czwartek, 13 października 2016
drwalątka
Ostatnio pisaliśmy, że haratamy winne grona, niczym kombajny marki Bizon złocone zbożem pola. W poniedziałek jednak otrzymaliśmy inne zajęcie, a mianowicie na jeden dzień wcieliliśmy się w rolę alpejskich drwali. No, może to określenie odrobinę na wyrost, więc powiedzmy, że drwalątek :). Wąskimi serpentynami wspięliśmy się na wysokość 1500 m n.p.m. gdzie to nasz szef, jak przystało na prawdziwego człowieka gór, posiada drewnianą chatę.
Pośród błogiej ciszy, mając za towarzystwo jedynie świstaki i kozice oraz ukryte głęboko w lesie wilki i niedźwiedzie wzięliśmy się do pracy. Zadaniem naszym było oczyszczenie odrobinę już zarośniętej parceli z wdzierających się na nią od strony lasu drzewek. Widocznie dawno już nikt tego nie robił, bo niektóre roślinki zdążyły już porządnie urosnąć.
Mimo panującego już na tej wysokości mrozu nie narzekaliśmy na pracę, a zamiast tego podziwialiśmy widoki. Pocieszaliśmy się tym, że niektórzy wydają ciężkie pieniądze, tłuką się niewygodnymi kolejkami, czy też dymają kilka godzin na nogach, by popatrzeć na dolinę z góry. A my tu, na samym szczycie, przywiezieni wygodną ciężarówką, niczym króle jakieś. I jeszcze za to nam płacą :)
Po tym jednorazowym przypadku wszystko wróciło do normy tzn. my powróciliśmy w dolinę, na wygrzewające się w słońcu winnicze łono.
Jako, że nie wszystkie grona są już w pełni dojrzałe, to nie pracujemy codziennie. Nie narzekamy jednak na to zbytnio. Wolny czas wykorzystujemy na odpoczynek, regenerację zbolałych ciałek oraz zwiedzanie okolic.
Naszym ostatnim celem była położona niemal na samych końcu doliny miejscowość zwąca się Brig. Za nią już tylko przełęcz Simplon i dalej Włochy.
Miasteczko szczyci się zamkiem oraz przylegającą do niego, niezbyt okazałą starówką. Jak znalazł na kilkugodzinne zwiedzanie.
Połaziliśmy, popstrykaliśmy fotki i zatęskniliśmy za Włochami. Pomyśleć tylko, że wystarczy jedynie wspiąć się naszym dwudziestopięcioletnim kamperkiem na nędzne dwa tysiące metrów. A potem to już tylko z górki. Tak to cel kolejnego wyjazdu wymyślił się sam :)