piątek, 17 listopada 2023

Vamos a la Playa, czyli w poszukiwaniu plaży idealnej.


Kto ma ochotę udać się na plażę? Ale nie taką zwyczajną, położoną tuż pod kempingową bramą, czy też hotelowym wejściem, gdzie tłum zalega gęsto, pokrzykując wesoło oraz poprykując przy tym często. Takie służące relaksowi przybytki nas nie interesują- nawet jakbyśmy mieli takową o metr od namiotu, to i tak musimy wybrać się na poszukiwanie naszej własnej, położonej na tyle daleko, by nikt i nic nie zakłócało błogiego spokoju. Idziecie? Nie krępujcie się, nie będziecie wadzić. Chodźmy wszyscy razem! Vamos a la Playa! Ruszajmy ku plaży idealnej!


Pierwszy warunek jaki należy spełnić, to maszerować na tyle długo, aby nikomu innemu już nie chciało się przebierać nogami na takie zadupie.

Trzeba podążać wijącym się pośród gór zakurzonym szlakiem. Za towarzyszy mając jedynie nieliczne kępy palm.

Krok za krokiem, gdy słońce pali w kark, a buty nikną w gęstej mgiełce kurzu.

Po drodze mijając zatoczki niemal idealne. Niestety jednak skalane już przez ludzki ród, czy to stopą, czy to żaglem.

Tu byłoby fajnie- niestety ciężko chyba będzie rozłożyć ręcznik :)

No i w końcu docieramy do celu. Ideał został odnaleziony.

Dobra, musimy przyznać, że trochę koloryzujemy tę opowieść. Ot oszukujemy odrobinkę, gdyż kilka kilometrów wcześniej napotkaliśmy taki oto znak i dzięki niemu wiedzieliśmy, że nasza wędrówka nie będzie bezowocna, że gdzieś tam czeka plaża upragniona nudystów.

Nie mieliśmy jednak informacji, jak będzie wyglądać, gdyż była tylko kropeczką na mapie. A czy byle punkcik może wyrokować o urodzie?

Tak czy inaczej warto było poświęcić trochę dnia na dreptanie. Nikt inny nie zadał sobie tego trudu i mieliśmy całe miejsce jedynie dla siebie.


Po kilku godzinach wracamy. Nasyceni solą, piaskiem, słońcem oraz wiatrem.

Oczywiście nie zawsze, a w sumie to bardzo rzadko na początku ścieżki znajdują się jakieś tablice. W większości przypadków naprawdę nie wiadomo, co czeka na człowieka, cóż to za rogiem czeka. I takie momenty są najwspanialsze, a druga wizyta na tej samej plaży, czy też wędrówka tym samym szlakiem nie ma już tego posmaku przygody.


Czas więc ruszać dalej. Po trzech dniach spędzonym w Puerto de Mazarrón (zdjęć nie będzie, bo i miasteczko niezbyt fotogeniczne) składamy namiot wybywamy dalej na południe. Ku Andaluzji.