poniedziałek, 28 grudnia 2020

2020- skrzyżowanie burdelu z kostnicą.


Nie zwykliśmy robić grudniowych podsumowań, ale jak wszyscy chyba zdążyliśmy zauważyć, ten rok był dosyć szczególny. Korzystając więc z tego, iż na blogu mamy jeszcze odrobinę wolności i nikt (chyba :) nie może nas zgłosić do administratora (tak jak jest na serwisach społecznościowych, gdzie, nie oszukujmy się, panuje cenzura), pozwolimy sobie na nieowijanie w bawełnę, czyli po prostu bycie szczerymi. 
 
No to jaki był naprawdę ten kowidowy rok?- pytamy niniejszym sami siebie. 
Po prostu chujowy!- odpowiadamy bez ogródek. 
 
Chyba najgorszy ze wszystkich, jakie dane nam było razem przeżyć. A trochę się już ich uzbierało :) Praktycznie zero podróży- co jak widać skutkuje obumieraniem bloga, a także naszej psychiki oraz ducha. Do tego po dziesięciu latach rozstaliśmy się z kamperkiem...
 
Zauważyliśmy, że w sieci panuje pewien, silący się na optymizm, trend doszukiwania się pozytywów w tym (na szczęście już) minionym czasie. Ktoś zaczął biegać, kto inny medytować i tym samym odnalazł siebie, jeszcze inny ćwiczy karate. Internet zasiedlają malarze, majsterkowicze, domorośli kucharze oraz wielu, wielu innych, których różowe szkła okularów zaślepiają na tyle, że myślą, iż obecna rzeczywistość to Disneyland. A do tego komuś wpadł spadek, bo w szpitalu zszedł dziadek, to już prawdziwa fiesta.
 
Mężowie biją żony, one zaś rewanżują się dalej dzieciom. Zaś na końcu łańcucha jakiś pies, czy też kot dostaje kopniaka od rzeczonego bąbelka. 
 
No właśnie, to nie park rozrywki, a skrzyżowanie burdelu z kostnicą. Trudno tu doszukiwać się pozytywów, a czasem jest to wręcz niestosowne. 
 
Wiadomo, że każdy ekstremalny optymista, nawet z tego, iż był ofiarą zbiorowego gwałtu w przejściu podziemnym, postara się wyciągnąć jakieś jasne strony. No bo, to w końcu coś nowego, wniesie trochę pikanterii do związku, trzeba przecież pogłębiać swe życie erotyczne...
A że boli dupa, to widocznie ma boleć. To część procesu. 
Wysłać takiego na wojnę- to nauczył się przecież strzelać, ograniczać posiłki (znaczy się wagi ubyło, jupi), a nawet zaznajomił się ze wszami, a to przecież takie małe, przyjazne stworzonka. Tak garną się do ludzi...
Ubyło trochę współobywateli? Toż to przecież dobrze, mieszkania będą tańsze, a i o pracę będzie odrobinę łatwiej.
 
Możemy jeszcze tak długo, ale wiemy, że nie o to się rozchodzi. Chodzi o to, żeby być ze sobą szczerym i jeżeli stoimy po kolana w gównie, to nie udawać przed sobą, że to kąpiel borowinowa, która wpłynie kojąco na stawy.
 
Też staramy się pozytywnie patrzeć w przyszłość i co wieczór przywdziewamy skrzydła fantazji, by wzlecieć ponad to wszystko i znaleźć się już w tzw. Nowej, Postszczepionkowej Normalności. Mamy nadzieję, że będzie lepiej, że obudzimy się z tego koszmarku, a taki rok już się nie powtórzy. 
 
Jak się rzekło- mamy nadzieję, trochę wiary i pracujemy nawet nad miłością.

Ale, nie oszukujmy się, ten rok był dla wszystkich całkiem nowy i nie bójmy się użyć tego słowa- chujowy.

