wtorek, 14 lutego 2023

Wędrowne ptaki.

Oto i on. Wielki błękit rozpościera się przed Państwem w swej pełnej krasie. Jak widać na zdjęciach, nasze buńczuczne zapowiedzi o planowanej ucieczce od zimy w poszukiwaniu jej łagodniejszej wersji, a może nawet i wiosny, nie okazały się czczymi gadaniem i pustymi przechwałkami. My słowa dotrzymujemy! Szczególnie takiego, którego realizacja jest dla nas korzystna :) A ta z pewnością jest. Niewątpliwie dla duszy oraz ciała, bo dla portfela to już odrobinę mniej. Ale po coś w końcu zarabia się pieniądze.

wtorek, 31 stycznia 2023

Germańskie łono.


Po dwudniowej jeździe wróciliśmy właśnie na germańskie łono. Prawie miesiąc w Ojczyźnie nasycił nas zupełnie. Polska oraz polskość sięgają nam już pod samą szyję i niemalże wlewają się przez usta pozbawiając oddechu. Taki okres w kraju, który opuściliśmy z wyboru kilka ładnych lat temu zupełnie wystarcza, by potwierdzić, że była to słuszna decyzja. Urodziliśmy się tam, wychowaliśmy i obrośliśmy w liczne doświadczenia. Mówimy oraz myślimy po polsku i to się już chyba nigdy nie zmieni, ale żeby zamieszkać tam ponownie na stałe- to już raczej nie. Jesteśmy wdzięczni za wspólny czas spędzony z rodziną, za wszystkie spotkania oraz rozmowy- będzie nam Was brakować. Najwyższa jednak pora wrócić na własne śmieci i planować nadchodzące wojaże. Już niedługo ruszamy w poszukiwaniu wiosny na południe Francji :)

poniedziałek, 9 stycznia 2023

A potem? Fiu, fiu, potem to się będzie działo.

Święta i nieuchronnie następujący po nich Sylwester całe szczęście już za nami, czas więc zbierać się z wizytą do Polski. Takie to z nas wysoce uspołecznione oraz rodzinne stworzenia, że ten okres wolimy spędzać jedynie we dwójkę. Bożonarodzeniowo- noworoczny cyrk opuścił już świat- można więc wygramolić się z jaskini.

piątek, 30 grudnia 2022

Przełom Dunaju oraz alpejska panorama.


Cudze chwalicie, swego nie znacie- takie to powiedzenie kołatało się nam pod czaszkami, kiedy nieśpiesznie przemierzaliśmy głęboki kanion wyrzeźbiony przez jeszcze młody i rachityczny w tym miejscu Dunaj. Swego- znaczy się naszego lokalnego, niemieckiego krajobrazu, bo chociaż mieszkamy tu już od ładnych kilku lat, to czasami okazuje się, że dopiero teraz odkrywamy najbliższe wręcz atrakcje. Tak to już chyba jest, że często nie widzimy tego, co mamy pod nosem, a z kolei inni ludzie, by to zobaczyć, niejednokrotnie pokonują pół świata. Ale żeby nie było, że chwalimy tylko swoje, cudze cenimy równie mocno :)

czwartek, 22 grudnia 2022

Domowopieleszowy spleen.

Kiedy niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa,
Miażdży umysł złej nudzie wydany na łup,
Gdy spoza chmur zasłony szare światło spływa,
Światło dnia smutniejszego niźli nocy grób;

Kiedy ziemia w wilgotne zmienia się więzienie,
Skąd ucieka nadzieje, ten płochliwy stwór,
Jak nietoperz, gdy głową tłukąc o sklepienie,
Rozbija się bezradnie o spleśniały mur;

Gdy deszcz robi ze świata olbrzymi kryminał
I kraty naśladuje gęstwa wodnych smug,
I w mym mózgu swe lepkie sieci porozpinał
Lud oślizgłych pająków - najwstrętniejszy wróg;

Dzwony nagle z wściekłością dziką się rozdzwonią,
Śląc do nieba rozpaczą szalejący głos
Jak duchy potępieńców, co od światła stronią
I nocami się skarżą na swój straszny los.

A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką,
W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk,
Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko,
Czarny sztandar zatyka groźny tyran - Lęk. 
 

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Zimowe jęczały.

Od jakiś dwóch tygodni jesteśmy znowu w domu. Skończyło się słoneczko, w mglistej przeszłości powoli nikną morskie kąpiele oraz naturystyczne, bezwstydne wygrzewanie się na gorących kamieniach. Przeminęły usłane kamieniami szlaki, spalone żarem bezdroża, przygody i towarzyszące im zachwyty nad pięknem przyrody. Chowające się w falach wieczorne słońce, szumiące fale- to wszystko już za nami. Od jakiegoś czasu otacza nas jedynie szaruga, wilgoć, a od kilku dni nawet bielący świat mróz. Parafrazując Paula Verlaine'a: Wszystko wypite, wszystko zjedzone.

sobota, 3 grudnia 2022

Garda dzielnie trzyma gardę.

