Na Cote
d' Azur, czyli właśnie Lazurowym Wybrzeżu czas mija nam leniwie.
Kwitnące mimozy, ciągnące uparcie ku niebu palmy porastające
sterczące z morza strome urwiska, o które rozbijają się fale- a
pośród tego wszystkiego my. W La Seyne sur Mer turystów niewielu.
Kilka kamperów stoi z nami nad brzegiem zatoki, a ich mieszkańcy
umilają sobie czas powolnymi spacerami po nadmorskiej promenadzie i
przylegającym do niej parku. Aż trudno uwierzyć, że ten region
rozciągający się od Toulon, aż do granicy z Włochami przez
stulecia był jedynie szlakiem tranzytowym między Italią, a
północną Europą, który zamieszkiwali ubodzy rybacy. Dopiero w
XIX wieku został odkryty przez malarzy i poetów, a wraz z nimi
europejskie elity. Arystokracja uciekała w te rejony od szarej,
mroźnej i smutnej zimy. Trudno też uwierzyć, że współcześnie
tak oczywisty krajobraz pojawił się tu dopiero pod koniec XIX
stulecia. Egzotyczne palmy, kaktusy, cyprysy, czy eukaliptusy są tu
stosunkowo niedawno. Nawet okoliczny symbol nadchodzącej wiosny,
czyli mimoza, nie jest stąd. W obecnych czasach kolejną ciekawostką
jest to, iż turystyka letnia pojawiła się tu tak naprawdę w
latach 30- stych XX wieku. Wtedy to kilku śmiałych hotelarzy
postanowiło nie zamykać swoich obiektów wraz z nastaniem upałów
kiedy to wszyscy przyjezdni wyjeżdżali do swoich ojczyzn. My
więc wzorem carów, królów i książąt również postanowiliśmy
rozgościć się tutaj na dłużej :)
Na koniec morza szum i skał śpiew :)