P.S. Wszystkiego najlepszego w 2021!! Stay Positive :)

sobota, 14 listopada 2020

Powrót do przeszłości. Część druga i wcale nie ostatnia.

Poprzednia, instagramowa kompilacja cieszyła się taką popularnością, że także w bieżącym wpisie  postanowiliśmy nawiązać do tejże... 
No dobra, nie będziemy ściemniać, takie powielanie treści z innych serwisów, to żadna kreatywna twórczość. Tak to można pracę magisterską napisać, a nie przyzwoitego bloga prowadzić ;) 
Ale cóż mamy nieboraki począć, skoro nasz podróżniczy świat skurczył się w ostatnich miesiącach do salonowej kanapy oraz okolicznych lasów. 
Ruszajmy więc czym prędzej w tą ekscytującą, wirtualną podróż po minionych wpisach!

 

Na początek cukierek albo psikus, czyli Komo w akcji. Z taką aparycją, to i halloweenowego kostiumu wzuwać nie trzeba:

Halloween dopiero dzisiaj, a tu ktoś już wczoraj miał stracha i przyszedł do nas do łóżka szukać ratunku 😆 Jak widać po zdjęciu, tryb rozpoznawania twarzy poległ. Jak można mieć taki długi nos? Przecież to nie polski premier 😉

Dobrze, że mieszkamy w całkiem ładnej, obfitującej w zabytki oraz inne atrakcyjne cuda okolicy. Wystarczy podreptać odrobinę nóżkami, by trafić na herbatkę do hrabiego:

Może i nie da się za wiele podróżować, ale za to można dużo spacerować! 🍁🦔😎

Lecz, mimo wszystko, co Śródziemnomorze, to Śródziemnomorze. Albo chociaż jakiekolwiek morze. A gdy okrasimy je strzelistymi, wiecznie zielonymi palmami, słońcem oraz przyjemnym ciepełkiem, to wspomnienia wykują się nam na wieki w mózgownicach, by, gdy przyjdzie taki czas jak teraz, móc do nich wracać:

Wspomnień czar 😉 Dwa lata temu o tej porze 😍

 No właśnie :):

Wspominkowych fotek ciąg dalszy. Znowu Genova, znowu słońce , no i kolejny raz palmy 😎 Może i przynudzamy, ale wycieczki w przeszłość, to jedyne co nam obecnie pozostaje...

Ponoć nowi właściciele dbają o kamperka- co czyni nasz smutek odrobinę mniejszym. Skąd o tym wiemy? Oczywiście z Instagrama!:

Już ponad miesiąc minął od naszego rozstania 😶 Przez obecną sytuację i to, że musimy siedzieć w domu na zadkach, pewnie tęsknimy trochę mniej ♥️

Jak już było wspominane powyżej, wspomnienia, wspomnienia i jeszcze raz wspomnienia. Tylko one dają nam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy w stanie tworzyć kolejne:

Powyższy obrazek pokazuje, że nie tylko wozimy wygodnie zadki, często używamy też nóg oraz pleców. 😎 
 

A nawet popracować odrobinkę w odległych krainach:

Visperterminen- najwyżej położone winnice kontynentalnej Europy. Się pracowało💰😎

 
Tymczasem, krótka migawka z chwili obecnej, znaczy się minionej, ale nie tak dawno:

Jeszcze kilka dni temu wygrzewaliśmy się na tej ławeczce w słońcu sycąc oczy widokiem majestatycznego zamczyska 😍 Dziś zaś świat spowija gęsta mgła, a my nasiąkamy wilgocią 🦔🍁

 By znów powrócić do przeszłości:

Zagadka: Co to za jesień bez wizyty na riwierze?
Odpowiedź: Obecna! 😉😢

 I już w niej pozostać :):

Widok na Menton nie znudzi się nam chyba nigdy 😍 Dlatego też wracamy tam każdego roku. Znaczy się- prawie 😭 Patrz: 2020 🤬

