czwartek, 15 kwietnia 2010

wypasanie kampera

Już cieplutko, już milutko (mimo, że żałoba trwa- a co się tyczy żałoby, to w sobotę bierzemy ślub- łatwo będzie zapamiętać datę), więc należałoby wypuścić kampera na szersze wody, znaczy drogi. Więc jedziemy, niedaleko, żeby się maszyna nie przemęczyła za bardzo. Jedziemy, jedziemy, jedziemy....
...i jedziemy...
...wreszcie dojechaliśmy.

Niech nikogo nie zmyli stojąca obok przyczepa- na kempingu byliśmy tylko my :) Pojechaliśmy na płatne pole żeby podładować akumulatory i nabić się wodą.

Czyż nie jest pięknie?

A jakie urokliwe chatki, choć do zamieszkania nie zachęcają :)
Po krótkim rekonesansie udaliśmy się w teren, w las, ciemny las i w dodatku- stromy.

Takiego wysiłku nie zniesie żaden z ludzi, trzeba się wzmocnić.


A jak już się człowiek wzmocni, to (cóż za zaskoczenie) dochodzi do wniosku, że zamiast więcej siły- ma mniej i zaczyna przebąkiwać o powrocie. I wraca, i dalej się wzmacnia, a później już tylko..............