wtorek, 4 października 2016

słodkie nieróbstwo- część druga i niestety ostatnia :)


Ostatni wpis wyszedł nam dosyć długi oraz obfitujący w treść. Tym razem miało być podobnie, ale spracowane palce odmawiają posłuszeństwa, a umysł robotnika polowego wypełnia głównie cykanie świerszczy, a nie zdania wielokrotnie złożone oraz inne wzniosłe myśli. Urlop zniknął już niestety w odmętach przeszłości, a rzeczywistość, która po nim nastąpiła jest co prawda piękna, ale jednocześnie też bardzo męcząca. Spróbujmy jednak powrócić na kilka chwil do minionych dni, które wypełniało nam jeszcze głównie słodkie nieróbstwo.


Po wysokogórskich wędrówkach zapragnęliśmy widoku wody. Ot, po prostu patrzenie się w wodną toń można uznać za jedno z naszych ulubionych hobby. Rano więc śniadanko, serwis i w drogę. Mieliśmy zatrzymać się w Aix-les-Bains, które to według niezastąpionego internetu obfituje w komfortowe oraz oczywiście darmowe parkingi dla kamperów. Jak to zwykło w życiu bywać rzeczywistość wirtualna ma niewiele wspólnego z ta materialną i co za tym idzie wszędzie materializowały się nam zakazy postoju, ograniczenia wysokości i tym podobne utrudnienia tak niemiłe kamperowej duszy. Po kilku próbach, soczystych kur.ach oraz kilometrach poddaliśmy się i ruszyliśmy na drugą stronę jeziora do w miarę pewnego Le Bourget-du-Lac. Tanio co prawda nie było, bo według Francuzów koniec września to jeszcze środek sezonu, ale za to spokojnie i wygodnie.


Pokąpaliśmy się, wygrzaliśmy członki w słońcu i tak przyjemnie minęła nam reszta dnia.



Na drugi dzień spróbowaliśmy znowu szczęścia w Annecy. Kto czyta bloga ten wie, że stanąć tam na kamperowym parkingu na nocleg oraz zwiedzanie nie jest wcale łatwo. Całe szczęście wybraliśmy odpowiednią porę na przyjazd, bo jak tylko ulokowaliśmy się na jedynym wolnym miejscu już po chwili pojawiło się kilku innych zdesperowanych kamperowych wędrowców.


O Annecy można powiedzieć z pewnością jedno, jest przepiękne. Starówka, górujący nad nią zamek, przystań, jezioro, cudo po prostu.




Jak widać francuscy emeryci z chęcią korzystają z wolnopowietrznej siłowni.



Do tego jeszcze kanały niczym w Wenecji jakiejś :)



Nacieszyliśmy oczy oraz duszę, ale co z biednymi powłokami cielesnymi? Im też przecież się coś należy. A jako, że możliwości kąpieli w bliższej okolicy brakowało, to postanowiliśmy wrócić nad bajorko od którego zaczął się ten ponad tygodniowy wyjazd.



Z powrotem nad Jeziorem Genewskim. Jak widać nie tylko kamienie zażywają kąpieli w ciepłych jeszcze tutejszych wodach



Udało się nam ulokować kamperka tuż przy plaży.



Co też skrzętnie wykorzystaliśmy na ostatnie dni plażowania.


Komo już tęsknie spogląda w przeszłość.


I tak to już w życiu jest, że wszystko się kończy. Zarówno to co złe, jak i to co dobre. Dlatego też nadszedł czas na poranne pożegnanie z jeziorem.


Po szybkim śniadaniu ruszamy w drogę ku Szwajcarii.


Kanton Wallis wita nas taaakimi górami oraz winnicami oczywiście.


Komo szybko przyzwyczaja się do nowych okoliczności mieszkaniowych.


A my do stromych stoków oraz pracy.



Ale takie widoki potrafią skutecznie zrekompensować ból pleców.


W przerwie człowiek siada z kanapką w dłoni i po prostu patrzy. Jednak góry mają w sobie coś magicznego. O czym w kolejnym wpisie :)