 

czwartek, 29 października 2020

Prozakowa proza życia

Miesiąc zbliża się już niemal do końca, pandemia przybiera na sile, zaś stan naszych dusz oraz umysłów pikuje mocno w dół. Można powiedzieć, że odwrotnie proporcjonalnie do krzywej zachorowań na tak modnego w tym roku Covida. Siedzimy gównie w domu, gdzie na niemal już znienawidzonej kanapie marzymy o dalekich podróżach, szalonych przygodach, czy chociaż smutnej prozie bumelanckiego życia. Zaś z braku dopiero co wspominanych, zaspokajamy się spacerami po lesie, rowerowymi przejażdżkami oraz alkoholem. Po prostu, jak wielu współtowarzyszy lockdownu, użalamy się nad sobą :) Całe szczęście jest jeszcze Instagram oraz jego kreowana bogatą paletą filtrów do zdjęć, niemal wiecznie pozytywna, wirtualna rzeczywistość. Dlatego też, żeby nie upaść totalnie na muliste dno depresji, także i my dokładamy tam swoją szpikowaną prozakiem cegiełkę. Natomiast ten wpis, to swoista dokumentacja naszego dawkowanie tegoż :)

Powyższa fotka: 

 Nie ma chyba bardziej klasycznego widoczku w Konstanz. Strzegąca wejścia do portu Imperia, błękitne jezioro, a w tle zamykające całość Alpy ⛵🐟🗻

Jak widać nasze publikacje obfitują w emoji :):
 
Niestety, większość jesiennych planów podróżniczych umiera właśnie na naszych oczach 😷 Całe szczęście jednak, że mieszkamy w całkiem przyjemnej okolicy 🐟⛵ i możemy poudawać, iż jesteśmy na urlopie 😉

Kolejny wpis z cyklu: Z cyklu: 
 
Z cyklu: życie zbieracza- łowiacza. Spacer do hrabiego w poszukiwaniu orzechów, jabłek oraz innych jesiennych płodów pochodzących z zamkowych włości. Ach ci bogacze, oni nie szanują darmowych darów natury, owoce gniją na ziemi...😉Wiadomo, łatwiej podjechać Mercem do Biedronki 😆

Jak widać popełniamy to cyklicznie :):  
 
Z cyklu: uroki mieszkania w pobliżu jeziora- mgła 🤔 W prognozie pogody zapowiadają piękny, słoneczny dzień... i owszem, pewnie taki jest, ale ponad mgłą 😉

Jak wspominaliśmy na początku, pola, lasy...: 
 
W tym roku zamiast żółtego piasku mamy skrzące się jasnym złotem pola... zaś błękit nieba musi wystarczyć nam za morskie tonie...i siebie samego 🤔
W tym szalonym czasie nawet niebo musi robić za dwóch 😉

Komuś się wyraźnie pogarsza (a w przychodni nie odbierają telefonów): 
 
Melancholia, spleen, Weltschmerz, apatia, chandra, przygnębienie, smutek, nostalgia, czy też po prostu depresja.

Co też roi się w tych niespokojnych główkach...

Ale co tam, nie dołujmy się. No już, wszyscy wzuwamy na twarz uśmiechy i do przodu!

Ale, ale, przecież ich nie widać, bo zakrywamy je maską.

Ochronną!

Witaj deszczowy poniedziałku! 🤯

Angażujemy się nawet politycznie. Ważne, że bezpiecznie, znaczy się na odległość: 
 
Nie bez powodu od kilku lat żyjemy za granicą. Nigdy nie była to emigracja zarobkowa, a bardziej światopoglądowo- kulturowa.

Państwo polskie jest nam politycznie coraz odleglejsze, lecz mimo wszystko jesteśmy nadal Polakami i mamy prawo, a w obecnej chwili nawet obowiązek, wyrazić swoją opinię oraz głosić własne poglądy.

