Jak już Szanowni
Czytelnicy zapewne zdążyli zauważyć lubimy bywać. Jeżeli nie ma
nas aktualnie na Lazurowym Wybrzeżu zapewne zastaniecie nas w
jakiejś uroczej toskańskiej miejscowości lub też w którymś z
liguryjskich kurortów. Tym razem znudzeni blichtrem riwiery
postanowiliśmy zatrzymać się na dłużej we francuskiej Burgundii.
Gościmy w uroczym chateau w
pięknym, średniowiecznym Saint-Bris-Le-Vinoux.
W
tym miejscu co bardziej czujny czytelnik zacznie mieć wątpliwości.
W nazwie miasteczka nie bez kozery zawarta jest końcówka
„Le-Vinoux”, czyli pewnie teraz zamiast kamperowania zafascynował
nas tak modna obecnie turystyka winna.
Powiedzmy...
Prawda
jest taka, że przebywamy tu w charakterze robotników rolnych.
Wiadomo, Polacy najlepiej nadają się do prac polowych :) A jako,
że jest to winnica BIO, pracuje się tu niczym w późnym
średniowieczu, dzięki czemu nasze dłonie pokryte są gęsto
odciskami, a kręgosłupy niepokojąco trzeszczą oraz zgrzytają
boląc przy tym niemiłosiernie. Na szczęście, tak się szczęśliwie
złożyło, iż dobrodzieje nasi kilka lat temu opuścili ten ponad
300-letni dom i stoi on sobie obecnie zupełnie pusty. Więc żeby nie
było mu smutno postanowili nas tam umieścić (zupełnie za darmo na
dodatek). Dlatego też gospodarujemy tu sobie jak prawdziwy
burgundzki hrabia. Tylko dlaczego trzeba wstać jutro do pracy?
Widok z sypialni na XIII wieczny kościół.
Po
tym jak gościł nas na strychu restauracji przedstawiciel bratniego
niemieckiego narodu (również winiarz) stanowi to miłą odmianę :)
Relaks z mopsem przy kominku oraz winku :)
Kamper
to to nie jest :)
Nasze włości.
Nie
nawykliśmy do takich luksusów stąd też może ten nasz odrobinę
nachalny lans. Wybaczcie :)