Po tygodniu spędzonym w Genui, przy uprzejmej pomocy włoskich kolei, teleportowaliśmy się do San Remo (lub Sanremo, jak pisze się w Italii). Miasto jest bardzo przyjemne do życia i urlopowania, szczególnie o tej porze roku, gdyż cały czas coś się dzieje. Ludzie tłoczą się po zaułkach oraz na deptaku, skutery trąbią, samochody obijają się delikatnie o siebie, mając dodatkowo tradycyjny już we Włoszech problem z przepuszczaniem pieszych na pasach, targowisko działa i jest dosyć tłumnie odwiedzane. Kurort funkcjonuje zarówno latem, jak i po sezonie. W wakacje może być jedynie problem z nadmorskim wylegiwaniem się, bo plaże są dosyć marniutkie.
Zabierzemy Was na wieczorny spacer. Oto i główny deptak. Jak widać ludzi nie brakuje.
Miasto widziane z falochronu.
Znowu deptak. Po deszczu opustoszały odrobinę.
Jak widać, mamy trochę więcej jego ujęć :)
Ariston, tu odbywa się rokrocznie słynny, choć ostatnio odrobinę mniej, festiwal piosenki.
Zieleń miejska :)
Staro, wąsko i ciasno. Pośród tych uliczek pomieszkujemy sobie...
...w miejscu, które pieszczotliwie nazywamy jaskinią.
Było miasto z dołu, teraz proszę bardzo, widok z góry.
Na koniec to, po co tak naprawdę przyjechaliśmy, czyli jodowe inhalacje :)