Barefootowe, minimalistyczne buty nadają się wręcz idealnie do pokonywania nierównych, kamienistych szlaków. Dzięki nim stopy otrzymują codzienną, zdrową dawkę masażu :) Mijający nas, obuci w okazałe i zapewne ciężkie, alpinistyczne kamasze Niemcy, wytrzeszczają oczy w zdziwieniu. Nie wiedzą, że wolność wymaga niejednokrotnie wyrzeczeń, częstokroć dyskomfortu, a nawet odrobiny bólu. Powyższa złota myśl tyczy się zarówno kończyn dolnych, jak i życia w ogóle.
Na pewno warto pocierpieć cieleśnie, by urosnąć duchowo. Takie widoki są ku temu idealną pożywką.
Za niemal każdym ze wzgórz rozpościera się zatoczka, niejednokrotnie piaszczysta.
Choć i takich, podsypanych otoczakami także nie brakuje.
Zaś czekającą na krańcu ścieżki nagrodą, są bezludne plaże. Można zregenerować się odrobinę przed powrotem. Niestety każde dojście, dotarcie gdzieś, wiąże się nierozerwanie z powrotem do bazy. W naszym przypadku bardzo często dłuższym od pierwotnej drogi, gdyż nie lubimy pokonywać tego samego odcinka dwa razy.
Było z górki, więc teraz trzeba się wdrapać.
Daleko jeszcze?
Ścieżkę nie tylko zdobią kamienie, czasami natrafiamy również na ślady przybyszów zza morza. Podarte paszporty, pocięte dowody osobiste, czasem jakąś butelka po wodzie opisana arabskimi krzaczkami. Innym razem porzucone gdzieś za skałą ciuchy. Jak widać, nie jesteśmy tak samotni, jak nam się wydaje. My jednak poruszamy się za dnia, migranci natomiast muszą wybrać noc.
Dawniej wybrzeże chronione było przez liczne twierdze, wieże obserwacyjne i inne tego typu militarystyczne zabudowania. Obecnie, jak wszyscy zresztą wiemy, panuje odrobinę luźniejsza polityka w tej materii. Żeby nie było, nie krytykujemy, ani nie oceniamy łódkowiczów. Jeżeli bylibyśmy w podobnej, marnej ekonomiczno, czy też społecznie sytuacji i tylko nadarzała się okazja, aby ją poprawić, to także ładowalibyśmy się czym prędzej na łajbę.
...i dobranoc!