Zapewne są wśród Was tacy, którzy tą naszą całą pisaninę traktują odrobinę wnikliwiej, śledzą bloga na bieżąco, a może nawet pamiętają, co siedzi nam w głowach oraz życiorysach. Ci właśnie (och bądźcie błogosławieni, niech Najwyższy obdarzy Was licznym, zdrowym potomstwem oraz setką innych łask :) niewątpliwie wiedzą, że nasz stosunek do Italii, a w szczególności do zamieszkującej ją ludności jest mocno ambiwalentny. Zaś każdej wizycie w tym znanym ze słonecznej pogody oraz doskonałej kuchni kraju towarzyszą skrajne emocje. Wręcz uczuciowy rollercoaster. Od pełnej uwielbienia egzaltacji, do niechęci oraz zniecierpliwienia, czy nawet odrazy. Jeszcze niedawno myśleliśmy, że coś jest z nami nie tak, że problem tkwi w naszej psychicznej niestabilności- jednak po rozmowach z innymi ludźmi, którzy bywają tutaj częściej, czy też wiodą na tych ziemiach permanentną egzystencję wiemy, że to nie w nas jest przyczyna. Oczywiście to my filtrujemy bodźce oraz odpowiednio na nie reagujemy, istotniejszy jest jednak tychże stymulant. Zwie się on najczęściej Francesco, czy też Riccardo lub też (podążając ścieżką parytetu) Giulia, czy inna Sofia i od jego/ jej humoru, życzliwości, tego którą nogą wstał z łóżka oraz jaką ilość espresso wypił zależy nasz mentalny los. Całe szczęście, podczas bieżącej wizyty trafialiśmy na samych wyspanych oraz odpowiednio podlanych kawą Włochów, którzy uczynili z naszego pobytu istny trzy-dzień miodowy.

poniedziałek, 28 listopada 2022

Żegnaj Piękna!

Czy to Déjà vu, czy też znowu znaleźliśmy się w Makarskiej? Przecież zaledwie kilkanaście dni temu opuszczaliśmy ją z zamiarem zadomowienia się w Czarnogórze, zapuszczenie prawdziwych bałkańskich wąsów oraz objadania się lokalnymi smakołykami. Mieliśmy zamiar zadzierzgać dożywotnie przyjaźnie, poznawać niedostępne dla turystów, tajemnicze lokalizacje, a nawet planowaliśmy zakup bliźniaczej pary dresów w barwach Bokelj Kotor lub (wcale nie gorzej kopiącej piłkę) drużyny zwanej Omladinski Fudbalski Klub Titograd Podgorica (zdania były podzielone, lecz skłanialiśmy się ku drugiej z nich, gdyż występuje w tak bliskich naszym sercom barwach biało- czerwonych). Jak jednak wiecie z poprzedniego wpisu, wszystko wzięło w łeb i po kilkudniowej wizycie w Dubrowniku znaleźliśmy się z powrotem w Makarskiej. Czy żałujemy tego, że znów zadawaliśmy szyku na tutejszej rivie ? Skądże! Ponad dwa tygodnie zleciało nam na błogim lenistwie, zażywaniu kąpieli solarno- wodnych, leniwych spacerach oraz (niestety) sprawdzaniu prognozy pogody, bo ta pod sam koniec postanowiła spłatać nam psikusa i się bezczelnie popsuć.
 

piątek, 18 listopada 2022

Śladami Ojca Mateusza, czyli dubrownicka starówka.

 
Do Raguzy, bo tak jeszcze sto lat temu mienił się Dubrownik, mieliśmy dość ambiwalentny stosunek, ze wskazaniem na aspekt negatywny. Że takie tłumy, że może przereklamowane, że każdy tam był lub być chce, że w sumie to tylko stare budynki pokryte czerwonymi dachami i otoczone jeszcze starszymi murami. Czy w ogóle warto się tam pchać? W końcu jednak postanowiliśmy wyrobić sobie własne zdanie, co poskutkowało kilkudniową wizyta. Zastanówmy się, dlaczego każdy chce być w takim miejscu, czemu ludzie się tak garną do jakiegoś miasta, czy atrakcji? Bo prawdopodobnie jest tego warte, jest piękne, urokliwe, oczarowujące. Po prostu. Nie można z góry zakładać, że jeżeli coś jest popularne to jest niedobre, nieładne, czy też w złym guście. No dobra, czasem tak bywa (patrz: disco polo), ale nie stanowi to reguły. Z pewnością nie jest tak w wypadku Dubrownika. Jego popularność nie bierze się bowiem znikąd, ta otoczona murami adriatycka perła jest po prostu śliczna.
 

środa, 16 listopada 2022

Zatoka umarłych hoteli oraz pierwsze rendez-vous z Dubrownikiem.

Zatoka umarłych hoteli- to lokalizacja zarówno straszna oraz przygnębiająca, jak i posiadająca dużą dozę tajemniczości okraszonej postapokaliptycznym romantyzmem. Noszące to tajemnicze miano pozostałości po kompleksie hotelowo- rekreacyjnym znajdują się w niewielkiej miejscowości Kupari, kilka kilometrów od Dubrownika. Przed wojną domową z lat 90- tych było to znane miejsce wypoczynku dla rządu Jugosławii i oficerów Jugosłowiańskiej Armii Ludowej. Swoje rezydencje miała tu cała partyjna śmietanka na czele z Josipem Broz Tito.