sepp Blatter. 


Zamieszkujemy w ulokowanej na starówce kawalerce, a wiadomo, że jak pamiętająca odległe stulecia zabudowa, to i wąskie, brukowane uliczki. A jak ciasno, to i cienia nie brakuje. Dla nas bóg wiecznego mroku był jednak wyjątkowo łaskawy, gdyż słońce nie zagląda w nasze dwa małe okienka nigdy, tak, nigdy. Ale za to jaki mamy widok. Ponad sąsiednimi dachami bielą się pięknie wiecznym śniegiem kilkutysięczne szczyty.


Cóż jeszcze? Może, co robimy w wolnym czasie. Oczywiście, jakby nam było mało ruchu- spacerujemy:) Zdobywamy okoliczne granie oraz przesiadujemy na winnicach. Co z nami jest nie tak, cały dzień pośród tychże i jeszcze w weekend tam łażą? Zboczenie jakieś chyba. Kto czyta bloga regularnie, ten wie, że zaiste tak jest. Winne krzaczory zawładnęły naszymi duszami już kilka lat temu i póki co, nie zamierzają odpuścić. Własna winnica, no może w odrobinę cieplejszych okolicznościach ... tak, to nie brzmi źle.


Chyba wystarczy tych dyrdymałów, choć, jeśli macie jakieś pytania, to chętnie odpowiemy :) Czas wybrać się na spacer, ciekawe gdzie, jak myślicie? :)