Ot, taka ciekawostka na początek :).
Więc podczas następnych zakupów w Lidlu albo Biedrze zerknijcie na
etykietę, czy aby wasza sałata lub pomidorki nie pochodzą z tych okolic.
Następnie uśmiechnijcie się nieznacznie pod nosem i pomyślcie o nas :)
Jak widać na załączonych obrazkach- staramy się w pełni korzystać z tego wspaniałego klimatu. Czy da się połączyć listopad, krótkie porteczki, morskie kąpiele, spanie w namiocie oraz kontynentalną Europę? Oczywiście, że tak.
Powyżej natomiast kolejna osobliwość: dorodny fikus w niemieszkaniowym środowisku.
Samo Águilas nie należy z pewnością do najpiękniejszych z miast. To nie wakacyjny kurort, lecz żywa, ciężko pracująca osada. W przeszłości okolica utrzymywała się z górnictwa oraz rybołówstwa, teraz natomiast ze wszystkiego po trochu.
To zaś, nie żadne służące spacerowiczom molo (w sumie, to obecnie tak), lecz kolejowy most, który przeznaczony był do transportu urobku z kopalni. Dzięki niemu wypełnione wagony docierały wprost na statek.
Szczypta Barcelony.
Plaż golasów nie brakuje w okolicy, choć żadna z nich nie jest oficjalnie za takową uznana. Nagiej braci, a nam w szczególności, jednak to nie przeszkadza. Beztekstylna kąpiel z widokiem na wizytówkę miasta? Jak najbardziej.
W sumie zaliczyliśmy trzy ciekawe, nadające się do tego typu aktywności plaże.
Niestety wieczory, noce i tym samym poranki stają się coraz chłodniejsze. Trzeba ratować się farelką (grzanie zewnętrze) oraz mocnym, lokalnym winkiem (by podnieść wewnątrzcielesną temperaturę).
Zaś nocne wyprawy w letniej piżamce do kempingowego kibelka stają się coraz mniej przyjemne. Nie wspominając o prysznicu i innych cielesnych, toaletowych atrakcjach.
Całe szczęście w dzień słońce grzeje jeszcze na całego, a temperatury spokojnie przekraczają dwadzieścia stopni w cieniu.
W końcu to niemal pustynia.
A my to prawdziwi słowiańscy Tuaregowie, więc rozumiemy się z nią doskonale.
Kamperów stojących na dziko nie brakuje w okolicy. Tak naprawdę to dopiero od granic Murcji stały się bardziej widoczne. W Walencji, czy Katalonii wcale nie jest tak łatwo o tego typu miejscówki.
A im dalej na południe, tym trochę łatwiej (chyba). Nie dowiemy się jednak tego, gdyż będziemy zbierać się do powolnego powrotu.
Dlatego też Andaluzję zostawiamy już definitywnie za sobą. W końcu musi być jakiś powód, by wrócić w tę okolicę i kontynuować dalszą eksplorację. Bo jak skonsumujemy wszystko od razu, to co nam zostanie na przyszły rok? Mimo wszystko smuteczek.