poniedziałek, 29 sierpnia 2016

wulkaniczne Kaiserstuhl


Napięte do granic możliwości zmysły rejestrowały już tylko zwężającą się nieubłaganie czerń szosy. Nawierzchnia stawała się coraz bardziej nierówna, a utrzymanie kampera na drodze wymagało ode mnie umiejętności, których pozazdrościć mógłby niejeden kierowca rajdowy. Nie to jednak było najgorsze, gdyż tuż za ostrym zakrętem i tak już wąskie pobocze zostało zastąpione przez niemal pionowo opadającą ku przepaści skalną ścianę. Przez ściśnięte z nerwów gardło ledwie przełknąłem ślinę.


To sprawiło, że otworzyłem oczy. Pić! Dobrze, że na półeczce przy alkowie zawsze w nocy czeka butelka wody. Pociągnąłem solidny łyk i obróciłem się leniwie na drugi bok. Sen niestety nie powrócił :).


Cóż zrobić więc, trzeba wstawać, opuścić gościnny Strasburg i ruszać dalej w drogę. Po śniadaniu oraz konsultacji z mapą, zdecydowaliśmy, że kolejnym przystankiem będzie Endingen am Kaiserstuhl.


Kamperowanie nie zawsze niesie ze sobą mrożące krew w żyłach przygody, przeważnie jest to po prostu przyjemny czas relaksu, długich spacerów oraz zimnego piwa. Tak było i tym razem, a nasz kilkudniowy wyjazd do Alzacji zakończyliśmy na stokach niemieckiego Kaiserstuhl właśnie.


Składający się z kilku posiadających wulkaniczne korzenie szczytów, porośnięty jest gęsto winnicami i to stąd właśnie pochodzi co trzecie badeńskie wino.


Z jednej strony widzimy góry Szwarcwaldu z drugiej zaś, tuż za Renem rozciąga się Alzacja.



Winogronka już powoli nabierają koloru.




Niestety noc nie była tak spokojna jak poprzednia, nie obfitowała także w pełne przygód sny. Skutecznie spoczynek zakłócała nam przemieszczająca się co jakiś czas nieopodal grupka śpiewających wesołe pieśni młodzieńców.



Rano więc przenieśliśmy się do Breisach am Rhein, a konkretnie na znajdującą się po francuskiej stronie, opływana przez wzburzone wody Renu wyspę.


Pobyt we Francji zobowiązuje. Dlatego też, nim ruszyliśmy do niemieckiego Breisach wybraliśmy się do znajdującego się na ziemi miłośników ślimaków Neuf-Brisac. Zwiedzeni tym, iż miejscowość ta znajduje się na liście UNESCO pokonaliśmy ponad 10 kilometrów, by ujrzeć takie oto grube mury. Wywodząca się sprzed kilku stuleci sztuka budowania umocnień nie jest jednym z naszych licznych hobby, dlatego też byliśmy odrobinę zawiedzeni.



Całe szczęście nim wynaleziono Prozac ludzie leczyli smutki w bardziej tradycyjny sposób, a niewiele rzeczy nadaje się do tego lepiej niż alzackie wino. Pokrzepieni odrobinę ruszyliśmy w drogę powrotną :).



Drugiego dnia daliśmy szansę niemieckiej stronie rzeki, po której to ulokowane jest Breisach. Na liście UNESCO co prawda się nie znajduje, za to na naszej subiektywnej liście ciekawych miejsc do zobaczenia zajmuje dużo wyższe miejsce od swojego francuskiego sąsiada.



Żegnaj gościnna Alzacjo, już niedługo zbiory, więc zobaczymy się z powrotem. Au Revoir!