Do Ste.
Maxime trafiliśmy trochę przypadkiem. Jadąc w stronę Cannes
postanowiliśmy sprawdzić parking, który miał znajdować się na
naszej na trasie. Wiadomo, zatoka Saint Tropez, czyli drogo. Postój
z serwisem za 5 albo 10 euro- różne fora podają inne ceny.
Zajeżdżamy więc na miejsce, robimy serwis- darmowy i idziemy się
rozejrzeć. Spotkany Francuz, na pytanie co, gdzie i za ile,
odpowiada: nie ma szlabanu, bo zdemontowali, czyli za darmoszkę :)
Na parkingu stoi już kilkanaście dobrze ukorzenionych kamperów.
Ludzie noszą sobie wodę w wiaderkach i konewkach, sąsiedzi Niemcy
pucują szmatkami Concorda, ktoś się opala, ogólnie sielanka. Po
krótkim spacerze okazuję się, że niedaleko mamy Lidla, a i do
centrum kilkaset metrów. Na dodatek łapiemy internet z McDonalda,
który znajduje się po drugiej stronie ulicy. To jest życie.
Zostajemy.
Samo
miasteczko okazuje się równie przyjemne. Kilka wąskich uliczek ze
stara zabudową, mały kościołek przy marinie, piaszczysta plaża i
piękny widok na znajdujące się po drugiej stronie zatoki,
osławione Saint Tropez. Czas mija nam błogo na spacerach i
wygrzewaniu się przed kamperem (chyba najcieplejsze dni od czasu
naszego zawitania do Francji). Po wizycie w biurze informacji
turystycznej dowiadujemy się , że wcale nie musimy pchać się
samochodem do miasteczka komicznego żandarma. Jeździ tam autobus za
2 euro.
Namiary
na parking:
Ste.
Maxime
GPS:
N 43.31713
E
6.62.985
Całkiem nas dużo.
Byliśmy świadkami takiej oto mrożącej krew w żyłach sceny. Jastrząb, czy inny orzeł upolował na naszych oczach biednego gołąbka.