Pobyt w miejscowości Vera Playa, zwanej również naturystycznym rajem, rozleniwił nas odrobinę- jednak szczypta luksusu w postaci wygodnego mieszkania robi swoje. Człowiek nie ma już ochoty na wielogodzinne spacery, odkrywanie okolicy, czy też jogę na plaży, zaś myśl o zimnych porankach, wieczorach oraz nocach w namiocie przyprawia go o delikatne, uprzedzające przyszłość drżenie. Leżałby tylko niczym wielka jaszczurka na tarasie, popijał browary i tył, a długie wieczory spędzał grzejąc się przed farelką. Dlatego też po kilku dniach powiedzieliśmy dość (no dobra w sumie, to ze skąpstwa), wracając tym samym na samochodowy dach do brezentowego domku.
Płaska jak stół, piaszczysta plaża zmieniła się w otoczone górami drobne zatoczki. Niektóre nawet ze składającym się z drobnych kamyczków podłożem. Oczywiście jak na wytrawnych naturystów przystało- rychło zwietrzyliśmy odpowiednie miejsce do golasowania.
Osiedliśmy dokładnie 3100 kilometrów od Pucka, na kempingu o jakże zachęcającej nazwie Czarna Jama.
Zagubiony pośród wzgórz okazał się całkiem pozytywnym, spokojnym miejscem.
Wreszcie góry. Jakoś nie należymy do wielbicieli spacerów brzegiem morza. Szczególnie kiedy piasek włazi w każdą cielesną szczelinę, by potem doprowadzać do otarć. Ale lepiej nie zagłębiajmy się w szczegóły :)
Podczas odkrywania okolicy natknęliśmy się na nasz wymarzony dom. Czyli jednak można sprostać, wydawałoby się nazbyt wyśrubowanym wymaganiom i zadowolić takie marudy jak my. Następnym razem wrócimy z walizką pieniędzy.
Czyli potrwa to jeszcze jakieś skromne kilkaset lat. Ale kto wie, przy tym medycznym postępie...
...może doczekamy.
Kolejna ze świetnych, pustych o tej porze roku plaż. W sumie przez pięć dni w okolicy, udało się nam posmażyć bez strojów w trzech różnych miejscach.
Im bardzie w kierunku miasteczka Mojácar Playa, tym plaże bardziej piaszczyste i szerokie.
Góry jednak nie odpuszczają, zapewniając wspaniałą scenerię dla oczu oraz aparatu.
Cóż, czasem trzeba ulec okolicznością i rozbić się na piachu.
Ważne, że jest odludnie.
Co innego w mieście. Choć kto rano wstaje, ten pusty deptak dostaje.
Komo zaś dorobił się zakupionego w chińskim sklepie z pierdołami kocyka i w ten sposób stał się prawdziwą jesieniarą. Niestety- listopad ma swoje prawa: noce stają się coraz chłodniejsze.
Nie ma co dłużej lać wody. Te okolice to naprawdę piękne miejsce.
Wyjeżdżając z łezką w oku, pocieszamy się tym, że przecież kiedyś wrócimy...
... a chałupa na szczycie wzgórza będzie wiernie czekać.