sobota, 29 sierpnia 2020

Guess who's back?!

Nie wiemy jak zacząć, rozpoczniemy więc odrobinę trywialnie, posługując się przy tym dosyć wyświechtanym powiedzeniem. Otóż tak, blog powraca, odradza się niczym ten feniks z popiołów :) Przyznajemy, że Facebooki, czy też inne Instagramy, to doskonałe narzędzia do publikowania oraz komunikacji z innymi, a jeszcze lepsze do śledzenia i nabijania kabzy reklamodawcom oraz koncernom do których należą. I nic w tym złego, no dobra, prawie nic. Nie będziemy się tu jednak zagłębiać we względy ideologiczne... 
Chodzi o to, że media te ograniczają nas do kilku fotek oraz paru zdań, a tak naprawdę najważniejsze są komentarze oraz lajki. Taki klub wzajemnej adoracji- ty dasz mnie łapkę w górę, to i ja się tobie takową odwdzięczę. Nie usuwamy jednak tamtych kont, bo, bądźmy szczerzy, my też trochę lubimy, jak nas lubią :) 
A blog miał być dla nas, odrobię archaiczny, bez komentarzy, czy też statystyk wyświetleń. Po to, by po kilku latach powrócić do postów oraz zdjęć, powspominać i powzdychać, jak to ten czas szybko leci.

 
Postanowiliśmy zatem nadrobić miniony czas oraz zaległe posty, dlatego też, zaczynamy mniej więcej tam gdzie skończyliśmy, czyli na przełomie grudnia i stycznia. Szkoda, żeby się tyle zdjęć zmarnowało, a wspomnienia zatarły się z biegiem życia.

Czas ten spędzaliśmy we włoskiej Ligurii, ze szczególnym wskazaniem na San Remo i krótkimi wypadami do francuskiego Menton, by odpocząć od hord mniej lub bardziej lokalnych kamperowców, którzy to, postanowili masowo zasiedlić wszystkie możliwe i nadające się do postoju miejsca. Tylu kamperów oraz takiego tłoku nie widzieliśmy dotąd nigdy.

Choć nie możemy ich przecież potępiać, skoro i my tam byliśmy i dołożyliśmy tym samym naszą kamperową cegiełkę do tego ogólnego szaleństwa.

Dlatego, po dystyngowanych deptakowych przechadzkach w najlepszych dresach jakie mieliśmy, uciekaliśmy ku spokojowi, w poszukiwaniu miejsc odludnych.

 Albo, jak się rzekło- do sąsiedniej Francji. Tutaj zdarzało się nam nawet nocować w samotności...

 ...popijać winko patrząc na jedną z najpiękniejszych nadmorskich starówek...

 ...zażywać słonecznych kąpieli...

 ...czy też moczyć stopy w słonej i wbrew porze roku, wcale nie tak zimnej wodzie.

A, że w międzyczasie wypadał Sylwester, to i moczyliśmy usta w znacznych ilościach alkoholu, próbując uciec przed uciekającym czasem oraz hałasem fajerwerków. Przestrzegamy jednak wszystkich! Metoda to bowiem zwodnicza, o czym przypominały nam rano wątroby oraz rozedrgane dłonie :) 

Niech żyje Nowy Rok! Choć z obecnej perspektywy, nie wiemy, czy było się na co cieszyć...