Nie ma nic cenniejszego niż wolność. Wolność wyboru oraz wolność sumienia!! Nie można pozwolić, by dyktat katolicko- pisowski w jakikolwiek sposób ją ograniczał. Skończmy z tym średniowieczem.
Jebać PiS! ⚡⚡⚡

Dokładnie!:
 
Dobra, dość tej polityki 😉 Czas wrócić do widoczków 😎


A to już perełka z dzisiaj:

Ni odległe góry, ni dalekie morza- wszystko to w marzeniach,
gdyż dusi obroża.
Zaś, gdy już totalna ogarnia kurwica, pozostaje własna, bliska okolica.
😉😎

To by było na tyle, czas coś polać :) Pamiętajcie, Bądźcie pozytywni! Tylko nie po zrobieniu testu... ha, ha, ha...

sobota, 3 października 2020

Szuru, szuru, człapu, człapu- za plecy się oglądamy, a tam idą zmiany

Dopiero co, kilka postów wcześniej, trąbiliśmy głośno o reaktywacji bloga, nadchodzących wielkich podróżach i towarzyszących im ekscytujących przygodach, a teraz wjeżdżamy z szuru, szuru, człapu, człapu? O co Wam chodzi- możecie, całkiem uzasadnienie, spytać? Otóż, powyższe zdjęcie, to ostatnia fotka kamperka przed tym, jak zmienił właściciela i nie jest już dłużej z nami. Tym samym, ponad dziesięć lat wspólnych wojaży, kilkaset tysięcy kilometrów oraz niezliczona ilość dni, wieczorów i nocy znalazło swój finał. Nie była to łatwa decyzja, ale dojrzewała już w nas od jakiegoś czasu, aż wreszcie rozlała się po umysłach i nie dawała spokoju. Czas na zmiany, na coś nowego (nie, nie będziemy mieć dziecka ;)

Nim jednak ta decyzja została podjęta, pościnaliśmy odrobinę winogronka, ze wskazaniem na odrobinę. Tegoroczne zbiory, jak i cały sezon, były zgoła inne niż zazwyczaj (wiadomo- skurwiała 19) i to także, skutecznie mąciło nam rozumy oraz dołożyło swoją cegiełkę do rozstania się z kamperkiem.

Najlepszym tego dowodem jest to, iż po niecałym tygodniu cięcia winnych kiści, przerwaliśmy pracę i wróciliśmy do domu (Co tam, wyrzućmy to z siebie jeszcze raz: Covid, ty kurwo!!)

By odrobinę podreperować psychikę ruszyliśmy na ostanie prawdziwie letnie, wypełnione spacerami oraz plażowaniem kamperowanie.

Zaś winnice odwiedzaliśmy już jedynie jako turyści :)

Bodeńskie, jak zazwyczaj, nie zawodzi. Zarówno, jeśli chodzi o zabytki oraz urokliwe miejscowości, jak i przyrodę.

To chyba ostatnie tegoroczne kąpiele :(

Nawet mgła nas nie zniechęciła!


Po kilku dniach ładowania akumulatorów, ostatecznie powzięliśmy decyzję o sprzedaży naszego mobilnego domku i ruszyliśmy do Polski.

Całe szczęście trafiliśmy na ładną pogodę...

...i po odprawieniu kilku upierdliwców, udało się nam znaleźć nowych właścicieli dla kamperka.

Zaś zaraz potem ruszyliśmy z powrotem. Tym razem pociągiem...

...co wymagało kilku tysięcy przesiadek...

...i trwało trzy dni :)

Ale, co tam! Po drodze pobumelowaliśmy odrobinę po saksońskiej stolicy.

Nawet Komo się zachwycał :)


Po tym kilkudniowym rozbijaniu się koleją żelazną, wczoraj dotarliśmy do domu i obecnie kombinujemy co dalej zrobić z naszym życiem. Co z tego wyjdzie? Co będziemy robić i co przyniosą nadchodzące miesiące? Pozwólcie, że posłużymy się cytatem z klasyka:
Pinky: Móżdżku, co będziemy robić dziś w nocy?
Mózg: Dokładnie to samo co robimy każdej Pinky, opanowywać świat!

