poniedziałek, 12 grudnia 2022

Zimowe jęczały.

Od jakiś dwóch tygodni jesteśmy znowu w domu. Skończyło się słoneczko, w mglistej przeszłości powoli nikną morskie kąpiele oraz naturystyczne, bezwstydne wygrzewanie się na gorących kamieniach. Przeminęły usłane kamieniami szlaki, spalone żarem bezdroża, przygody i towarzyszące im zachwyty nad pięknem przyrody. Chowające się w falach wieczorne słońce, szumiące fale- to wszystko już za nami. Od jakiegoś czasu otacza nas jedynie szaruga, wilgoć, a od kilku dni nawet bielący świat mróz. Parafrazując Paula Verlaine'a: Wszystko wypite, wszystko zjedzone.


Tym samym nie ma o czy pisać. Ponarzekajmy więc może odrobinę. Przed Państwem: Zimowe Jęczały.

To lecimy: jest zimno, jest szaro, jest smutno, po prostu jest nudno. Na przemian wilgotno i mroźno, błotniście, bądź ślisko. Nie ma zieleni, nie ma liści na drzewach. Brakuje morza, egzotyki, słońca i towarzyszącego mu ciepła. Jest...@$%#&-wo. Depresja niczym zły pająk oplata nasze dusze nicią smutku, a towarzyszący porankom spleen zatruwa smutkiem nadchodzący dzień.

Dobra, wystarczy już tego biadolenia! Nie trafiliśmy w końcu do przedsionka piekieł, tylko do domu.

Patrzcie sami, jak urokliwe potrafi być zanurzone w świątecznym nastroju Konstanz. Ha, ha, nawet palmy mamy! Co prawda rachityczne i nieliczne, ale jednak.

Drzewa zaś owocują bombkami.

Co poza tym?- zapytacie może coraz bardziej skonsternowani. Otóż  niewiele :) Kisimy kapustę na sto sposobów...

...łazimy po okolicznych lasach...

...czasem zajedziemy nad jezioro...

...zgubimy polną ścieżkę...

...by odnaleźć ją pośród wyrytych w śniegu tropów. Ponadto, jakże mogłoby być inaczej- planujemy kolejne wyjazdy. O których to, nie omieszkamy niebawem donieść.

Na koniec, powiedzmy ironicznie, że ku pokrzepieniu serc, cały wiersz wielkiego francuskiego dekadenty:

 Paul Verlaine „Niemoc”

Jam Cesarstwo u schyłku wielkiego konania,
Które, patrząc, jak idą Barbarzyńce białe,
Układa akrostychy wytworne, niedbałe,
Stylem złotym, gdzie niemoc sennych słońc się słania.

Duszy, samiutkiej, mdło aż, w nudzie, co ochłania.
Skądciś tam wieści niosą walk olbrzymich chwałę.
O, nie móc, przez tę słabość, przez żądze tak małe,
O, nie chcieć zaznać nieco tego falowania!

O, nie chcieć, o i nie móc umrzeć chociaż nieco!
Wszystko wypite! Ty tam, nie śmiej się z mych żali!
Wszystko, wszystko wypite! zjedzone! – Cóż dalej?

Tylko garść słabych wierszy, co ot w ogień lecą,
Tylko niewolnik nicpoń, co nie dba o pana,
Tylko ból jakiejś troski, co żre pierś, nieznana.