Jávea, czy też po katalońsku Xàbia (pomimo, że jest częścią Wspólnoty Walencji, wciąż stanowi region dwujęzyczny) to urocze miasteczko z malowniczo ulokowaną na wzgórzu starówką. Dodatkowo ma do zaoferowania kilka piaszczysto- kamienistych plaż, zaś całość zamykają z dwóch stron strome klify. Pomiędzy nimi natomiast znajdują się najpiękniejsze, idealnie nadające się do uprawiania naturyzmu zatoczki.
Ale my tu nie o tym. Chcieliśmy poruszyć kwestię zimowej turystyki seniorów. Z racji doskonałej pogody przez cały rok, siwe głowy wypełniają gęsto deptaki, restauracje, zaściełają plaże oraz zaludniają kempingi. Język angielski, holenderski, czy też niemiecki słychać zdecydowanie częściej od hiszpańskiego.
Dochodzi do takich absurdów, że na kempingach brakuje miejsc. A przybywający późnym popołudniem albo wieczorem turyści, odsyłani są z kwitkiem. Jesienią! Kilka lat temu byliśmy w okolicy zimą i wcale nie było luźniej, a kamperów przecież z roku na rok przybywa na rynku.
Turystyczny przybytek do którego trafiliśmy nie przypominał wcale idyllicznego, położonego pośród zieleni miejsca, gdzie chce się rozbić namiot i rozkoszować ciszą oraz kontaktem z naturą. Bliżej było mu do klatkowej hodowli emerytów. Seniorzy otaczali nas ze wszystkich stron, parcele zaś były naprawdę mikre i nie oddzielone niczym od sąsiadów.
Najciekawszy jest jednak fakt, iż zaludniający je turyści najwyraźniej bardzo sobie tą sytuację chwalą. Zaparkowane jeden przy drugim, warte grube setki tysięcy euro kampery, a przed nimi polegające na leżakach dziadki. W większości spędzające tu czas przez kilka tygodni, czy też miesięcy.
Toż to istny raj. Wcale nie trzeba wyczekiwać na ten niebiański.
A w samym centrum tego wszystkiego my. Istotki dość aspołeczne, niekoniecznie przebywające dłuższy czas z bliźnimi. Próbowaliśmy wyszarpać z tego skrawka ziemi odrobinę intymności. Chowaliśmy się za samochodowymi drzwiami, rozwieszaliśmy różnorakie kotary. Nic z tego jednak, mimo wszystko gdzieś spomiędzy wyzierała jakaś srebrzysta czupryna, a dźwięki telewizorów skutecznie zagłuszały wieczorem brzęczenie świerszczy.
Całe szczęście jest jeszcze natura. Tej zaś w okolicy nie brakuje. A że nie da się tam tak łatwo dotrzeć elektrycznym rowerem, to i prześladujących nas tłumów nie uświadczysz.
Szybkie śniadanie i czym prędzej pryskamy z kempingu.
Wracamy jedynie, by zjeść, umyć się i spać.
Pomimo tego szerokiego okna wolności nie wytrzymaliśmy zbyt długo w tym domu seniora na wolnym powietrzu.
Po dwóch nocach uciekliśmy czym prędzej dalej na południe.
Lecz czy tam będzie lepiej? My już o tym wiemy, wy zaś dowiedziecie się wszystkiego z kolejnych wpisów.
Tylko Komo wyłamał się z naszej grupy i nie narzekał nic a nic. To bardzo socjalny typ, więc im więcej ludzi dookoła, tym lepiej. A mówi się, że pies odzwierciedla charakter właściciela. Czyżbyśmy cierpieli na rozdwojenie jaźni?