sobota, 3 października 2020

Szuru, szuru, człapu, człapu- za plecy się oglądamy, a tam idą zmiany

Dopiero co, kilka postów wcześniej, trąbiliśmy głośno o reaktywacji bloga, nadchodzących wielkich podróżach i towarzyszących im ekscytujących przygodach, a teraz wjeżdżamy z szuru, szuru, człapu, człapu? O co Wam chodzi- możecie, całkiem uzasadnienie, spytać? Otóż, powyższe zdjęcie, to ostatnia fotka kamperka przed tym, jak zmienił właściciela i nie jest już dłużej z nami. Tym samym, ponad dziesięć lat wspólnych wojaży, kilkaset tysięcy kilometrów oraz niezliczona ilość dni, wieczorów i nocy znalazło swój finał. Nie była to łatwa decyzja, ale dojrzewała już w nas od jakiegoś czasu, aż wreszcie rozlała się po umysłach i nie dawała spokoju. Czas na zmiany, na coś nowego (nie, nie będziemy mieć dziecka ;)

Nim jednak ta decyzja została podjęta, pościnaliśmy odrobinę winogronka, ze wskazaniem na odrobinę. Tegoroczne zbiory, jak i cały sezon, były zgoła inne niż zazwyczaj (wiadomo- skurwiała 19) i to także, skutecznie mąciło nam rozumy oraz dołożyło swoją cegiełkę do rozstania się z kamperkiem.

Najlepszym tego dowodem jest to, iż po niecałym tygodniu cięcia winnych kiści, przerwaliśmy pracę i wróciliśmy do domu (Co tam, wyrzućmy to z siebie jeszcze raz: Covid, ty kurwo!!)

By odrobinę podreperować psychikę ruszyliśmy na ostanie prawdziwie letnie, wypełnione spacerami oraz plażowaniem kamperowanie.

Zaś winnice odwiedzaliśmy już jedynie jako turyści :)

Bodeńskie, jak zazwyczaj, nie zawodzi. Zarówno, jeśli chodzi o zabytki oraz urokliwe miejscowości, jak i przyrodę.

To chyba ostatnie tegoroczne kąpiele :(

Nawet mgła nas nie zniechęciła!


Po kilku dniach ładowania akumulatorów, ostatecznie powzięliśmy decyzję o sprzedaży naszego mobilnego domku i ruszyliśmy do Polski.

Całe szczęście trafiliśmy na ładną pogodę...

...i po odprawieniu kilku upierdliwców, udało się nam znaleźć nowych właścicieli dla kamperka.

Zaś zaraz potem ruszyliśmy z powrotem. Tym razem pociągiem...

...co wymagało kilku tysięcy przesiadek...

...i trwało trzy dni :)

Ale, co tam! Po drodze pobumelowaliśmy odrobinę po saksońskiej stolicy.

Nawet Komo się zachwycał :)


Po tym kilkudniowym rozbijaniu się koleją żelazną, wczoraj dotarliśmy do domu i obecnie kombinujemy co dalej zrobić z naszym życiem. Co z tego wyjdzie? Co będziemy robić i co przyniosą nadchodzące miesiące? Pozwólcie, że posłużymy się cytatem z klasyka:
Pinky: Móżdżku, co będziemy robić dziś w nocy?
Mózg: Dokładnie to samo co robimy każdej Pinky, opanowywać świat!

 Żegnaj przyjacielu!!