Dotrwaliśmy. Dociągnęliśmy. Dojechaliśmy do końca na oparach sił. Doczołgaliśmy się niemal do ostatniego dnia. Już po brudzie oraz pocie. Już po prostu po robocie. Od kilku dób możemy mienić się dumnym mianem ludzi (jak na obecne czasy) wolnych. Musimy przyznać, że ten sezon dał nam odrobinę w kość, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Ale też nigdy nie wypracowaliśmy tylu godzin oraz tym samym nie zasililiśmy sakiewek taką ilością franków. Do przyszłego zarobkowania spokojnie wystarczy, a i kilkumiesięczne wojaże zdołają się tym samym sfinansować.
Pomimo tego, że winobranie to najbardziej wymagający wysiłku fragment opieki nad winnymi krzaczkami, to patrzenie na to, jak uginają się pod ogromem wycukrzonych, dorodnych owoców, daje pewną satysfakcję z dobrze wykonanego zadania. Kolejny pozytyw: można bezustannie, aż do granic żołądka się objadać.
Do tego, jeśli pogoda jest w porządku, a w tyle głowy kołacze świadomość, że to już niemal koniec trudów, to wprost przystoi napawać się rytmem pracy oraz pięknem otaczającej natury.
Fakt, ładnie tam mamy. Kto wie, może za jakiś czas zaczniemy nawet tęsknić :)