 Żegnaj przyjacielu!!

niedziela, 6 września 2020

Poachalimśmy, poochaliśmy...

Piękny Wrocławiu, cudny Wrocławiu, la la la la la- czy ten serial jeszcze jakaś stacja gra? Musimy z przykrością (choć jednak bardziej z radością) stwierdzić, że z polską kultura popularną jesteśmy od kilku lat mocno na bakier. Nie wiemy, czego się teraz słucha, co ogląda, kto z kim, dlaczego i za ile. Jakie zespoły są popularne, kto podbija YouTube, o co kłócą się politycy, ani czy Lewandowscy mają kolejne dziecko. Zatrzymaliśmy się dawno temu na Dodzie oraz Klanie- i niech już tak zostanie ;) Co nie znaczy, iż nie lubimy wpadać do Polski, odwiedzać rodziców, czy spotykać się ze znajomymi przy winku. Z biegiem czasu oddalaliśmy się jednak od krajowego podwórka i teraz, czujemy się coraz bardziej niczym turyści na zagranicznej wycieczce, niż jak synowie, czy też córy marnotrawne, wracający po jakimś okresie na bezpieczne łono Ojczyzny, by cieszyć się nią oraz chłonąć każdym porem skóry.

Dlatego też pogościliśmy się, wypiliśmy całe przywiezione wino i stwierdziliśmy, że czas już wracać na ten zgniły, przesiąknięty zepsuciem zachód. Oczywiście, pierwszy przystanek zrobiliśmy w Budziszynie (Bautzen). To już z pewnością nasza kilkunasta tam wizyta, ale za każdym razem odkrywamy coś nowego. To tylko pięćdziesiąt kilometrów od polskiej granicy, więc jak najbardziej nadaje się na, nawet jednodniową, wycieczkę. Przy okazje można zahaczyć także o Drezno, czy też słynącą z porcelany- Miśnię.

Polecamy! Do tego, parking dla kamperków położony jest bardzo blisko centrum i na dodatek za całkowitą darmoszkę.

Kolejny przystanek to bawarskie Wiesau, kraina karpi oraz urokliwych, porozrzucanych w całym regionie jeziorek. W sumie spodziewaliśmy się zadupia, a otrzymaliśmy całkiem fajne, nadające się do kąpieli oraz wielogodzinnych spacerów pośród lasów, miejsce.


To zaś już Schwandorf oraz znajdujący się w nim, świetny (oczywiście darmowy ;), położony tuż nad samą rzeką parking. W pakiecie otrzymujemy również całkiem przyjemne miasteczko- i już mamy raj dla kamperowych dziadków. A, że i nam lat nie ubywa, to i nie narzekamy na to, iż nie zawsze spędzamy czas pośród nie wiadomo jakich atrakcji.

Taka średnia półka czasami zupełnie wystarczy :) Spokój, brak tłumów oraz własny żywopłocik. Czego chcieć więcej? No dobra, może i morze by nie zaszkodziło... Notabene, takie cuda spotkać możecie w Feuchtwangen.




Ostatnie na naszej trasie było Dinkesbühl. Kilka lat temu uznane przez magazyn Focus za najpiękniejsze miasteczko w Niemczech. Doskonale zachowana starówka, w całości otoczona pamiętającymi średniowiecze murami. Po prostu cudo!

Pochodziliśmy, popodziwialiśmy...

...poachalimśmy, poochaliśmy...

...i kolejnego dnia już w domu byliśmy. Tym samy dotarliśmy niemal do dnia dzisiejszego i tu kończy się nasza zaległa relacja. Jutro pakujemy się do kampera i ruszamy do Szwajcarii. Winogronka są już ponoć dojrzałe oraz nie mogą się nas doczekać :)